Kiedy Jarosław Kaczyński podczas obchodów rocznicy masakry Żydów w Białymstoku w roku 1941 zapowiada kontynuowanie walki z antysemityzmem, „Gazeta Wyborcza” pod redakcją pana redaktora Adama Michnika najwyraźniej kontynuuje zlecenie na złowrogiego Antoniego Macierewicza.
Najwyraźniej walka z antysemityzmem, cokolwiek Jarosław Kaczyński przez to rozumie, to jedna rzecz, a walka z Antonim Macierewiczem, którą – przypomnijmy – rozpoczęła właśnie żydowska gazeta dla tubylczych Polaków od bezceremonialnego zlustrowania ministra obrony, to rzecz druga.
Wynika z tego, że nawet obietnica aktywnego włączenia Prawa i Sprawiedliwości w walkę z antysemityzmem nie będzie miała najmniejszego wpływu na stosunek żydowskiej gazety dla tubylczych Polaków do ministra Antoniego Macierewicza. Gdyby minister Macierewicz był antysemitą albo przynajmniej wykazywał ku antysemitom jakieś skłonności, to stosunek do niego „Gazety Wyborczej” byłby bardziej zrozumiały. „Gazeta Wyborcza”, jak wiadomo, do antysemitów ma specjalnego nosa i jeśli tylko raz kogoś sobie weźmie na celownik, to takiemu delikwentowi nic nie pomoże, nawet gdyby się publicznie obrzezał. „Gazeta Wyborcza” bowiem nikomu nie pozwala wyprzedzić się w skłonności do przebaczania i na przykład na tym etapie ukraińskim narodowcom wybaczyłaby wszystko, nawet antysemityzm – ale to jest tylko wyjątek potwierdzający regułę, że wobec osób oskarżonych o antysemityzm nie ma przebaczenia, że zemsta dosięgnie nie tylko ich, ale również ich potomstwa („Przeklnę cię i twoje wiarołomstwo, przeklnę cię i twoje z nią potomstwo, przeklnę cię!” – śpiewała Barbara Krafftówna w duecie z Bohdanem Łazuką) do dziesiątego pokolenia.
Toteż kto wie, czy tubylczy parlament nie uchwali gotowca uprzejmie podesłanego przez ukraińskich parlamentarzystów, którzy już tam najlepiej wiedzą, jak zablokować próby „manipulacji politycznych wrażliwymi stronami wspólnej historii”, by nie udelektować Putina. Wiadomo bowiem, że na tym etapie dokuczenie złemu Putinowi jest najwyższym nakazem.
Wracając tedy do złowrogiego ministra Macierewicza, musimy sobie rozebrać z uwagą przyczyny takiej zapamiętałości „Gazety Wyborczej” w realizacji zlecenia. Być może chodzi o pięć minut strachu o utratę jakichś alimentów związanych z przetargami na śmigłowce, które minister Macierewicz zamierzał powtórzyć, ale o ile mi wiadomo, wszystko zakończy się chyba wesołym oberkiem z powodu sprzeciwu francuskiego ministra obrony, w związku z czym również niezawisły sąd w Warszawie oddalił pozew PZL w Świdniku wobec MON.
Ale nowe światło na całą sprawę rzucił Brexit. Ledwo tylko okazało się, że w brytyjskim referendum przewagę uzyskali przeciwnicy dalszej obecności Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej, niemiecki minister spraw zagranicznych Frank-Walter Steinmeier zwołał do Berlina spotkanie „wielkiej szóstki” ojców założycieli Unii Europejskiej pod hasłem: „Nie oddamy Europy!”. W niemiecko-francuskim dokumencie zatytułowanym „Silna Europa w niebezpiecznym świecie”, jaki w trzy dni po brytyjskim referendum „wyciekł” do mediów, czytamy m.in. o potrzebie utworzenia europejskich sił szybkiego reagowania i marynarki wojennej, a także „międzynarodowego systemu straży granicznej i przybrzeżnej”, jako odpowiedzi na kryzys migracyjny. Skoro wyciekają takie przecieki, to nieomylny to znak, że Niemcy i Francja, które – przypomnijmy – po 1990 r. stały się wyznawcami doktryny „europeizacji Europy”, to znaczy – delikatnego, ale cierpliwego i metodycznego wypychania USA z europejskiej polityki, a zwłaszcza – ze stanowiska kierownika tej polityki – wypuściły kolejny balon próbny w sprawie utworzenia niezależnych od NATO europejskich sił zbrojnych.
