Jak brexit wpłynie na Polskę i Polaków? Biznes już liczy straty, tysiące osób do zwolnienia

Choć Wielka Brytania nie wyjdzie z Unii Europejskiej 29 marca, to – przynajmniej taki jest stan wiedzy na dziś – kiedyś wspólnotę opuści. To będzie miało konsekwencje nie tylko dla Brytyjczyków, ale również dla Polaków. Wręcz już dziś niepewność wokół brexitu wpływa na decyzje przedsiębiorców.
Choć pierwotnie brexit miał nastąpić 29 marca, nadal dokładnie nie wiemy, kiedy do niego dojdzie. A w gruncie rzeczy – czy na pewno Wielka Brytania Unię opuści.
Jesteśmy dziś w tej samej sytuacji, w której byliśmy 24 czerwca 2016 r. Czyli nadal nic nie wiemy
– mówi dla Next.gazeta.pl Michael Dembinski z Brytyjsko-Polskiej Izby Handlowej.

Scenariuszy jest wiele. Oficjalnie wiemy tyle, że tzw. twardy brexit może nastąpić już 12 kwietnia – jeśli brytyjski parlament nie przyjmie porozumienia z UE, a do 12 kwietnia rząd Theresy May nie zaproponuje Brukseli alternatywnego rozwiązania. Jeśli premier opracuje w tym czasie nowy plan, brexit nastąpi w bliżej nieokreślonym terminie. Jeśli umowa rozwodowa z Unią zyska w końcu aprobatę Izby Gmin, Wielka Brytania opuści wspólnotę 22 maja.
Rozważanych rozwiązań jest więcej, choć żaden nie jest dla brytyjskich parlamentarzystów satysfakcjonujący. Izba Gmin, gdy w środę przejęła możliwość ustalania porządku głosowań, odrzuciła wszystkich osiem propozycji. Ze środowych głosowań w brytyjskim parlamencie wynika, że stosunkowo najwyższe poparcie z innych rozważanych pomysłów (choć nadal mniejszości posłów) ma drugie referendum brexitowe „potwierdzające”.
Jeśli jednak nie nastąpi zupełny zwrot akcji, Wielka Brytania z Unii wyjdzie. A to będzie miało wielki wpływ nie tylko na życie Brytyjczyków, ale też obywateli krajów unijnych, w tym Polaków.
Oczywiście kluczową kwestią jest to, na jakich warunkach odbędzie się brexit. Nie chodzi nawet o to, żeby „przeszła” umowa wynegocjowana przez May z Unią. Chodzi o to, żeby coś zostało postanowione i „przyklepane”. Nawet pewność twardego brexitu to już byłaby duża wiedza np. dla firm prowadzących interesy z Wielką Brytanią, czy Polaków planujących pracę na Wyspach.

Na razie z dowodem na wycieczkę do Londynu

Jak informuje Ambasada RP w Londynie, niezależnie czy nastąpi twardy brexit czy nie, do końca 2020 roku nadal będzie można podróżować do Wielkiej Brytanii z dowodem osobistym. Jeśli jednak pobyt miałby trwać dłużej niż trzy miesiące (a maksymalnie 36 miesięcy), a Brytyjczycy opuściliby Unię bez umowy, konieczna będzie rejestracja celem uzyskania statusu tzw. „leave to remain”.
Co ważne, polskie Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej ostrzegało ostatnio, że w przypadku twardego brexitu Polacy wyjeżdżający na Wyspy nie będą mogli korzystać z karty EKUZ (Europejska Karta Ubezpieczenia Zdrowotnego), i będą musieli zabezpieczać się komercyjnym ubezpieczeniem.

Kto otrzyma status osiedlonego?

