To precedens. Rząd Belgii ufunduje Polkom dostęp do aborcji za granicą

To precedens. Rząd Belgii ufunduje Polkom dostęp do aborcji za granicą

Rząd Belgii przekazał 10 tys. euro inicjatywie Aborcja bez Granic, która pomaga Polkom w organizacji zabiegów przerwania ciąży za granicą. „Dostęp do aborcji jest podstawowym prawem, które musi zapewnić każde demokratyczne państwo” – mówiła belgijska ministra ds. równości Sarah Schlitz

Było już oddolne wsparcie z Czech czy Niemiec. Teraz Polkom, które nie mogą uzyskać dostępu do aborcji w kraju, chce pomóc rząd Belgii.

Z okazji Światowego Dnia Bezpiecznej Aborcji, który obchodzony jest 28 września, minister zdrowia i wiceministra ds. równości płci, równych szans i różnorodności ogłosili, że przekażą 10 tys. euro na inicjatywę Aborcja bez Granic, która wspiera kobiety — logistycznie i finansowo — w wyjazdach za granicę.

„Pierwszy raz pieniądze na pomoc pochodzą z budżetu państwa, a nie prywatnych portfeli darczyńców. Już w listopadzie 2020 roku, po antyaborcyjnym wyroku TK Julii Przyłębskiej, kilka państw ogłosiło, że wyciągnie do nas rękę. I tylko Belgia dotrzymała słowa. Na jednym ze spotkań ministra ds. równości Sara Schlitz powiedziała, że mimo iż kwota nie jest ogromna, chce pokazać, że obietnic się dotrzymuje” — mówi OKO.press Natalia Broniarczyk z Aborcji bez Granic.

“Dostęp do aborcji jest podstawowym prawem, które musi zapewnić każde demokratyczne państwo. Pozwala kobietom decydować o własnym ciele, chronić swoje zdrowie i nie być zmuszaną do rezygnowania z życiowych szans” — tak dotację tłumaczyła ministra ds. równości Sarah Schlitz.

Podkreślała, że gdy państwo nie chroni obywateli i obywatelek, do akcji musi wkroczyć społeczeństwo: „Ponieważ polski rząd milcząco akceptuje, że Polki wyjeżdżają za granicę, aby uzyskać dostęp do usług, do których powinny mieć prawo w swoim kraju, dostęp do aborcji staje się jeszcze bardziej kwestią finansową”.

Polscy lekarze oszukują pacjentki

Program dotacji ma charakter pilotażowy. Przed jej przyznaniem belgijscy urzędnicy drobiazgowo sprawdzali, czy to legalne, by rząd innego kraju przekazał pieniądze organizacji, która będzie płaciła za aborcję osób z Polski.

„Belgowie starali się też pomyśleć o nas, aktywistkach. Nie chcieli narażać nas na niebezpieczeństwo, dlatego pieniądze przelewają do parasolowej organizacji Abortion Support Network, która z nami współpracuje. I tą drogą pieniądze będą płynąć do Polek” — tłumaczy Broniarczyk.

Pieniądze nie muszą być wydane na przeprowadzenie zabiegu w Belgii. Osoby potrzebujące aborcji nadal będą mogły jeździć do Anglii, Niemiec czy Holandii. Broniarczyk przyznaje jednak, że coraz częściej, szczególnie w najtrudniejszych przypadkach, zdarza się im korzystać z belgijskich klinik. Pomagają one bowiem kobietom, które mają stwierdzone ciężkie wady płodu, ale przekroczyły 24 tydzień ciąży.

„Są to najczęściej osoby, które spóźniły się na zabieg do Holandii czy Anglii. Nie z własnej winy, ale dlatego, że były oszukiwane przez lekarza. Diagnoza była zatajona do ostatniego momentu, by uniemożliwić im wyjazd za granicę. Publiczne szpitale w Belgii przyjmują takie osoby, bo wady letalne są traktowane jako zagrożenie zdrowia i życia pacjentki” — tłumaczy Broniarczyk.

