Wojna z terroryzmem. Kto na niej zarabia?

Wartość trzech największych koncernów zbrojeniowych ze Stanów Zjednoczonych i Francji od zamachu w Paryżu wzrosła w sumie o ponad 10,85 mld dol. – Wojna to zawsze inwestycja długoterminowa. Choć w pierwszej kolejności zarabiają koncerny zbrojeniowe i wszyscy ci, którzy odpowiadają za obsługę armii – przekonuje ekonomista dr Henryk Borko.

 

Wojna to przede wszystkim potężne wydatki i straty – mówią eksperci Stockholm International Peace Research Institute (SIPRI). Amerykanów bombardowania pozycji Państwa Islamskiego kosztowały do tej pory 2,7 mld dol. Rosyjska operacja wojskowa w Syrii ma pochłaniać 1,62 mld rocznie, a francuskie naloty ponad 265,5 mln dolarów.

Jak wynika najnowszego z raportu Global Peace Index, tylko w 2014 roku świat za zbrojenie zapłacił ponad 3 bln dol., a w wyniku konfliktów zbrojnych stracił kolejne 817 miliardów dol. Ekonomiści z Harvardu szacują, że koszty wojen w Afganistanie, dwóch w Iraku, konfliktów w Syrii i na Ukrainie sięgnęły już 4,3 biliona dolarów, a w bliższej perspektywie przekroczą 6 bilionów.

Skoro działania wojenne przeciwko Państwu Islamskiemu pochłaniają miliardy dolarów, to rodzi się pytanie, kto na tej wojnie zyska? To przede wszystkim koncerny zbrojeniowe, ale także ich akcjonariusze. Zamach w Paryżu, który miał miejsce w piątek 13 listopada 2015 roku i późniejsze deklaracje światowych przywódców o intensyfikacji lub dołączeniu do wojny z Państwem Islamskim spowodowały, że akcje największych międzynarodowych koncernów zbrojeniowych poszły w górę. Zestrzelenie rosyjskiego samolotu nad Turcją tylko podgrzewa atmosferę.

Lockheed Martin to jeden z „wielkiej piątki” amerykańskiego przemysłu obronnego i według ostatniego raportu SIPRI najwięcej sprzedający koncern zbrojeniowy na świecie. Ostatni roczny zysk koncernu wyniósł 2,9 mld dol.

Koncern produkuje i serwisuje między innymi myśliwce F-16 Fighting Falcon, które biorą udział w nalotach na terenie Syrii oraz drony bojowe wykorzystywane przez amerykańską armię do likwidacji celów strategicznych i poszczególnych bojowników ISIS. To w ten sposób zginął przywódca Państwa Islamskiego w Libii Abu Nabil oraz występujący na nagraniach egzekucji zachodnich zakładników „Jihadi John”.

– Na pierwszej sesji po zamachach wartość rynkowa firmy Lockheed Martin wzrosła blisko 3,5 proc., czyli ponad 2 mld dolarów. Z każdym kolejnym dniem kurs jest coraz wyżej, bijąc nowe historyczne rekordy. Jedna akcja w poniedziałek 23 listopada kosztowała już ponad 226 dolarów, co daje wycenę całej spółki na poziomie 69 mld dol. Wobec 64 mld zaledwie tydzień wcześniej – wskazuje analityk money.pl Damian Słomski.

Podobnie zachowały się akcje Boeinga, który produkuje słynne śmigłowce szturmowe AH-64 Apache oraz bombowce Boeing B-1s, które od 2014 roku niszczą pozycje islamskich terrorystów na terenach Syrii. Amerykański koncern od czarnego piątku w Paryżu do dziś zyskał na kapitalizacji około 5 miliardów dol. Tym samym firma warta jest już ponad 100 mld dol.

Francja na wojennej ścieżce zarobi czy straci?

– Francja jest w stanie wojny. Będziemy bombardować z jeszcze większą intensywnością – zapowiedział w nadzwyczajnym przemówieniu w parlamencie prezydent Francois Hollande. Jak wynika z szacunków ministerstwa obrony, operacja militarna Francji przeciwko Państwu Islamskiemu już teraz pochłania około 250 mln euro rocznie, czyli około 265,5 mln dol.

Po ataku na Paryż, prezydent Hollande zapowiedział zwiększenie wydatków podkreślając, że „bezpieczeństwo jest ważniejsze niż zasady budżetowe”. Zapewnił też, że w siłach zbrojnych nie będzie redukcji do 2019 r., a do dotychczasowych działań lotnictwa dołączy duma Francji – lotniskowiec o napędzie atomowym Charles de Gaulle.

Godzina pracy tego wartego 3 mld euro okrętu kosztuje ok. 50 tys. euro. To na jego pokładzie stacjonuje 18 myśliwców Rafale oraz 8 samolotów szturmowych Super-Etendard. Wszystkie maszyny to dzieło francuskiego koncernu Dassault Aviation. Samoloty tej firmy wykorzystywane były przez Francuskie Siły Powietrzne już w wojnach w Afganistanie, Iraku, Libii, a ostatnio również w Mali i Syrii. Według raportu Global Firepower Index francuska armia posiada łącznie 1264 samoloty, w tym 283 myśliwce, 689 transportery i 601 helikoptery. Ile dokładnie na kontrakcie rządowym zarobił Dassault Aviation? Z całą pewnością niemało, zważywszy, że koszt myśliwca Rafale to około 89 mln euro, a szturmowego Super-Etendard 100 mln euro.

