Przewodniczący Porozumienia Rezydentów Wojciech Szaraniec: „We wtorek mamy kolejne rozmowy. Liczymy na realne propozycje. Jesteśmy w bojowym nastroju. Sytuacja jest tak zła, że nie odpuścimy”
Sławomir Zagórski, OKO.press: Za wami 2 tygodnie protestu. W jakim nastroju zaczynacie kolejny tydzień w Białym Miasteczku?
Lek. Wojciech Szaraniec, przewodniczący Porozumienia Rezydentów: Bojowym, wciąż bojowym. Coraz więcej osób do nas dołącza. W ostatnich dniach mieliśmy trochę zmniejszoną kadrę, ale teraz z powrotem przyjeżdżają kolejne osoby.
Ostatnie dni nie były łatwe. Najpierw tragiczne zdarzenie z mężczyzną, który targnął się na własne życie. Potem zmiana formuły działania na „cichy dyżur”.
Wciąż jesteśmy pod opieką psychologów. Mam na myśli te osoby, które były w bezpośrednim kontakcie, wszystko to widziały, udzielały pomocy temu panu.
Rzeczywiście wahaliśmy się, czy całkowicie zamykać Białe Miasteczko.
Mieliśmy naciski w tym kierunku z ministerstwa zdrowia. Jak pojawiła się informacja, że decydujemy się na cichy dyżur, czyli miasteczko stoi, ale bez tych codziennych aktywności, to też mieliśmy telefony z ministerstwa, że ta decyzja im się nie podoba.
Stwierdziliśmy jednak, że zdrowie pacjentów i te reformy, których się domagamy, są na tyle ważne, że kontynuujemy protest. Tu przecież chodzi o zdrowie milionów Polaków.
Część osób jeszcze nie dołączyło z powrotem do Białego Miasteczka. Ja też miałem kilka dni przerwy, bo byłem blisko tego zdarzenia, ale wracam i działamy dalej.
Niezwykle przykra była informacja o liście, który ten pan jakoby zostawił. Według PAP znalazł się tam zapis: „Oddałem życie jako protest przeciwko strajkowi służby zdrowia (bo jest polityczny przeciw Polsce PiS)!”
Też jest nam bardzo smutno. Nie sądziliśmy w ogóle, że coś takiego może się zdarzyć. Ja wcześniej tego pana nie widziałem, w odróżnieniu do innych osób z miasteczka. Rozmawiały z nim wcześniej pielęgniarki. Ten pan przynosił ciasteczka, czekolady. Mówił, że nas popiera. Jest uwieczniony u nas na zdjęciach.
Natomiast jeśli chodzi o sam list, ciekawą rzeczą jest to, że informację o nim podało TVP Info już w kilka minut po przyjechaniu do nas karetki pogotowia. Z informacji zarówno policji jak prokuratury nic takiego nie wynikało. Również osoby, które bezpośrednio pomagały temu panu, nie widziały żadnego listu. Natomiast potem po Internecie zaczęły krążyć jego zdjęcia. To bardzo dziwna historia.
Zostawmy prokuraturze i policji tę sprawę do rozwiązania. Ciężko na ten temat mówić, bo to wielka tragedia. Ciężko to komentować. Nie chcemy na czyjejś śmierci budować jakiegokolwiek przekazu, jak niestety robią to albo robili niektórzy politycy.
Dla pana decyzja o zmianie formuły działania miasteczka była chyba wyjątkowo trudna? Był pan osobiście zaangażowany w jej przygotowanie. Zależało panu, by lekarze i pielęgniarki na miejscu udzielali porad.
Chcieliśmy zachować pełną powagę, uszanować to zdarzenie i tego tragicznie zmarłego pana, dlatego nie mogliśmy chyba postąpić inaczej.
Ale powoli wracamy. Może nie do pierwotnej formuły, natomiast już z powrotem badamy ciśnienie tętnicze, robimy badania przesiewowe w kierunku cukrzycy, testy na HCV.
Wykryliśmy już u kilkunastu pacjentów cukrzycę, dowiedzieli się, że muszą się leczyć. To ważna, prozdrowotna wiadomość dla pacjentów, którzy może bali się pójść do lekarza.
Wygląda na to, że rząd chce was przetrzymać, a w każdym razie na pewno nie zależy mu na szybkich negocjacjach. Liczy na to, że się wam znudzi, a może po prostu zabraknie pieniędzy na utrzymanie Białego Miasteczka.
Bardzo wielu warszawiaków, osób, które przychodzą, jest skorych dawać nam datki. Tymczasem my nie możemy tych pieniędzy przyjmować, bo to jest niezgodne z prawem. Zastanawiamy się w jaki sposób założyć zbiórkę pieniędzy, bo ten odzew jest naprawdę duży.