Co miesiąc co najmniej 90 polskich aborcji za granicą

Po wyroku Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej z 22 października 2020 roku prawo do aborcji w Polsce zostało drastycznie ograniczone. Jak wyliczała Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, decyzja o zaostrzeniu przepisów:

  • uniemożliwiła całkowicie dostęp do aborcji z powodu wad płodu w publicznych szpitalach w Polsce;
  • wywołał tzw. efekt mrożący w stosunku do pozostałych, wciąż legalnych, przesłanek aborcyjnych: lekarze z obawy przed odpowiedzialnością karną odmawiają wykonywania aborcji nawet w sytuacji zagrożenia zdrowia lub życia kobiety w ciąży;
  • spotęgował efekt kryminalizacji aborcji: lekarze bardziej się boją zarzutów w związku z przeprowadzaniem ustawowych aborcji, a prokuratura nabrała odwagi do bezpodstawnego wszczynania, motywowanych politycznie, postępowań karnych dotyczących aborcji (np. postępowanie wszczęte przez Prokuraturę Okręgową w Białymstoku, która zażądała dokumentacji medycznej wszystkich pacjentek, które miały aborcje w białostockim szpitalu między wydaniem a ogłoszeniem wyroku).

A to oznacza, że zwiększyło się zapotrzebowanie na oddolną pomoc.

Jak wylicza Broniarczyk, w ciągu ostatnich sześciu miesięcy, od marca do września, około 90 osób miesięcznie potrzebuje wyjazdu za granicę. Chodzi o osoby w drugim trymestrze, które nie mogą przerwać ciąży inaczej niż chirurgicznie. Kwota, którą Aborcja bez Granic dostała od Belgii, wystarczy na pomoc około 10 osób.

„Niektóre osoby mają 500 zł na bilet, ale żadnych środków na opłacenie kliniki. Inne potrzebują mniejszego wsparcia” — mówi Broniarczyk. I dodaje: „10 tys. euro mamy wydać do końca roku. Niewykluczone, że od stycznia dostaniemy kolejną transzę pieniędzy. Musimy zobaczyć, jak to działa i jakie są potrzeby. Dla naszej organizacji to duży zastrzyk pieniędzy i szansa na realną pomoc dla konkretnych osób”.

Między normalizacją a strachem

22 września 2021 w Sejmie został złożony projekt zmian w kodeksie karnym autorstwa Fundacji Pro-Prawo do Życia. Fundamentaliści chcą być aborcja traktowana była jak zabójstwo. Jak przyznaje Broniarczyk, każda taka wrzutka, nawet najbardziej absurdalna, wpływa na osoby, które szukają pomocy.

„Polityka antyaborcyjna jest szalenie szkodliwa, nawet jako propaganda. Gdy osoby czytają na nagłówkach, że do Sejmu znów trafił projekt zakazujący aborcji, momentalnie są przerażone.

Dla nich to nie jest debata polityczna, ale strach, czy dostaną tabletki, czy będą mogły wyjechać, czy mogą szukać wsparcia bliskich, czy pisanie z nami jest bezpieczne” — mówi Broniarczyk.

Dodaje jednak, że w ciągu pięciu lat od pierwszego Czarnego Protestu, wiele osób znormalizowało temat aborcji. „Kiedyś dostawałyśmy okrągłe wiadomości pt. »Jestem w trudnej sytuacji, nie wiem, co zrobić«. Teraz zdarza nam się żartować, że jesteśmy jak aborcyjny OLX, bo nie ma żadnych wątpliwości, a jedyne pytanie to: »Dzień dobry, jaka cena?«” —mówi aktywistka.

Z jej doświadczenia wynika, że w najgorszej sytuacji są kobiety, które są w chcianych ciążach, ale dostały diagnozę przekreślającą szczęśliwe rodzicielstwo. „Te osoby są załamane diagnozą, a dodatkowo muszą przechodzić stres wyjazdu. Potrzebują szczególnej opieki, więc dla nich o żadnej normalizacji mówić się nie da. I nigdy nie będzie się dało” — tłumaczy Broniarczyk.

Ostatnie miesiące nie zmieniły wiele w aktywizmie Aborcji bez Granic. Mimo pogróżek ze strony organizacji fundamentalistycznych, czy organów ścigania, kobiety mogą działać bez większych przeszkód.

„Spodziewam się, że prawica zacznie dziś znów mówić, że trzeba zakazać wyjazdów za granicę. Mogą składać takie obietnice, ale jak zamierzają taki zapis zrealizować? Zabiorą paszporty kobietom w wieku reprodukcyjnym? A może będą zmuszać do wykonywania testów ciążowych na lotniskach? Propaganda szkodzi, ale nas nie dosięga” — mówi Broniarczyk.

Więcej postów