Na zapowiedź prezydenta i deklaracje poparcia ze strony kolejnych krajów NATO zareagowały również inne firmy zbrojeniowe we Francji. Warto zaznaczyć, że ten kraj pozostaje w ścisłej czołówce największych eksporterów uzbrojenia, obok USA, Rosji, Chin i Niemiec. Ta piątka, według raportu SIPRI kontroluje około 80 proc. światowego eksportu broni.

Wśród beneficjentów wojny z Państwem Islamski z całą pewnością znajdzie się więc również francuski koncern MBDA. To on produkuje bomby MBDA Exocet, które zrzucane są na Syrię przez francuskie lotnictwo oraz pociski AS.30L Laser dla samolotów Dassault Super Etendard.

W poniedziałek po zamachu, kiedy ruszyły giełdy w Paryżu, wzrosła również wartość rynkowa koncernu zbrojeniowego Thales. Jego akcje wzrosły o 3,3 proc, to jest o 460 mln euro. Ten międzynarodowy koncern z siedzibą we Francji produkuje systemy wykorzystywane w przemyśle obronnym, bezpieczeństwie, lotnictwie i przestrzeni kosmicznej.

W portfolio ma wykorzystywany m.in. przez Wielką Brytanię dron Thales Watchkeeper WK450, a także kontrakt na nowy system dowodzenia i kontroli dla francuskiej marynarki wojennej, SIC 21, który został zamontowany choćby na wspomnianym lotniskowcu Charles de Gaulle. Firma współpracuje również z Dassault Aviation tworząc systemy wykrywania SPECTRA dla myśliwców Rafael. Od piątku 13 listopada wartość Thales wzrosła o 800 mln euro, koncern wyceniany jest na ponad 14,5 mld euro.

„Doktryna Merkel”

Koniunkturę wyczuły również Niemcy, które już osiem lat temu wyprzedziły Francję i stały się trzecim po USA i Rosji największym eksporterem broni na świecie. Koncerny zbrojeniowe znad Renu dozbrajają Arabię Saudyjską, Izrael, Liban, Omen, NATO i kraje UE, a ostatnio postanowiły wykorzystać zaangażowanie Paryża w walce z ISIS oferując swoje produkty nad Sekwaną.

Jak podaje niemiecki dziennik „Die Welt”, jeden z największych niemieckich koncernów zbrojeniowych – firma Heckler & Koch – po ataku terrorystycznym w Paryżu dostrzegła rosnące znaczenie przemysłu zbrojeniowego i postanowiła wykorzystać szanse.

Andreas Heeschen, główny udziałowiec i szef firmy, przewiduje, że Europa będzie coraz bardziej zaangażowana w konflikty międzynarodowe i dlatego też na rynku potrzebna będzie nowoczesna broń, której produkcję zamierza zapewnić Heckler & Koch. Koncern liczy, że wygra przetarg dla francuskiej armii dzięki swoim modelom karabinów, a ewentualna interwencja wojsk lądowych w Syrii zwiększy popyt.

Jak zauważają komentatorzy, Berlin ostatnio niechętnie wysyła swoich żołnierzy na zagraniczne misje, ale za to łokciami rozpycha się na rynku zbrojeniowym. Już dziś zagospodarował 7 procent światowego rynku. Tym samym Niemcy uczyniły z wojny dochodowy interes zamiast źródła strat, co złośliwi nazywają „doktryną Merkel”.

– Niemcy od lat prowadzą politykę zagraniczną w oparciu o kontakty biznesowe, szkolenia i działania fundacji pożytku publicznego noszące nieraz nazwy koncernów niemieckich, pracujących na rzecz odpowiedniego wizerunku firm niemieckich na Wschodzie. Działają w obszarze nauki, społeczeństwa, opieki zdrowotnej i kultury. W tą strategię wpisują się również koncerny zbrojeniowe – potwierdza dr Henryk Borko, rektor Warszawskiej Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Konsorcjum Futurus oraz Gliwickiej Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości.

Nie tylko zbrojeniówka

Na wojnie, oprócz branży obronnej, zarabiają również koncerny paliwowe, przedsiębiorstwa zajmujące się zaopatrzeniem i logistyką walczącej armii. Tu można wymienić takie koncerny jak Bechtel, KBR, Blackwater czy Halliburton, które trudnią się zaopatrywaniem i utrzymywaniem baz wojskowych, dostawami towarów czy innego rodzaju usług dla żołnierzy.

Zyskują również firmy związane z innowacją i nowymi technologiami, którym konflikt zbrojny stwarza możliwości testowania swoich produktów. Jednak, jak przekonuje dr Henryk Borko, warunkiem „opłacalności” jest fakt, że wojna prowadzona jest poza granicami kraju.

– Wojna to zawsze inwestycja długoterminowa. W pierwszej kolejności zarabiają koncerny zbrojeniowe i wszyscy ci, którzy odpowiadają za obsługę armii. W dalszej perspektywie perspektywie możliwości się poszerzają. Firmy budowlane, które zyskają rządowe kontrakty, firmy energetyczne, koncerny farmaceutyczne oraz wszelcy dostawcy. Nie mówiąc już o zyskach pochodzących z zasobów kraju, na terenie którego toczył się konflikt np. ropa, gaz czy kopaliny – wylicza dr Borko.

Potwierdzeniem takiego powojennego biznesu może być przykład mało znaczącej firmy Environmental Chemical Corporation, która po uzyskaniu kontraktu na odbudowę Afganistanu i Iraku zarobiła 1,5 mld dol. Ale wśród firm zarabiających na konfliktach można wymienić również prywatne firmy ochroniarskie oraz rekrutujące najemników jak DynCorp czy konkurencyjny Blackwater USA.

PRZEMYSŁAW CISZAK

Więcej postów