Na razie pieniędzy nam nie brakuje, ale myślimy, co dalej. Bo wiadomo, utrzymanie namiotów, generatora prądu, ochrony, kosztuje. My sami jesteśmy na urlopach albo płatnych, albo bezpłatnych. Robimy wszystko, co możemy.
Miejmy nadzieję, że jednak rządzący będą chcieli załatwić szybko sprawę i wprowadzić pewne reformy. A przynajmniej rozpocząć prawdziwy dialog, bo tych rozmów, które odbyliśmy do tej pory, to nawet nie da się komentować. Pokazano nam te same slajdy, które widzieliśmy już kilka miesięcy temu na komisji trójstronnej. Ministerstwo nie przygotowało niczego nowego.
My tego nie rozumiemy, dlatego też nie chcieliśmy już rozmawiać z panem ministrem Niedzielskim, ponieważ spodziewaliśmy się tego. No i rzeczywiście dostaliśmy – jak mówię – te same slajdy, które widzieliśmy kilka miesięcy temu bez jakichkolwiek propozycji.
Z ministerstwa usłyszeliśmy tylko, że spełnienie waszych postulatów kosztowałoby 100 mld złotych i że zrujnowałoby to budżet. Wystąpiliście o to, by urzędnicy pokazali wam jak doszli to tych 100 mld. Na próżno.
Dostaliśmy częściowe wyliczenia i tak, jak się spodziewaliśmy, rząd uwzględnił w nich np. wszystkich stomatologów czy specjalistów. A przecież gros dentystów w Polsce przyjmuje prywatnie, na NFZ pracują już tylko nieliczni „Judymowie”.
Ze specjalistami jest podobnie. Rząd wziął pod uwagę wszystkich, którzy są w kraju, tymczasem tych pracujących w szpitalach, na NFZ, jest ok. 15 tysięcy. Większość woli być na swoim. Nie chce pracować w systemie, w którym pacjent czeka kilka miesięcy, w którym choroby się rozwijają, a nie ma zapewnienia badań diagnostycznych na czas i lekarz tak naprawdę niewiele może, jest zasypany papierami.
Także koszty proponowanych przez nas reform są o wiele, wiele niższe, niż to, co podaje rząd.
Wracając do trudnych momentów minionego tygodnia, to chyba należy też powiedzieć o tym, co zdarzyło się z ratownikami? Piotr Dymon, przewodniczący największego związku zawodowego ratowników, podpisał porozumienie z rządem, na mocy którego ratownicy zawieszają protest.
Ale proszę sobie wyobrazić, że właśnie teraz, przez ostatni tydzień dołączyło do nas bardzo wielu ratowników. Jest z nami od początku przedstawiciel tej grupy zawodowej w osobie pana Jarosława Madowicza.
A jeśli chodzi o Piotra Dymona, to w dzień ratownictwa, 17 września, pan Piotr był w naszym miasteczku i popierał nasz komitet, nasze postulaty. Oczywiście, jesteśmy otwarci na każdy głos, na każdą osobę, natomiast ja nie widzę spójności w jego postępowaniu. Bo z jednej strony zgadza się na warunki, które postawiło ministerstwo, a jednocześnie uczestniczy w proteście, który my prowadzimy.
Wiem, że pan Dymon jest zdesperowany, bo już od kilku lat próbuje cokolwiek ugrać, ale na forach ratowników medycznych widać, że ratownicy nie są zadowoleni z zawartego przez niego porozumienia i na pewno na tym nie poprzestaną.
Sytuacja związkowa ratowników nie jest łatwa. Są tam trzy duże związki zawodowe, środowisko jest podzielone. Sądzę, że pan Piotr Dymon też nie jest w pełni usatysfakcjonowany podpisanym porozumieniem. A ratownicy nie opuszczą komitetu protestacyjno-strajkowego i będą z nami. Jest z nami wspomniany pan Madowicz, jest pan Adam Piechnik i wielu ratowników medycznych, którzy nie są zrzeszeni w żadnym związku zawodowym. My tutaj walczymy o lepsze warunki pracy i płacy dla wszystkich ratowników, nie tylko dla tych, którzy są w takim czy innym związku.
Nie tylko ratownicy są podzieleni, farmaceuci również. Naczelna Izba Aptekarska, najpierw była w komitecie, później z niego wystąpiła. Zostały zaproponowane jakieś rozwiązania i podpisali porozumienie. Natomiast 22 września dołączyło do nas Polskie Stowarzyszenie Farmaceutów Szpitalnych i Klinicznych.
