Wydarzenia 13 listopada w Paryżu, wielka tragedia we Francji, z oczywistych względów zepchnęła w cień wszystko inne. Trudno jednak nie wrócić do tego, co 13 listopada zdarzyło się w Warszawie. Dla Polski też był to czarny dzień.
13 listopada dowiedzieliśmy się, jeśli ktoś miał co do tego jakiekolwiek wątpliwości, na czym będzie polegała władza PiS, jak PiS zamierza rządzić. To co usłyszeliśmy unicestwiło resztkę iluzji. PiS już pierwszego dnia pojechało po bandzie, a zapewne jest to dopiero przygrywka do tego, co zobaczymy za chwilę.
Nie ma już żadnych wątpliwości, że PiS chce albo sparaliżować albo całkowicie podporządkować sobie Trybunał Konstytucyjny, nasz Sąd Najwyższy, kontrolujący zgodność ustaw z prawem. Oznacza to zamach na liberalną demokrację i dążenie do usunięcia ostatniej przeszkody przed przejęciem przez PiS w Polsce władzy absolutnej.
Prezydent Duda od dłuższego czasu nie chce przyjąć przysięgi od wybranych przez poprzedni Sejm, nowych członków Trybunału Konstytucyjnego. Teraz pojawia się projekt ustawy, która Trybunał Konstytucyjny, w jego obecnym kształcie, rozwaliłby doszczętnie.
PiS chce nowych, swoich członków Trybunału (mówi się m.in. o posłance Pawłowicz). PiS chce też zakończenia kadencji obecnego przewodniczącego. To charakterystyczne, bo środowiska liberalne w wielu kwestiach miały pretensje do profesora Rzeplińskiego, za jego „zbyt konserwatywną” postawę. „Zbyt konserwatywna” to jednak za mało dla PiS-u, który chce mieć swój trybunał.
Jeden z przepisów nowego projektu PiS-u przewiduje, że na przykład w kwestii ustaw dotyczących sądów, Trybunał może orzekać jedynie w pełnym składzie. Oznacza to, że PiS planuje zamach na sądy i ich niezawisłość. W jakiej formie, jeszcze nie wiemy, ale łatwo się domyśleć, że w radykalnej. W przypadku takiej ustawy wystarczy, że któryś z PiS-owskich sędziów Trybunału nie pojawiałby się na rozprawie, i nie byłby on władny podjąć żadnej decyzji. To w praktyce oznacza zmianę konstytucji bez zmiany konstytucji. Tak brutalnie wobec wymiaru sprawiedliwości nie postępował nawet Orban.
13 grudnia zdarzyły się jeszcze dwa inne, symptomatyczne wydarzenia. Oto PiS, używając kuriozalnego argumentu oszczędności, odmówił PSL-owi posiadania wicemarszałka Sejmu. Kuriozalnym, bo rząd pani Szydło jest liczny jak żaden poprzedni. Jednocześnie Senat poszerzył grono wicemarszałków, by w prezydium znalazł się jeszcze jeden przedstawiciel PiS-u. Ot, oszczędności.
Idzie więc o marginalizację opozycji, co jest jawnym szyderstwem z prezentowanego przez PiS w poprzednim Sejmie tzw. pakietu demokratycznego. Idzie też o zmiażdżenie PSL-u. Ta partia, to pierwszy kąsek, na który ma ochotę PiS. Zabetonować swe wpływy na wsi na zawsze.
13 listopada zdecydowano, że przewodnictwo w komisji do spraw służb specjalnych, nie będzie, jak dotychczas, rotacyjne. Oznacza to, że parlament nie będzie sprawował żadnej realnej kontroli nad służbami kierowanymi przez pana Kamińskiego. Żaden przedstawiciel opozycji nie będzie mógł nawet zwołać posiedzenia komisji, gdy dojdzie do jakichś ekscesów pana Kamińskiego i jego podwładnych.
W piątek, 13 listopada, szefem senackiej komisji finansów został znany ze SKOK-ów pan Bierecki. To już bezczelność absolutna. Szefem ważnej komisji zajmującej się finansami, zostanie sponsor wielu imprez PiS-u, a przede wszystkim człowiek, który ze SKOK-ów, czyli od drobnych ciułaczy, wyprowadził do Luksemburga potężne pieniądze. Arogancja PiS-u sięga więc szczytów, choć to dopiero początek.
W piątek, 13 listopada, prezydent Duda wygłosił w Pałacu Prezydenckim laudację (niektórzy mówią, że lodację), na cześć prezesa Kaczyńskiego. Polały się hektolitry wazeliny. Czegoś tak obrzydliwego i kompromitującego w polskiej polityce nie było nigdy. Takich hołdów nie składano nawet Gomułce, Gierkowi i Jaruzelskiemu. Na tle prezydenta Dudy, PZPR-owcy mieli jednak elementarne poczucie smaku. To była swoista inauguracja kultu jednostki ukochanego przywódcy Kim – Dzong – Kacza.
Niewiele lepiej było w sobotę, 14 listopada. Uznawany dotychczas za umiarkowanego Konrad Szymański, za chwilę minister do spraw europejskich w Kancelarii Premiera, oświadczył, że Polska nie widzi możliwości wywiązania się z ustaleń Unii Europejskiej w sprawie imigrantów z Syrii. Gdy świat opłakiwał ofiary barbarzyńskiego ataku w Paryżu, polski minister ustawił się tyłem do Unii, dając pokaz braku klasy i egoizmu. Zachodnie media oczywiście to odnotowały. Ciąg dalszy błyskawicznego rujnowania opinii Polski w Europie.
W sobotę 14 listopada przyszły wicepremier Gliński ogłosił łaskawie, że rewanżu nie będzie. Za diabła nie wiadomo za co Gliński miałby się rewanżować. Przyszły minister kultury, który nie chce się rewanżować, ogłosił jednocześnie, że nastąpi redystrybucja pieniędzy na cele kultury. Czytaj – kasa pójdzie na dzieła narodowo słuszne. Dokładniej rzecz ujmując na te, które za słuszne uznaje PiS. Przyszły wicepremier ogłosił też, że specjalnym pełnomocnikiem w Kancelarii Premiera do zmian w mediach publicznych i w PAP, będzie poseł PiS, pan Czabański, dawniej członek PZPR, później autor wielkiej czystki w Polskim Radiu. Oznacza to, nie mniej i więcej, całkowite podporządkowanie publicznych mediów PiS-owi.
W sobotę, 14 listopada, ukazał się publicznie, list prezydenta Dudy do naukowców wspierających tezy, że w Smoleńsku doszło do zamachu, owych specjalistów od parówek i puszek piwa. Prezydent Duda stwierdził, że ustalenia komisji Millera, to tylko hipotezy, które „nie wytrzymują konfrontacji z faktami”. Co to oznacza? Ano to, że państwo oficjalnie stanęło w obronie tezy o zamachu.
Wszystko to zdarzyło się w ciągu 24 godzin. Nigdy tak szybko nie zadano tak wielu ciosów demokracji w Polsce. Zainaugurowano kult Kaczyńskiego, zainicjowano państwowe dowodzenie teorii zamachowej, podważono pozycję Trybunału Konstytucyjnego i całej trzeciej władzy, zapowiedziano zamach na władzę czwartą, media.
W ciągu 24 godzin dowiedzieliśmy się już ponad wszelką wątpliwość, że w Polsce zaczyna się epoka PiS-owskiego zamordyzmu. Przy Kaczyńskim Orban to pikuś. Mały pikuś.
TOMASZ LIS