Rząd Mateusza Morawieckiego nie poda do publicznej wiadomości informacji, kto dokładnie otrzyma pieniądze z Funduszu Odbudowy UE. Pozwalają mu na to unijne regulacje, które nie zapobiegają malwersacjom. W przypadku Polski chodzi o ponad 164 mld złotych
17 czerwca 2022 Rada Unii Europejskiej przyjęła polski Krajowy Plan Odbudowy, kończąc trwający ponad rok proces akceptacji KPO. O przebiegu negocjacji i o tym, jak rządzącym udało się ostatecznie przekonać Unię do zatwierdzenia polskiego Planu, pisaliśmy obszernie w OKO.press.
Polska jako 25. z 27 krajów Unii może teraz wnioskować o wsparcie z Funduszu Odbudowy UE – zgodnie z KPO będzie to 35,4 mld euro, czyli ponad 164 mld zł, które mają pomóc w walce ze skutkami COVID-19 oraz unowocześnić gospodarkę. Cały Fundusz opiewa na 728,3 mld euro. Po obecnym kursie to 3,4 biliona złotych – siedem razy więcej niż wynosi roczny budżet Polski.
Pierwsze wypłaty z Funduszu trafiły już do większości państw członkowskich UE. Prawdopodobnie także Polska otrzyma je jeszcze w tym roku.
Kto skorzysta na transferze miliardów euro z Brukseli? Opinia publiczna mogła oczekiwać, że rząd upubliczni dane beneficjentów Funduszu, by zapobiec korupcji i nadużyciom – robi to już np. w przypadku rolników korzystających z unijnych dotacji. Tym razem jednak tak się nie stanie.
“[…] Dane te będą zbierane i udostępniane na potrzeby audytów i kontroli i nie będą podawane do publicznej wiadomości. Do publicznej wiadomości będą podawane zbiorcze, zagregowane informacje o postępie wdrażania KPO”
– pisze Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej w odpowiedzi na pytania OKO.press.
Polski rząd nie jest wyjątkiem na tle Unii. Śledztwo kolektywu dziennikarskiego #RecoveryFiles (z ang. „Z Archiwum Odbudowy”) pod wodzą holenderskiej organizacji Follow The Money, w którym udział bierze m.in. OKO.press*, wykazało, że UE postanowiła nie zmuszać państw członkowskich do publikacji danych beneficjentów. Ryzykując tym samym, że nowy Fundusz padnie ofiarą oszustów.
Kto się boi przejrzystości?
We wrześniu 2020 roku, gdy Fundusz dopiero nabierał kształtów, prezydent Francji Emmanuel Macron powiedział publicznie, że “wszystkie pakiety stymulacyjne [czyli przyszły Fundusz Odbudowy – red.] powinny być udostępnione w otwartych systemach, tak, aby obywatele mogli śledzić losy pieniędzy oraz aby zapobiegać marnotrawstwu i korupcji”.
Komisja Europejska zapewniała, że dopilnuje, by każde euro było dobrze wydane, a rządy ponosiły odpowiedzialność za wszelkie przypadki korupcji i oszustw. Przejrzystości domagał się zwłaszcza Parlament Europejski.
“Chcieliśmy, aby powstała jedna baza danych, w której zbierane byłyby informacje o beneficjentach” – mówi w rozmowie z Follow the Money Tana Foarfă, doradca rumuńskiego europosła Dragoșa Pîslaru, który był obecny podczas negocjacji Funduszu między Parlamentem, Komisją i Radą UE.
Mimo wysiłków PE szybko okazało się, że państwa członkowskie wcale nie są przekonane do transparentności.
Pracami Rady kierowały wówczas Niemcy. I to właśnie Niemcy – wg. ustaleń Follow the Money – torpedowały obowiązek udostępnienia informacji o beneficjentach. Ale pozostałe państwa członkowskie, poza Holandią, wcale nie naciskały, by niemiecki rząd zajął w tej sprawie inne stanowisko.
„Wszystko według zasady, że jeśli ty nie będziesz patrzył w moje karty, ja nie będę patrzył w twoje. To oznacza zgodę na korupcję” – komentuje niemiecki eurodeputowany Damian Boeselager, który również uczestniczył w negocjacjach.
Do ostatecznego tekstu rozporządzenia wprowadzającego Fundusz trafił jedynie obowiązek gromadzenia danych podmiotów, które otrzymają dotacje, oraz „zapewnienia do nich dostępu” (art. 22 ust. 2 lit. d). Państwa członkowskie mogą więc taką bazę upublicznić, ale nie muszą.
W przyjętej w ubiegłym tygodniu rezolucji Parlament wzywa państwa UE do przejrzystości, argumentując, że publikacja danych zwiększy zaufanie publiczne. Rezolucje PE nie mają jednak wiążącej mocy prawnej. Państwa członkowskie, poza nielicznymi wyjątkami, nie zamierzają skorzystać z takiej możliwości.
Rządy strzegą sekretów
Dotychczas tylko Słowacja i Litwa potwierdziły zamiar opublikowania danych na stronie internetowej. Co ciekawe, jak ustalił dziennik „Die Welt”, przez moment zastanawiały się nad tym także… Niemcy. Ostatecznie jednak zrezygnowały.
Z kolei dziennik „Le Monde” ujawnił, że problemy z dotrzymaniem obietnicy ma prezydent Macron. Rząd Francji poinformował dziennikarzy, że zapowiadanej listy beneficjentów nie będzie, a informacje zgromadzą departamenty oddelegowane do wdrażania francuskiego KPO. Dane, do których dotarł „Le Monde”, okazały się wybiórcze. Brakuje też pełnego wykazu rządowych jednostek, które zajmują się Funduszem.
