Państwo kłamie nam o sytuacji na granicy z Białorusią [KOMENTARZ]

Państwo kłamie nam o sytuacji na granicy z Białorusią [KOMENTARZ]

W poniedziałek usłyszałem od premiera rządu RP, Mateusza Morawieckiego, że „wszystkim osobom, które przekroczyły granicę z Polską i zostały znalezione, staramy się pomagać i ratować życie wszędzie tam, gdzie tylko to możliwe”. To kłamstwo. Nie wiem tylko, czy premier kłamie świadomie, czy oszukują go podległe mu służby. Generalnie cała narracja ws. polityki migracyjnej władz, prowadzona przez służby, „nie trzyma się kupy”. I nikomu to nie przeszkadza.

Trzy tygodnie temu grupie aktywistów udało się odnaleźć kilkoro migrantów z Afryki. Wszystko działo się kilka kilometrów od granicy z Białorusią, już poza strefą stanu wyjątkowego. Afrykanie chcieli ubiegać się w Polsce o ochronę, podpisali pełnomocnictwa dla polskich prawników. Później, zgodnie z procedurą, aktywiści wezwali do migrantów straż graniczną. Sam fakt poddania się grupie straży został nagrany. Nie ma żadnych wątpliwości, że każdy z członków grupy poprosił przedstawicieli państwa polskiego o ochronę międzynarodową.

„Dziesięć osób rozpłynęło się w powietrzu”

Afrykanie prosili też o pomoc medyczną, jedna z kobiet z grupy była w złym stanie. Staż graniczna odmówiła zrobienia czegokolwiek. Karetkę wezwali aktywiści. Pozostałych obcokrajowców zapakowano na ciężarówkę, a aktywistów – zarazem przedstawicieli prawnych grupy – poinformowano, że migranci jadą do najbliższej placówki Straży Granicznej.

Wtedy dziewięć osób z Konga i jedną z Kamerunu widziano po raz ostatni. Co działo się dalej, wiadomo z coraz rzadszych kontaktów telefonicznych z Afrykanami. Po nocy spędzonej w placówce grupa została zapakowana na ciężarówkę i wywieziona na granicę. W międzyczasie dołączyła do niej kobieta, którą strażnicy zabrali ze szpitala. Potem polscy funkcjonariusze próbowali wypędzić migrantów za granicę. Nie pozwolili na to Białorusini.

Coraz bardziej rozpaczliwe smsy od członków grupy w końcu ustały zupełnie. Kilka dni później straż poinformowała tylko adwokata Afrykanów, że nie może zostać do nich dopuszczony, a tak w ogóle, to jego klienci zostali już wyrzuceni z Polski. Dziesięć osób w środku europejskiej demokracji po prostu „rozpłynęło się w powietrzu”.

Podobnych przypadków aktywiści udokumentowali w ostatnim czasie kilka. Między innymi w Puszczy Białowieskiej. Wyczerpanych ludzi, mokrych, głodnych, bez właściwych ubrań, ale proszących w Polsce o azyl, straż graniczna pakowała na ciężarówki i porzucała w lesie.

Wtedy jeszcze było ciepło. Teraz już nie jest. Dlatego w lasach zaczynamy znajdować również trupy. Tak, jak w niedzielę.

„Straż ma problem z prawdą”

Więc nie, Panie Premierze, polskie służby nie ratują wszystkich odnalezionych i nie pomagają wszędzie tam, gdzie to możliwe. Nawet wzruszająca historia, wygłoszona dzisiaj przez szefa straży granicznej, generała Tomasza Pragę, też nie mówi całej prawdy. Owszem, w sobotę służby uratowały z rozlewisk rzeki Supraśli kilka osób, owszem, osoby te trafiły do szpitala. Ale to nie białoruskie służby wpędziły migrantów na rozlewiska. Wszystko działo się w okolicach Michałowa, kilka godzin marszu od granicy.

Straż graniczna generalnie ma problem z prawdą. W przypadku obozowiska Afgańczyków w Usnarzu co i rusz przyłapywano ją na kłamstwie. Teraz też wciąż słyszymy o setkach, tysiącach wręcz osób, którym uniemożliwiono przekroczenie granicy. Brzmi to tak triumfalnie, że nikt już nie pyta o to, co to oznacza: w jaki sposób straż i wojsko zniechęcają ich do przekroczenia granicy czy jak są liczone, skoro tej granicy nie przekroczyły.

Ani jak to możliwe, że przy tak wysokiej skuteczności SG migranci – a teraz także ich zwłoki – odnajdywane są w całkiem sporej odległości od Białorusi. To, że tych ewidentnych kłamstw nie widzi premier, nie jest specjalnie zaskakujące. Ale to, że przestajemy je widzieć my – dziennikarze – że nie pytają o nie obywatele, to już trochę dziwi.

To oczywiste, że obojętniejemy na zło. Tak działa nasza psychika, to mechanizm obronny. Nie pamiętamy o trwającym od kilkunastu lat konflikcie w Sudanie, połowa z nas pewnie nawet nie wie, że powstało tam nowe państwo. Obojętny jest nam los walczących między sobą od sześciu lat Jemeńczyków. I mieszkańców Mjanmy, Birmy, którzy od roku, coraz mniej pokojowo, zmagają się z wojskową huntą, też nie pamiętamy.

Ale to wszystko jest daleko i od dawna. Tymczasem z Warszawy na polsko-białoruską granicę jedzie się dwie, może dwie i pół godziny. Kryzys migracyjny trwa tam raptem od kilku tygodni. Mimo to – dla większości z nas – to równie dobrze mogłaby być jemeńska Sana. PiS osiągnął swój cel. Chociaż na polskim terytorium umierają ludzie, których śmierci państwo mogłoby zapobiec, mało kogo to obchodzi.

tokfm.pl

Więcej postów

1 Komentarz

  1. Dla Polaków życie w kraju już jest ciężkie. Mnie nie interesuje to że oni postanowili uciec i u nas zamieszkać. Trzeba było walczyć o swój kraj a nie zebrac u nas

Komentowanie jest wyłączone.