W teorii wszystko jest raczej jasne. Obojętne, czy rozwód Brytyjczyków z Unią odbędzie się za porozumieniem czy nie, Polacy już mieszkający na Wyspach (nawet jeśli mają prawo stałego pobytu) będą musieli ubiegać się o „status osoby osiedlonej” albo „wstępny status osoby osiedlonej”. Dadzą one prawo m.in. do pracy na Wyspach czy dostępu do publicznej służby zdrowia albo systemu emerytalnego.
Ten pierwszy status będzie dostępny dla osób, które są w Wielkiej Brytanii nieprzerwanie od pięciu lat. „Status osoby osiedlonej” pozwoli mieszkać na Wyspach bezterminowo, choć z ważnym zastrzeżeniem – nie będzie można wyjechać na dłużej niż pięć lat (nieprzerwanie). Osoby, które są na Wyspach krócej niż pięć lat, będą mogły wnioskować o „wstępny status osoby osiedlonej”. Po pięciu latach będzie im przysługiwało prawo do „statusu osoby osiedlonej”.
Czasu na otrzymanie któregoś ze statusów ma być sporo – do końca czerwca 2021 r., lub końca 2020 r., jeśli dojdzie do brexitu bez umowy.
System ubiegania się o statusy pełną parą (po okresie testów) ma ruszyć już w sobotę 30 marca. Problem tylko w tym, że, jak ostrzega w swoim najnowszym raporcie komisja praw człowieka w brytyjskim parlamencie, te reguły są na razie wyłącznie obietnicami, a nowe przepisy wcale nie dają gwarancji, że obywatele Unii w Wielkiej Brytanii po twardym brexicie zachowają swoje dotychczasowe prawa.
Mówimy o prawach ludzi mieszkających w Wielkiej Brytanii od lat, nawet dziesięcioleci, zasilających nasz system zabezpieczenia socjalnego, lub nawet które urodziły się w Wielkiej Brytanii i żyją tutaj całe życie. Obiecanie, że wszystko zostanie wypracowane w przyszłości, nie jest wystarczająco dobre. To musi być zagwarantowane
– mówiła we wtorek przewodnicząca komisji Harriet Harman.

Co z przyjazdem do pracy po brexicie?

Prawdopodobnie od początku 2021 r. Londyn wprowadzi nową politykę migracyjną. Według jej aktualnych zrębów, w Wielkiej Brytanii na stałe mogłyby pracować przede wszystkim osoby, które „załatwią” sobie pracę z zarobkami min. 30 tys. funtów rocznie (to na razie propozycja).
Pozostali imigranci mogliby się ubiegać tylko o krótkoterminowe wizy, do 12 miesięcy. Co więcej, po maksymalnie rocznym pobycie na Wyspach pracownik musiałby odczekać kolejny rok, aby ewentualnie znowu wrócić do Wielkiej Brytanii do pracy.

Biznes liczy straty, blisko 50 tys. osób do zwolnienia

Zupełnie oddzielną historią jest to, jak brexit wpłynie na polskie firmy prowadzące także interesy na Wyspach. A w zasadzie – brexit i towarzysząca mu niepewność już na polski biznes wpływa, bo według szacunków Euler Hermes tylko w latach 2016-2018 zmniejszył on dynamikę polskiego eksportu o 3,2 mld euro.
Wielka Brytania jest trzecim największym rynkiem eksportowym Polski. Co prawda i tak w 2018 r. Brytyjczyków delikatnie prześcignęły Czechy, niemniej nadal Wyspy to jeden z głównych kierunków dla wielu polskich firm z różnych sektorów. Powrót ceł na niektóre towary, nowe kontrole i certyfikacje, niższy popyt Brytyjczyków na towary z Unii, dalsze niepewności prawne czy gorsza kondycja brytyjskich kontrahentów (już w 2018 r. liczba niewypłacalności brytyjskich firm wzrosła o 10 proc.) mocno uderzą w polskie firmy eksportujące na Wyspy.
Polski Instytut Ekonomiczny wyliczył niedawno, że w następstwie twardego brexitu liczba osób pracujących w Polsce dzięki eksportowi do Wielkiej Brytanii zmniejszyłaby się o 46,5 tys. Więcej osób do zwolnienia byłoby tylko w Niemczech i Francji.
To negatywny scenariusz. Przypuszczalnie ten efekt zostanie wypośrodkowany przez to, że w wymianie handlowej bardziej nastawimy się na Niemcy. Ale krótkoterminowo parę zakładów pracy, parę firm transportowych może upaść
– mówił w niedawnej rozmowie z Next.gazeta.pl Piotr Arak z PIE.

Największe konsekwencje twardego brexitu w Polsce odczułyby branża automotive, rolno-spożywcza oraz eksporterzy i producenci dóbr konsumpcyjnych.
Najbardziej ucierpieć mogą branże, w których udział kierunku brytyjskiego w eksporcie jest wyjątkowo duży, jak w przypadku m.in. okien, czekolady, pralek, przewodów, elektroniki (komputerów, TV, monitorów), warzyw, mięsa oraz perfum i kosmetyków
– ostrzegali z kolei w październiku 2018 r. analitycy Santander Bank Polska.

