22 tys. przypadków zakażenia COVID-19 w Polsce „zaginęło” i nie zostało na czas podanych w oficjalnych statystykach. Uwagę rządowi i ministerstwu zwrócił 19-latek, który od miesięcy hobbystycznie zajmuje się danymi dotyczącymi pandemii. – To dla mnie forma sprzeciwu wobec obecnego chaosu informacyjnego. Dziś jednak instytucje państwowe mnie upokorzyły – mówi Michał Rogalski w rozmowie z Onetem.
19-letni Michał Rogalski pochodzi z Torunia. Od miesięcy tworzył bazę danych na temat pandemii koronawirusa w Polsce. Z informacji zebranych przez Rogalskiego i jego współpracowników korzysta m.in. w tworzonych prognozach Uniwersytet Warszawski, z prognoz UW z kolei polski rząd. Rogalski zebrane dane udostępnia jednak wszystkim za pośrednictwem swojego konta na Twitterze. Z tego też konta dowiedzieliśmy się, ile zakażeń „zgubiono” w dobowych zestawieniach podawanych przez Ministerstwo Zdrowia.
Drobniejsze potknięcia, niż wspomniane brakujące 22 tys., zdarzały się wcześniej. Michał Rogalski od kwietnia zbierał rozproszone dane powiatowe, publikowane w różnej formie.
– Zbierając te dane przez różne źródła wykrywaliśmy pewne nieprawidłowości. Usprawiedliwialiśmy je jednak w międzyczasie, bo nie były to wielkie błędy, duże różnice między tym, co podaje Ministerstwo Zdrowia, a tym co wynika z naszych zestawień. Do czasu – opowiada.
– Pierwszy raz zauważyłem jednak różnicę 100 zakażeń między oficjalnie podanymi danymi a naszymi wyliczeniami – to było jeszcze w czasie wakacji i chodziło o liczbę zakażeń w woj. śląskim. Wtedy 100 zakażeń więcej robiło wrażenie o wiele większe, niż przy obecnej liczbie dobowych zarażeń – przypomina. – Wtedy te brakujące przypadki później dopisano do oficjalnego zestawienia, więc wszystko rozeszło się po kościach – dodaje.
Uciekające dane o zakażeniach w Polsce. „11 listopada przekroczyliśmy próg kwarantanny narodowej”
Jednak listopad przyniósł kolejne rozbieżności – zresztą coraz większe. Najpierw było to 200 zakażeń, następnie różnica wzrosła do 500, dalej do 1000.
– I to nagle, z dnia na dzień. Było jasne, że oficjalnie podawano mniej zakażeń, niż my mieliśmy w rzeczywistości. I nagle 2 tys. różnicy – zaczęliśmy więc intensywnie weryfikować. Różnica dalej rosła i doszła w okolicach 14-15 listopada do 14 tys. Po nagłośnieniu tematu okazało się, że rzeczywiście mamy do czynienia z ogromnymi nieprawidłowościami – relacjonuje Rogalski.
– To była już poważna sprawa, bo byliśmy w tym momencie na progu kwarantanny narodowej, a jednocześnie widzimy, że „uciekają nam” w oficjalnym zestawieniach faktyczne liczby zakażeń. Kiedy zacząłem podliczać wczoraj wszystkie zebrane przez ostatnie miesiące dane powiatowe – z uwzględnieniem „zgubionych” przypadków, okazało się, że przekroczyliśmy próg kwarantanny narodowej i nic o tym nam oficjalnie nie powiedziano. Wyznaczony wskaźnik dla tego progu to 70, mamy 11 listopada przekroczyliśmy 71,5 – wylicza Rogalski.
Ministerstwo Zdrowia i Główny Inspektorat Sanitarny zaprzeczają, stojąc na stanowisku, że „zgubienie” 22 tys. zarażeń nie miało wypływu na ocenę sytuacji epidemiologicznej w kraju.
