„Nie dam sobie kneblować ust”, „Poznałam prawdziwe oblicze partii”. Tak radni zrywali więzy z PiS

"Nie dam sobie kneblować ust", "Poznałam prawdziwe oblicze partii". Tak radni zrywali więzy z PiS

Odejścia posłów z klubu Prawa i Sprawiedliwości to niejedyny problem, z jakimi borykał się obóz rządzący w ostatnich miesiącach i latach. Do głośnych odejść dochodziło również na poziomie samorządów. Radni, którzy nie chcieli być już identyfikowani ze Zjednoczoną Prawicą, w dobitny, a czasem i symboliczny sposób pokazywali, że nie zgadzają się z poglądami i działaniami partii rządzącej.

W maju ub.r. Iwona Maria Orzełowska, radna Siedlec, postawiła się swoim partyjnym kolegom z Prawa i Sprawiedliwości. To właśnie głos działaczki zadecydował o tym, że w Siedlcach odrzucono uchwałę w sprawie przyjęcia Samorządowej Karty Praw Rodzin.

Współtwórcą karty jest fundacja Ordo Iuris. Uchwała miała zapewnić „ochronę przed wpływami ideologii podważających autonomię i tożsamość” rodziny. Organizacje pozarządowe (wśród nich Helsińska Fundacja Praw Człowieka i Polskie Towarzystwo Antydyskryminacyjne) alarmowały, że uderza w prawa społeczności LGBT.

Choć formalnie nie była członkinią partii, Iwona Orzełowska startowała do samorządu właśnie z ramienia tego ugrupowania. Jak zaznacza, w głosowaniach nie brała pod uwagę stanowiska partii i nie chodziła też na zebrania radnych PiS, na którym ustalano strategię głosowań. 

– Jeżeli uważałam, że dana uchwała była dobra dla miasta, to głosowałam za. Jeżeli nie byłam przekonana, to głosowałam tak, jak kazało mi sumienie. Nie przywiązywałam wagi do tego, czy uchwałę przygotowywał PiS, czy też ktoś inny – mówi radna w rozmowie z Gazeta.pl. 

W tym miesiącu, po ponad roku od głosowania ws. Karty Praw Rodzin, radna dołączyła do ugrupowania Polska 2050 Szymona Hołowni. Do polityka przekonało Orzełowską m.in. skupianie się przez partię na kwestiach ekologicznych, a także organizacja akcji korepetycji dla dzieci z rodzin zastępczych. Hołownię postrzega jako człowieka z zasadami.

– W komentarzach na siedleckich portalach wylała się na mnie fala hejtu. Za to tylko jeden z radnych PiS pozwolił sobie na uszczypliwość. Kiedy tłumaczyłam, że muszę pojechać do domu w przerwie sesji, bo zapomniałam wziąć lek, powiedział: „mnie się nie tłumacz, tłumacz się Hołowni” – relacjonuje Iwona Orzełowska.

– Niektórzy radni PiS rozmawiają ze mną bardzo życzliwie, zwracają się do mniej per „Iwonko”. U innych widać wrogość – dodaje.

Nie widzi możliwości, by kiedykolwiek zagłosować na PiS. – Kiedy zaczęto mnie zmuszać i szantażować, bym poparła uchwałę Ordo Iuris, poznałam prawdziwe oblicze PiS-u. Nikt nie byłby w stanie mnie dziś nakłonić do tego, by poprzeć kandydata tej partii – podkreśla siedlecka radna.

„Nie dam sobie kneblować ust”

Szerokim echem w mediach w lutym tego odbiło się także odejście z PiS łódzkiej radnej Marty Grzeszczyk (w przeszłości związanej także z Platformą Obywatelską). Grzeszczyk otwarcie krytykowała październikowe orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, podkreślając, że „naraża na niepokój, strach, cierpienie psychiczne i fizyczne setki Kobiet w Polsce”.

Marta Grzeszczyk pracuje w Wojewódzkim Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Łodzi. Lokalne władze PiS miały powiedzieć radnej, że „jeden telefon dzieli ją od zwolnienia” więc ma się dobrze zastanowić, co będzie dalej publicznie mówić”.

„Nie dam sobie kneblować ust nikczemnym groźbami. Nie będę też milczeć, w sprawach dla mnie ważnych” – pisała w lutowym oświadczeniu Marta Grzeszczyk. Jak zaznaczyła, do decyzji o wystąpieniu z PiS „dojrzewała od dłuższego czasu” i „ultimatum przelało czarę”.

