Mogło dojść do tragedii! Kierowca limuzyny z wiceprzewodniczącym PiS Antonim Macierewiczem (74 l.) na tylnym siedzeniu pędził 104 km/h tuż pod boiskiem szkolnym liceum i znakiem ostrzegającym przed wzmożonym ruchem pieszych. – Trudno to skomentować. To naganne nadużycie władzy, z którego powinno się wyciągnąć konsekwencje – oburza się Mariusz Sokołowski (49 l.), były rzecznik KGP.
Rajd limuzyny Antoniego Macierewicza zatłoczonymi ulicami stolicy rozpoczął się na Bielanach. Dziennikarz „Super Expressu” widział, jak pędząca do Sejmu limuzyna niecierpliwie skakała między pasami, wyprzedzając przepisowo jadących kierowców. Gdy kierowca skody zjechał na wąską, dwupasmową drogę pod stadionem Legii, wdepnął pedał gazu, wyciskając z samochodu, ile fabryka dała. Auto z Macierewiczem na pokładzie minęło przejście dla pieszych pod stadionem z prędkością 92 km/h. Między boiskiem szkolnym a kościołem przy Łazienkowskiej jechało już 104 km/h. Następnie kierowca skody z wiceszefem – o ironio – Prawa i Sprawiedliwości, skrócił sobie drogę do Sejmu, jadąc przez park, do którego mogą wjechać tylko rowery oraz służby.
Podsumowanie? – Prędkość – mandat 1500 zł, 10 pkt karnych oraz odebranie uprawnień do kierowania na trzy miesiące. Zakaz ruchu – mandat do 500 zł i 5 pkt – wylicza insp. Mariusz Sokołowski. Na szczęście, w wyniku szaleńczego rajdu nikt nie ucierpiał.