Wygląda na to, że większość państw członkowskich w najlepszym wypadku pójdzie drogą Francji i poda dane rozdrobione i niepełne. W najgorszym beneficjentów Funduszu poznać będzie można tylko, wysyłając czasochłonne wnioski o dostęp do informacji publicznej i śledząc poszczególne procedury przetargowe.
Z odpowiedzi rządu PiS wynika, że Polska postawi na drugie rozwiązanie.
Państwa członkowskie argumentowały, że stworzenie jednolitego systemu, a następnie gromadzenie i publikowanie w nim szczegółowych danych, będzie zbyt czasochłonne. Część wskazywała też na RODO, czyli regulację dotyczącą ochrony danych osobowych. Krzysztof Izdebski – prawnik i aktywista na rzecz przejrzystości działania władz, ekspert Fundacji Batorego oraz Open Spending EU Coalition – uważa jednak, że UE i jej członkowie nadużywają tych przepisów.
“Obserwujemy nasilający się trend wykorzystywania RODO do ograniczania dostępu do danych nie tylko końcowych odbiorców środków publicznych, ale także przedstawicieli firm i ich rzeczywistych beneficjentów.
O ile w pełni popieram RODO i potrzebę ochrony życia prywatnego obywateli, o tyle nie znajduję uzasadnienia dla ograniczania dostępu do danych odbiorców środków publicznych.
To wykracza poza ich aktywność w życiu prywatnym, jest kwestią przejrzystości i rozliczalności środków publicznych oraz sposobu, w jaki instytucje publiczne wykonują swoje zadania. Ogólnie rzecz biorąc, każdy, kto otrzymuje wsparcie od rządu, nie powinien mieć prawa do robienia tego w tajemnicy” – mówi Izdebski.
Problemu zdaje się nie widzieć Komisja Europejska.
„Nie było zgody na publikację listy beneficjentów” – stwierdziła w lutym 2022 w rozmowie z Follow the Money Céline Gauer, która odpowiada za Fundusz z ramienia KE. „Nie wiem, dlaczego kogokolwiek miałaby interesować lista osób, które remontują swoje domy. Istotne może być natomiast to, czy istnieje konflikt interesów. To będzie pod kontrolą” – dodała.
Czy Unia przypilnuje Funduszu?
Eksperci są innego zdania. Jak wskazują, rozmiar Funduszu oraz pośpiech przy publicznych przetargach i konkursach na dotacje może spowodować, że błędy i korupcja będą częstsze niż dotychczas. A badania dowodzą, że im więcej informacji dotyczących przetargu podanych jest do publicznej wiadomości, tym mniej prawdopodobne, że pieniądze zostaną zmarnowane.
„Spodziewać by się można, że decydenci wezmą to pod uwagę i zwiększą kontrolę. Niestety europejski plan odbudowy nie został tak skonstruowany” – ubolewa węgierski badacz Mihaly Fazekas, który od lat zajmuje się tematem defraudacji funduszy UE.
W przypadku Polski, która już zaliczyła opóźnienie w uruchomieniu Funduszu Odbudowy, pośpiech i ryzyko będą jeszcze większe.
Termin na zaplanowanie wydatków pozostaje bowiem bez zmian – wszystkie państwa członkowskie muszą zrobić to do końca 2023 roku. Ostatnie przelewy z Funduszu popłyną do odbiorców w roku 2026.
W czerwcu 2021 szef Europejskiego Urzędu ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF) Ville Itälä przypomniał, że państwa członkowskie na etapie negocjacji storpedowały pomysł stworzenia jednolitego systemu gromadzenia danych i ostrzegał przed „dużym ryzykiem” korupcji. Europejski Trybunał Obrachunkowy pytany przez Follow the Money, przyznał, że wciąż nie wiadomo, na jakiej zasadzie odbywać się będzie audyt Funduszu.
Unia od lat walczy z problemem malwersacji. Choć skala nadużyć waha się w zależności od kraju, o głośnych przypadkach słyszała cała Europa. Wiadomo np., że węgierski premier Viktor Orbán przetransferował unijne środki do swoich wpływowych przyjaciół, którzy dziś zarządzają koncernami medialnymi. A prywatne firmy byłego premiera Czech Andreja Babiša upasły się funduszach z unijnych dopłat dla rolników.
Komisja Europejska zapewnia, że ma wystarczające narzędzia do kontroli Funduszu Odbudowy, wskazując zwłaszcza na system kamieni milowych. Jak zadziała on w praktyce i czy Unii nie zgubi pośpiech? To okaże się najpewniej dopiero po 2026 roku.
KE przypomina też, że wyposażyła się w tzw. mechanizm warunkowości, czyli słynne rozporządzenie “pieniądze za praworządność”. Mechanizm pozwala Unii zawiesić wypłaty z budżetu (i Funduszu) w przypadku, gdy dany kraj łamie zasadę praworządności. W dodatku w 2021 roku do OLAFu dołączyła Prokuratura Europejska (EPPO) – nowy organ z uprawnieniami do ścigania sprawców malwersacji. Polska, podobnie jak Węgry (a także Irlandia, Szwecja i Dania) nie dołączyła jednak do EPPO i póki co, odmawia współpracy z europejskimi śledczymi.
Narzędzia te mają poważną wadę: to środki karania za już popełnione nadużycia, których uruchomienie może zająć wiele miesięcy. Z perspektywy UE dużo efektywniej byłoby zapobiegać, niż leczyć.