Radna nie straciła do tej pory stanowiska. Zgodę na jej zwolnienie musiałaby udzielić Rada Miasta, a do tej pory taki wniosek nie wpłynął. Co więcej, łódzka prokuratura umorzyła śledztwo dotyczące wywierania nacisków na Martę Grzeszczyk (zawiadomienie składał jeden z radnych KO).

Zadzwoniliśmy do łódzkiej radnej z prośbą o komentarz. Dziś Marta Grzeszczak do tej sprawy nie chce jednak wracać. Wszystko wskazuje jednak na to, że swojego nie żałuje. Komentując w maju w mediach społecznościowych ustalenia Najwyższej Izby Kontroli ws. organizacji wyborów kopertowych, stwierdziła, że to „to kolejny szczęśliwy dzień jej niezależności i kolejny dowód słuszności jej decyzji”.

„Cynizm i partyjny interes”

W marcu ub.r. z Prawem i Sprawiedliwością z hukiem rozstał się Bartłomiej Dyba-Bojarski, także radny z Łodzi. Jego decyzja miała związek ze zgłoszoną przez PiS poprawką do tzw. tarczy antykryzysowej. Poprawka zmieniała kodeks wyborczy i pozwalała na głosowanie korespondencyjne w wyborach prezydenckich osobom objętym kwarantanną, będącym w izolacji lub izolacji domowej, a także wszystkim, którzy w dniu wyborów mieliby 60 lub więcej lat.

„Parcie do wyborów za wszelką cenę, także w sytuacji, gdy szczyt zachorowań w Polsce nie wybuchnie z takim impetem, jak w innych krajach, jest nieprzyzwoite” – komentował wówczas na Facebooku łódzki radny. Stwierdził, że „nocna wrzutka (…) przebrała miarę akceptowalnego dla mnie stopnia cynizmu i nieliczenia się przez PiS z niczym poza własnym partyjnym interesem”.

W grudniu Bartłomiej Dyba-Bojarski dołączył do szeregów Szymona Hołowni.

– Na pewne rzeczy się z PiS-em nie umawiałem. Na przykład na numer pod tytułem „wybory kopertowe”. Nie umawialiśmy się też na takie media publiczne. Kłamali od dawna, tylko w inny sposób, nie nakręcali tak wojny polsko – polskiej. Eskalacja nastąpiła w 2018, 2019 roku. Prawda jest taka, że już od pewnego czasu chciałem odejść – mówił samorządowiec przed kilkoma miesiącami w rozmowie z OKO.press.

Jak dodał, „o różnych rzeczach rozmawia z kolegami z PiS, ale na pewno nie o powrocie”. Podkreślił, że kategorycznie nie wróci do PiS, nie dołączy też do żadnego z ugrupowań tworzących Zjednoczoną Prawicę. Radny zaznaczył jednocześnie, że popierał działania PiS w pierwszej kadencji polegające np. na podniesieniu płacy minimalnej, czy wprowadzeniu programu 500 plus.

„Ciągłe odwoływanie się do sytuacji w Warszawie”

Z Prawem i Sprawiedliwością w listopadzie ubiegłego roku pożegnał się też Łukasz Kapustka, radny z Poznania. Wraz z innymi radnymi utworzył klub „Wspólny Poznań”, liczący obecnie sześciu członków.

Kapustka tłumaczył wówczas w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”, że jest „zmęczony brakiem merytorycznej dyskusji na temat miejskich problemów i ciągłym przerzucaniem się – zarówno ze strony PiS, jak i Koalicji Obywatelskiej – mało poznańskimi argumentami, częstym odwoływaniem się do tego, co dzieje się w Warszawie”.

– Bardzo dobrze pokazała to ostatnia sesja, kiedy przez 1,5 godz. debatowaliśmy o stanowisku na temat wyroku Trybunału Konstytucyjnego, a potem zaledwie kilka minut rozmawialiśmy o sytuacji poznańskich szpitali – mówił w listopadzie były radny PiS.

Łukasz Kapustka początkowo zgodził się na rozmowę z nami na temat swojego odejścia z partii. Później nie odbierał jednak telefonów, nie zareagował także na wysłanego SMS-a.

gazeta.pl

Więcej postów