„To był wspaniały chłopak. Nie wiem, co się stało”. Znajomi o wrocławskim bomberze

Koledzy ze studiów myśleli, że Pawła R. nie ma w kraju. Kilka miesięcy temu przestał pojawiać się na zajęciach i mówił, że wyjeżdża z Polski za pracą. – Nie widziałem w nim osoby, która byłaby w stanie zrobić coś takiego – stwierdził jego kolega. Zszokowani są także sąsiedzi rodziców mężczyzny. Materiał magazynu „Polska i świat”.

  To był wspaniały chłopak. Nie wiem, co się stało. Rękę za niego bym dała – powiedziała w rozmowie z TVN24 Wanda Miłuch, sąsiadka. Jej zdaniem, ktoś musiał wywrzeć wpływ na Pawła R., bo „to jest niemożliwe, żeby on coś takiego zrobił”. – To jest rodzina religijna, oni do kościoła chodzą. Matka poukładana, ojciec również.

Paweł R. był bardzo dobrym uczniem. W 2012 roku, kiedy uczył się w liceum, otrzymał stypendium za wyniki. – Jesteście naszym światełkiem, my kiedyś odejdziemy do lamusa i zajmiecie nasze miejsca. Zostaniecie dyrektorami, radnymi czy nauczycielami – mówił wtedy do prymusów starosta żagański Marek Ślusarski.

„Jestem zszokowany”

Paweł R. wybrał studia chemiczne na Politechnice Wrocławskiej, był na III roku. Kilka miesięcy temu przestał chodzić na zajęcia, a kolegom z roku powiedział, że zamierza wyjechać za granicę.

– Ja osobiście jestem zszokowany, bo nie spodziewałem się tego. Kiedy ktoś powiedział, że to może być on, to uznałem to trochę za żart i nawet tłumaczyłem właśnie, że jest za granicą w pracy – powiedział reporterowi TVN24 kolega ze studiów.

– Nie widziałem w nim osoby, która byłaby w stanie zrobić coś takiego. Znajomi mówią, że Paweł R. był cichy, spokojny, nigdy nie ujawniał swoich poglądów. – Podstawowa wiedza, którą zdobywamy na laboratoriach i na zajęciach z chemii pozwala samodzielnie rozwinąć temat i na przykład samodzielnie skonstruować bombę – stwierdził kolega Pawła R.

Bomber przyznał się do winy

Paweł R. został zatrzymany we wtorek w Szprotawie (woj. lubuskie), gdzie mieszka jego rodzina. To 22-letni student chemii Politechniki Wrocławskiej, wcześniej nienotowany przez policję. Prokuratura Krajowa przestawiła mu w środę zarzut usiłowania zabójstwa wielu osób przy użyciu materiałów wybuchowych. Grozi mu dożywocie.

Mężczyzna przyznał się, że to on podłożył ładunek wybuchowy w miejskim autobusie we Wrocławiu. Niewielki ładunek eksplodował w miniony czwartek na przystanku przy ul. Kościuszki. Wcześniej ładunek wyniósł z autobusu linii 145 kierowca. Lekko ranna została kobieta stojąca na przystanku. Substancja, która eksplodowała wybuch, znajdowała się w metalowym pojemniku o pojemności około trzech litrów. W pojemniku były także metalowe śruby.

Śledztwo w sprawie eksplozji prowadzi wydział zamiejscowy Prokuratury Krajowej we Wrocławiu.

TVN24.PL

Więcej postów

5 Komentarze

  1. Fajny ch?opak – i jak zdrowo my?l?cy? Zrobi? debilny debil bombk?, i zostawi? j? w darze Bogu ducha winnym ludziom w autobusie linii miejskiej, w prote?cie PRZECIWKO CZEMU? KOMU?
    Proces powinien trwa? najwy?ej tydzie? – i DO?YWOCIE.

  2. Jak szkoda go? A gdyby bomba wybuch?a tak jak planowa? w autobusie i zabi?a kogo? te? by?cie mówili,ze co szkoda? To ?wir by?, kto normalny robi co? takiego? Kto normalny chce zabi? cz?owieka? Powinien by? odizolowany na zawsze.

Komentowanie jest wyłączone.