Rozmowa z byłą europosłanką, ekonomistą, profesor Joanną Senyszyn.
– Pani premier Beata Szydło w drodze do Brukseli, gdzie odbywa się szczyt cherlawego Partnerstwa Wschodniego zatrzymała się w Paryżu i odbyła dwugodzinną rozmowę z prezydentem Emmanuelem Macronem. Z agencyjnych komunikatów trudno wnioskować o meandrach polsko-francuskich stosunków, lecz jedno zdanie z wypowiedzi Macrona zwróciło na siebie szczególną uwagę obserwatorów. Mówiąc o praworządności w Polsce powiedział: „Jeśli się okaże, że coś jest niezgodne z traktatami, zostaną wyciągnięte konsekwencje”. Może Pani profesor przetłumaczyć to z języka dyplomatycznego na polski?
– Unia Europejska nie spieszy się nigdy z wyciąganiem konsekwencji, z karaniem krajów unijnych i w związku z tym nie tylko Polska, ale wiele krajów nie wykonuje w terminie dyrektyw, nie stosuje się do różnych zaleceń Unii. Niestety, w Polsce w ostatnim czasie za rządów PiS-u nastąpiło ogromne nagromadzenie różnego rodzaju niestosowania się do zaleceń, jako przykład można podać wstrzymanie wycinki Puszczy Białowieskiej. Także Polska nie stosuje się do zaleceń Komisji Weneckiej, dotyczących Trybunału Konstytucyjnego.
Widać wyraźnie, że Polska lekceważy unijne polecenia i wymogi, chociaż jest członkiem Unii i powinna się do nich absolutnie i bezwzględnie stosować. Myślę, że prezydent Macron po raz kolejny potwierdził to, co zrobił już Parlament Europejski, o czym mówi Komisja Europejska, że Unia wymaga od swych członków bezwzględnego stosowania się do zasad panujących w Unii – przestrzegania praw człowieka, podziału władzy na ustawodawczą, wykonawczą, sądowniczą. A więc to było takie zakamuflowane pogrożenie palcem, ponieważ Francja od pewnego czasu dosyć wyraźnie opowiedziała się za tym, aby w stosunku do Polski były wyciągane konsekwencje, jeżeli nie będzie się stosować do unijnych zaleceń i wymogów. Myślę, że pani premier była we Francji, żeby porozmawiać, jak złagodzić francuskie stanowisko, a z tej wypowiedzi wynika raczej, że na złagodzenie francuskiego stanowiska nie ma co liczyć.
– W Brukseli trwają przymiarki do przyszłego budżetu Unii. Unijni urzędnicy pracują nad planem dyscyplinowania państw członkowskich. I realnym ponoć staje się pomysł powiązania wypłaty funduszy z unijnej polityki spójności z warunkiem przestrzegania praworządności. Konkretnych kształtów nabiera plan odebrania funduszy krajom łamiącym praworządność. Polska może stracić miliardy euro właśnie za fakty łamania praworządności.
– Rzeczywiście słyszy się o takich projektach, żeby łączyć przestrzeganie praworządności z wypłatą unijnych środków. Przede wszystkim musimy mieć świadomość, że to może mieć dopiero wpływ na przyszły budżet po 2020 roku. Być może PiS się opamięta i do takich restrykcyjnych kroków nie dojdzie. Ale także musimy mieć świadomość, że na razie takich przepisów dotyczących łączenia ekonomii z polityką jeszcze nie ma i być może nie będzie.
Przecież wprowadzenie takich nowych zasad wymaga czasu. W Unii to tak szybko nie idzie. Ale oczywiście musimy liczyć się z tym, że po 2020 roku będziemy dostawać mniej środków nawet nie tylko ze względu na skandaliczne postępowanie pisowskiego rządu, ale także dlatego, że Polska jest w coraz lepszej sytuacji w stosunku do biedniejszych krajów z dawnego bloku wschodniego W związku z tym od dawna się mówiło, że po 2020 roku te środki pomocowe ze strony Unii będą mniejsze, ponieważ one idą przede wszystkim na wyrównanie poziomu gospodarczego i poziomu życia w krajach członkowskich.
– Jeśli taki scenariusz doszedłby do skutku, to przecież eurosceptycy – w PiS jest ich niemało – będą mieli w ręku mocny atut. Więc czy realnym jest to, że w politycznym leksykonie barw nabierze termin „polexit”?
– Polacy chcą być w Unii. Ponad 80% Polaków ceni sobie przynależność do Unii Europejskiej. Cenią sobie to, że mogą wyjeżdżać do innych krajów członkowskich, mogą tam pracować. Uważam, że Polsce wyjście z Unii nie grozi, bo takich chęci w polskim społeczeństwie nie ma. Natomiast rzeczywiście groźne jest łamanie przez pisowski rząd wartości unijnych, łamanie zasad, które obowiązują w UE. Zasad, które dotyczą praworządności, praw człowieka, praw kobiet. PiS wyprowadza nas z Unii jak gdyby tylnymi drzwiami. A więc nie chodzi o oficjalne wyjście z Unii, ale o to, że jesteśmy coraz bardziej na marginesie Unii, że z państwa, które było ważnym członkiem UE, stajemy się takim pariasem, który jest krytykowany pouczany. No, niestety słusznie…