Brytyjczycy robią zapasy

Co ciekawe, jak zwraca uwagę Michael Dembinski z Brytyjsko-Polskiej Izby Handlowej, dane GUS ze stycznia bieżącego roku wskazują, że eksport z Polski na Wyspy mocno podskoczył i znów Wielka Brytania przeskoczyła Czechy.
Firmy handlujące miedzy Polską a Wielką Brytanią gromadzą zapasy w swoich magazynach. Dzieje się to m.in. w takich branżach jak motoryzacja, lotnictwo czy żywność (przetwory z długim terminem przydatności). Jest to jednak tylko miesiąc, trudno szukać tu jakichś trendów
– tłumaczy Dembinski.

Funt na rollercoasterze

Eksporterzy mogą mieć jeszcze jeden kłopot. Trudno przewidywać, jak długoterminowo będzie się zachowywał kurs funta, ale każde jego osłabienie wobec złotego może odbijać się na przychodach firm sprzedających swoje towary na Wyspach.
W zależności od ostatecznego rozwiązania kwestii brexitu, wzrost lub spadek kursu funta może być olbrzymi.
Dziś funt kosztuje ok. 5,03 zł. Jeden z naszych członków, firma Ebury Polska, przewiduje, że w sytuacji twardego brexitu funt może kosztować 4,10 zł. Jeśli brexit w ogóle miałby się nie wydarzyć, funt może podskoczyć do 5,60 zł.
– mówi w rozmowie z Next.gazeta.pl Michael Dembinski.

TIR-y utkną w korkach?

Do tego dochodzą poważne problemy przewidywane już przez branżę transportową – a tu również polskie firmy są jednym z głównych usługodawców przesyłu towarów między Unią a Wielką Brytanią.
Zrzeszenie Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce ostrzegało niedawno w rozmowie z Next.gazeta.pl, że jeśli odbyłby się bezumowny brexit i nie byłoby okresu przejściowego, to m.in. z powodu powrotu kontroli celnych, a także niepewności co do szczegółowych zasad przewozu, kierowcy ciężarówek utkną w wielokilometrowych korkach.
Nie pozostaje nam nic innego, jak rekomendować przewoźnikom czasowe wstrzymania się od przewozów. I to nie na jeden dzień, ale najlepiej na tydzień. To rozwiązanie mniej ryzykowne i mniej kosztowne niż utknięcie pojazdu, kierowcy i ładunku na długi czas w kolejce na granicy, bez możliwości manewru. Jeśli pierwszego dnia powstanie kolejka na 20 kilometrów, to przez tydzień może sięgać już 100 km
– powiedział w rozmowie z Next.gazeta.pl prezes ZMPD Jan Buczek. Przedsmak chaosu mieliśmy na początku marca, gdy celnicy we francuskim porcie Calais – domagając się zwiększenia wynagrodzeń i liczby pracowników – przeprowadzali bardzo szczegółowe kontrole. Była to symulacja potencjalnego „kataklizmu” logistycznego na przejściach celnych spowodowanego przez brexit.

Brexit a sprawa unijna

Na koniec warto też zauważyć, że brexit już zmienił, i jeszcze będzie zmieniał – całą Unię Europejską politycznie. Po pierwsze, wzmogły się także za sprawą procesu wychodzenia Wielkiej Brytanii ze wspólnoty eurosceptyczne nastroje w wielu krajach. O tym, że „antyeuropejska narracja” uprawiana przez brytyjskich polityków może mieć polityczny wpływ na wybory w pozostałych krajach, mówiła niedawno w rozmowie z Next.gazeta.pl europosłanka Danuta Huebner.
Z drugiej strony, brak Wielkiej Brytanii może oznaczać brak odpowiedniej przeciwwagi dla Niemiec i Francji.
Osobiście uważam, że ze zdroworozsądkowego punktu widzenia w UE brak będzie Wielkiej Brytanii. Oś Paryż-Berlin będzie bardziej dominująca
– uważa Michael Dembinski.

GAZETA.PL, MIKOŁAJ FIDZIŃSKI

 

 

 

 

 

 

 

Więcej postów