Jak pamiętamy, w październiku 1954 r. na mocy układów paryskich USA i inne państwa przyznały Niemcom prawo posiadania armii, ale bez prawa posiadania przez nią broni masowej zagłady. Utworzona w następnym roku Bundeswehra została włączona w struktury NATO, za pośrednictwem których pozostaje pod nadzorem amerykańskim. Dlatego USA dotychczas sprzeciwiały się każdej próbie tworzenia europejskich sił zbrojnych niezależnych od NATO, traktując je jako próbę wyprowadzenia Bundeswehry spod amerykańskiej kurateli, a więc jako próbę uchylenia kolejnego skutku wojny przegranej przez Adolfa Hitlera.
Jeśli tedy w reakcji na Brexit Niemcy i Francja przedstawiają projekt utworzenia europejskich sił szybkiego reagowania, utworzenia europejskiej marynarki wojennej ze stosownymi dowództwami oraz utworzenia „międzynarodowej” straży granicznej, to znaczy że w dotychczasowym stanowisku amerykańskim mógł zostać dokonany jakiś wyłom i że w szaleńczym na pozór postępowaniu Naszej Złotej Pani z Berlina w sprawie tzw. uchodźców mogła kryć się metoda. Czy wiąże się to z próbą zmontowania przez USA antyrosyjskiej krucjaty? Wykluczyć tego nie można, bo trudno wyobrazić sobie taką krucjatę bez udziału w niej Niemiec.
Po zakończeniu niedawnych manewrów „Anakonda” minister Frank-Walter Steinmeier skrytykował NATO za „wymachiwanie szabelką” i opowiedział się za znoszeniem sankcji wobec Rosji, za co został ofuknięty przez część niemieckich mediów. Pokazuje to, że w Niemczech trwa dyskusja, czy trzymać się strategicznego partnerstwa z Rosją i przeczekać prezydenta Obamę czy też przejść nad partnerstwem do porządku i przystąpić do antyrosyjskiej krucjaty. Amerykańska zgoda na niezależne od NATO europejskie siły zbrojne może być efektem przekonywania Niemiec do udziału w krucjacie z jednej strony, a ze strony niemieckiej, wspomaganej przez stronę francuską, licytowaniem warunków tej zgody. Odbudowa niemieckich wpływów w Polsce, przede wszystkim w kontrolowaniu naszej niezwyciężonej armii, może być przez Niemcy uważana za rzecz oczywistą, a w tej sytuacji lepiej rozumiemy przyczyny, dla której żydowska gazeta dla Polaków tak uwzięła się na ministra Antoniego Macierewicza. Z niemieckiego punktu widzenia, podobnie jak z punktu widzenia żydowskiego, nie mówiąc już o punkcie widzenia starych kiejkutów, nie ulega wątpliwości, że zamiast złowrogiego Antoniego Macierewicza znacznie lepszym kandydatem na ministra obrony byłby pan Tomasz Siemoniak, na którego można liczyć w każdej sytuacji, nie mówiąc już o panu Bogdanie Klichu, który nie tylko jest lekarzem psychiatrą, ale zasłynął też z Instytutu Studiów Strategicznych – tenże dzięki hojnym subwencjom z Fundacji Adenauera, co to 95 proc. swoich środków czerpie z dotacji rządu niemieckiego, zajmował się takimi otchłannymi zagadnieniami strategicznymi jak wpływ kultury żydowskiej na kulturę polską.
STANISŁAW MICHALKIEWICZ