Za karę i dla przykładu. Minister Błaszczak zdymisjonował dowódcę pułku rozpoznawczego

niezalezny-dziennik-polityczny

Wicepremier Mariusz Błaszczak postawił sobie za cel rozbudowę armii do 300 tys. żołnierzy. W sierpniu napisał do dowódców, że będzie wyciągał konsekwencje za utrudnianie masowej rekrutacji do wojska. Dwa tygodnie później — jak ustalił Onet — właśnie z tego powodu zdymisjonował płk. Jakuba Grabowskiego, dowódcę 2. Pułku Rozpoznawczego z Hrubieszowa.

  • Informacje Onetu potwierdziło ministerstwo obrony: „Dowódca 2. Pułku Rozpoznawczego w Hrubieszowie został odwołany, ponieważ nie przygotował odpowiednich warunków kwaterunkowych dla ochotników odbywających szkolenie dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej”
  • Oficerowie, z którymi rozmawialiśmy, twierdzą jednak, że ambicje szefa resortu obrony dotyczące wielkiej armii rozmijają się z rzeczywistością
  • — W Warszawie urzędnicy sądzą, że wystarczy wydać decyzję, a reszta sama się zrobi. U nas po prostu nie ma koszar, w których można było zakwaterować nowych żołnierzy — mówi nasz rozmówca
  • Aktualnie, jak informuje nas MON, szkolenie podstawowe i specjalistyczne w ramach dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej pełni prawie 4 tys. żołnierzy. Natomiast od wejścia w życie ustawy o obronie ojczyzny zostało złożonych już blisko 17 tys. wniosków o przyjęcie do armii
  • 2. Pułk Rozpoznawczy z racji swoich zadań oraz ulokowania przy granicy z Ukrainą jest dziś kluczową formacją polskiego wojska. Jednostki tego typu nazywane są „oczami i uszami” każdej armii

Żołnierze zasadniczej ochotniczej służby wojskowej — nowy rodzaj służby, ustanowiony po wejściu w życie ustawy o obronie ojczyzny — zjawili się w 2. Pułku Rozpoznawczym w Hrubieszowie latem tego roku. Zaplecze socjalne do ich przyjęcia nie zostało jednak wcześniej przygotowane. Rekruci zostali zakwaterowani na ternie jednostki w namiotach wojskowych. Problemem okazały się też spartańskie warunki sanitarne. Wkrótce — jak mówią informatorzy Onetu — w hrubieszowskim pułku zjawili się przedstawiciele Departamentu Kontroli MON.

Sprawdzili, jak przebiega szkolenie nowych żołnierzy. Przyjrzeli się również temu, jakie dowództwo jednostki przygotowało dla nich zaplecze socjalno-bytowe. Kontrolerzy sporządzili dokumentację, również zdjęciową i wrócili do Warszawy.

Urzędnicy z Warszawy wydają decyzję

Na decyzję ministra obrony Mariusza Błaszczaka nie trzeba było długo czekać. Już pod koniec sierpnia zdymisjonował dotychczasowego dowódcę pułku, płk. Grabowskiego i powołał na jego miejsce ppłk. Krzysztofa Sarnowskiego, byłego szef sztabu 25. Brygady Kawalerii Powietrznej.

Nasze informacje potwierdziło Ministerstwo Obrony Narodowej. „Dowódca 2. Pułku Rozpoznawczego w Hrubieszowie został odwołany, ponieważ nie przygotował odpowiednich warunków kwaterunkowych dla ochotników odbywających szkolenie dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej” — czytamy w odpowiedzi Centrum Operacyjnego MON na pytania Onetu.

Oficerowie, z którymi rozmawialiśmy twierdzą jednak, że ambicje szefa resortu obrony dotyczące wielkiej armii rozmijają się z rzeczywistością panującą w jednostkach wojskowych. — W Warszawie urzędnicy sądzą, że wystarczy wydać decyzję, a reszta sama się zrobi. U nas po prostu nie ma koszar, w których można było zakwaterować tych nowych żołnierzy — mówi nasz rozmówca. Jego zdaniem dowódca pułku został ukarany dla przykładu, by reszta korpusu oficerskiego miała świadomość tego, co grozi za niewykonanie zadania, które jest priorytetowe dla ministra obrony.

Pod koniec sierpnia, jak ujawnił tygodnik „Polityka”, dowódcy jednostek wojskowych w całym kraju otrzymali od ministra obrony pismo, w którym krytykuje ich za niezrozumienie intencji resortu obrony związanych z powiększaniem armii, zarysowanych w ustawie o obronie ojczyzny. W dokumencie Błaszczak zarzuca również wojskowym sabotowanie najważniejszego procesu w tej sprawie, jakim ma być zaciąg ochotników w ramach dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej.