Więc to nie jest tak, że jeżeli jakiś związek czy jakaś izba podpisze porozumienie, to wszyscy się z tym zgadzają. My się bardzo cieszymy, że dołączają do nas kolejne osoby. Walczymy przecież o wszystkich – i o pacjentów, i o medyków. Jesteśmy otwarci też na nowe środowiska.
Z początku bardzo wam zależało na personalnym udziale premiera w rozmowach. Premier wyraźnie odmawia, a wy odpuściliście w tej kwestii.
Dla mnie postawa premiera w tej sprawie jest smutna i niezrozumiała. Dalej będziemy o to apelować. Zdrowie Polaków jest bardzo ważnym aspektem życia i – prawdę mówiąc – nie wyobrażamy sobie prowadzenia dalszych rozmów na takim poziomie, jak w tym momencie.
Obecnie rozmawiamy z panem wiceministrem Piotrem Bromberem.
Pan wiceminister niestety kompletnie nie wie, jak wyglądają realia publicznej ochrony zdrowia. Ja myślę, że w ogóle politycy nie za bardzo wiedzą, jak to wygląda, bo mają swoje szpitale, MSWiA, wykupione ubezpieczenia dodatkowe, są przyjmowani od razu, trochę jednak nie mają związku z rzeczywistością.
Jeżeli więc chodzi o kompetencje pana wiceministra, to my oceniamy je jako bardzo kiepskie. Zaproponowaliśmy reformy, o jakich ministerstwo wie już od kilkunastu dni, prosiliśmy też o kontrpropozycje, natomiast żadnej realnej propozycji nie usłyszeliśmy. Dostajemy tylko slajdy, które już widzieliśmy, pokazujące, lub próbujące pokazywać, jak to wspaniale jest w tej ochronie zdrowia i tyle.
Słyszymy ponadto od premiera Mateusza Morawieckiego, że jest 80 mld nadwyżki budżetowej, z czego 1 mld ma pójść na ochronę zdrowia, a tymczasem 2 mld co roku przekazywane są np. na telewizję publiczną. Widać tutaj doskonale jakie są priorytety rządzących.
Chyba jedyną osobą we władzach ministerstwa zdrowia, która ma pojęcie o realiach, jest wiceminister Waldemar Kraska. On nie siada z wami do stołu?
Był tylko na spotkaniu w Karpaczu. Może się pojawi we wtorek (28 września 2021), bo we wtorek mamy kolejne rozmowy. Liczymy na realne propozycje. My też zastanawiamy się nad zwiększeniem tego strajku, tego protestu. Czekamy na jakieś propozycje, bo my nie odpuścimy, sytuacja jest tak zła, że nie odpuścimy.
My tutaj mówimy o ochronie zdrowia, gdzie za wizytę kontrolną w poradni onkologicznej czy pulmonologicznej NFZ płaci ośrodkowi zaledwie kilka złotych! I to mają być środki przeznaczone na pracę lekarza, pielęgniarki, innego personelu medycznego, na czynsz, na media. A przecież ceny prądu, gazu wzrastają. Przy takich stawkach nigdy nie wyjdziemy z zadłużenia, ochrona zdrowia będzie na coraz gorszym poziomie. Potrzebne jest urealnienie świadczeń medycznych.
Złożyliście propozycję, żeby przyspieszyć rozmowy, żeby spotkać się w ostatni piątek. Ministerstwo się nie zgodziło, kazało czekać do wtorku. Rządowi naprawdę się nie spieszy.
Chcielibyśmy przyspieszyć te rozmowy. Ale ludzie wytrzymają, będą z nami dalej.
Były też u nas matki dzieci niepełnosprawnych, które kilka lat temu protestowały w Sejmie i które rząd wziął na czas.
Wiemy, że ta władza nas też bierze na przeczekanie, ale my się nie poddamy. Bardzo pomaga nam wsparcie ze strony pacjentów. Dostajemy bardzo dużo i ciepłych słów, ale też ciepłych posiłków, ryby, zupy gotowane przez warszawiaków, jabłka z działki, dużo pieczywa.
Nie brakuje nam niczego. Nawet bym powiedział, że mamy za dużo, musieliśmy już zrobić kilka kursów, żeby rozdać jedzenie bardziej potrzebującym. Za wszystko pięknie dziękujemy.
A ciepłe śpiwory?
Mamy ich coraz więcej. Ich część też została przekazana osobom bardziej potrzebującym. Są takie punkty w Warszawie, gdzie można i ubrania, i jedzenie zostawić, przekazać biedniejszym.
Liczy pan, że coś naprawdę się zmieni podczas wtorkowych negocjacji?
Ciężko powiedzieć, na co możemy w tym momencie liczyć, bo czekamy już od tylu dni na konkretne, realne kontrpropozycje i nic. Ale nie tracę optymizmu. Czekamy.