– Moim zdaniem należy to dogłębnie wyjaśnić, a nie pozamiatać pod dywan. Opinia publiczna powinna się dowiedzieć, czy tak było, jak mówią GIS i MZ. Mamy jedynie informacje, że z jakiegoś „długiego czasu” dane o zakażeniach mogły się „gubić”, ale szczegółowych danych brak – ocenia Rogalski, apelując o podanie szczegółowych informacji opinii publicznej.
– Rozbieżności okazały się więc większe, niż wynikało z naszych obliczeń. Czekam na MZ, by podało dokładną informację, gdzie zaniżono wyniki i czy naprawdę nie przekroczyliśmy progu kwarantanny narodowej – dodaje w rozmowie z Onetem.
Stacje z zakazem publikacji danych o zakażeniach. „Niszczymy wiarygodność danych o pandemii koronawirusa w Polsce”
Od wtorku Główny Inspektorat Sanitarny ogłosił, że narzędzia rejestracji danych zostaną „ujednolicone”. Laboratoria mają wprowadzać dane do systemu EWP w ciągu maksymalnie 48 godzin i nie będzie innych metod zbierania danych, jak tylko elektroniczny system – zapowiedział rzecznik GIS. I słowa dotrzymał.
– Żeby uniknąć kolejnych kompromitacji, odcięli obywateli od danych – komentuje nasz rozmówca. – Stacje decyzją GIS mają zakaz publikowania informacji, będą one podawane tylko przez MZ i nie będą poddawane żadnej dalszej weryfikacji – podkreśla.
Oznacza to, jak mówi Rogalski, że pozbawiono obywateli możliwości weryfikacji danych.
– Gdybym nie zaalarmował, że brakuje kilkunastu tysięcy zakażeń, pewnie nikt by tego nie zauważył. Wiem, że zwracanie uwagi przeze mnie nie jest wygodne dla rządu, ale zależy mi na tym, by być rzetelnym – dodaje. – Niszczy się tymczasem wiarygodność danych o pandemii w Polsce np. dla naukowców. W Wielkiej Brytanii, gdy „zgubiono” 16 tys. zakażeń, wyjaśniono sprawę i uznano, że mogło się to przełożyć nawet na 1,5 tys. dodatkowych zgonów – zwraca uwagę.
Teraz już na pewno nikt żadnych nieprawidłowości nie znajdzie, bo wszystkie stacje sanitarne przestały podawać szczegółowe dane powiatowe.
Po 225 dniach codziennego zbierania ich w arkuszu, od dziś jesteśmy zmuszeni przerwać naszą pracę…
— Michał Rogalski💡 (@micalrg) November 24, 2020
„W Polsce mamy kompletny bałagan w danych o koronawirusie”
– Więc to, o czym rozmawiamy, to nie jest tylko informacja, której zabrakło, ale to realne ryzyko dla zdrowia i życia ludzi. To, co mamy w Polsce, to po prostu bałagan. Teraz, po dziewięciu miesiącach, MZ obudziło się, że warto stworzyć bazę danych – niesamowite! Spójrzmy, co już zrobiły rządy Islandii, Czechy, Szwecja – podają szczegółowe dane, trendy, detale! Sami spójrzcie, jak oni informują obywateli o sytuacji. U nas tymczasem, MZ i GIS, uznały, że dosadnie nam pokażą, co o nas myślą. A nasza praca, każdego dnia wykonywana w formie wolontariatu, to było źródło, z którego korzystali obywatele, dziennikarze, naukowcy, różne firmy. Wszystko zabiła jedna decyzja – mówi 19-latek.
– Czuję się przede wszystkim upokorzony. Projekt miał pomóc, wesprzeć walkę z koronawirusem. Jedni szyją maseczki, ja zbierałem dane. Więc teraz również jako obywatel nie czuję się dobrze potraktowany. To jest skandal. Teraz natomiast mamy prawo oczekiwać rzetelnej informacji, rzetelnych danych. Zresztą nie czekam na to tylko ja, czekamy wszyscy – kwituje Rogalski.