Wśród działań, które krytykuje Błaszczak, znalazły się m.in. utrudnienia w procesie przydzielania i wyznaczania kandydatów na stanowiska służbowe przez Wojskowe Centra Rekrutacji, nieuzasadnione blokowanie przez jednostki i instytucje wojskowe stanowisk, o które mogliby się ubiegać ochotnicy, a także o zbyt małym zainteresowaniu, jakimi są otaczani ochotnicy po skierowaniu do jednostek.

Nasi rozmówcy odbijają piłeczkę. — Najpierw resort powinien przygotować zaplecze, programy i centra szkolenia, a dopiero potem zlecać nam zadania w tym zakresie. Z pustego i Salomon nie naleje — mówi rozżalony żołnierz.

Ten pułk to oczy i uszy armii

Co na to ministerstwo obrony? „Jednostki wojskowe realizujące projekt są przygotowane do szkolenia ochotników oraz posiadają odpowiednie zaplecze” — czytamy w odpowiedzi. Tyle że z rozmów Onetu z żołnierzami wyłania się zupełnie inny obraz szkolenia ochotników. Wojskowi mówią o braku przygotowania nie tylko infrastruktury w jednostkach, lecz również całego procesu szkolenia rekrutów.

Ochotnicy na początek przechodzą 28-dniowe szkolenie podstawowe, a następnie trafią do jednostek już na niespełna roczne szkolenie specjalistyczne. Na przykład w 6. Brygadzie Powietrznodesantowej z Krakowa kilkudziesięciu rekrutów odbyło okólnowojskowe szkolenie podstawowe. Jednak na szkolenie specjalistyczne zakwalifikowało się zaledwie kilka osób.

— Nie wszyscy po prostu nadają się do desantu — mówi żołnierz z Krakowa. 6. Brygada jest jednak elitą armii. Posiada też w Krakowie sporo infrastruktury, w której mogą zostać zakwaterowani i przeszkoleni ochotnicy.

Znacznie gorzej sytuacja wygląda na prowincji, zwłaszcza tej wschodniej. A właśnie tam, w Hrubieszowie, zaledwie 18 km od przejścia granicznego z Ukrainą mieści się 2. Pułk Rozpoznawczy.

Z racji swoich zadań oraz bliskości granicy ukraińskiej, pułk jest dziś kluczową formacją w polskiej armii. O jednostkach rozpoznawczych mówi się, że są to „oczy i uszy” wojsk. Ich żołnierze specjalizują się w najtrudniejszych działaniach, czyli dalekim rozpoznaniu, w głębi terenu zajętego przez przeciwnika. Muszą zostać wszechstronnie wyszkoleni, by być w stanie prowadzić działania bojowe w każdych warunkach terenowych, pogodowych czy klimatycznych.

Dlatego żołnierze z Hrubieszowa pytają, czy ukaranie dla przykładu przez ministra obrony dowódcę właśnie ich jednostki, w momencie, kiedy w Ukrainie trwa wojna, nie jest podcinaniem gałęzi, na której się siedzi? — Nie jestem fanem płk. Grabowskiego, ale tym razem został ukarany niesprawiedliwie — mówi żołnierz hrubieszowskiego pułku.

Jedno jest pewne, każdy dowódca stanie dziś na głowie, aby zapewnić jak najlepsze warunki dla żołnierzy ochotniczej służby wojskowej. Powodem będzie strach, by nie spotkała go taka sama kara, jak dowódcę pułku z Hrubieszowa.

A przed dowódcami spore wyzwanie. Aktualnie, jak informuje nas MON, szkolenie podstawowe i specjalistyczne w ramach dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej pełni prawie 4 tys. żołnierzy. Resort podkreśla również, że ten rodzaj służby cieszy się dużą popularnością oraz że od wejścia w życie ustawy o obronie ojczyzny zostało złożonych już blisko 17 tys. wniosków o przyjęcie do armii.

„Zwiększenie liczebne i modernizacja Sił Zbrojnych RP jest priorytetem M. Błaszczaka, wicepremiera, ministra obrony narodowej. Nowe wyzwania, w tym sytuacja za naszą wschodnią granicą, wymagają odpowiedniego dostosowania systemu szkoleń i doskonalenia żołnierzy. Sprostanie tym wymaganiom jest wyzwaniem nie tylko wobec żołnierzy, ale również kadry szkolącej, a w szczególności dowódców jednostek odpowiedzialnych za szkolenia” — czytamy w odpowiedzi CO MON na pytania Onetu.

onet.pl

Więcej postów