Liczba ofiar pożaru w bukareszteńskim klubie Colectiv wzrosła do 50. Tragedia demaskuje korupcję i słabą jakość służby zdrowia w Rumunii. Nowym rządem ma pokierować technokrata Dacian Ciolos.
W środę nad ranem zmarła 50. ofiara pożaru w bukareszteńskim klubie Colectiv. Ogień wybuchł tam w nocy z 30 na 31 października z odpalonych wewnątrz fajerwerków i błyskawicznie rozprzestrzenił się na cały lokal. W pożarze życie straciły 32 osoby, kolejnych 18 zmarło w następnych dniach w wyniku odniesionych obrażeń. Niewykluczone, że ofiar będzie jeszcze więcej – w szpitalach wciąż przebywa ponad 120 osób, z czego 24 znajdują się w stanie krytycznym.
Ta tragedia ujawniła fatalny stan rumuńskiej służby zdrowia. W szpitalach brakuje lekarzy oraz specjalistycznego sprzętu. Z tego powodu 36 pacjentów zostało wysłanych na leczenie za granicę, m.in. do Austrii, Holandii, Niemiec, Wielkiej Brytanii i Izraela. Jednak w wielu wypadkach stan rannych jest tak poważny, że niewiele już da się zrobić. W środę w samolocie do Szwajcarii zmarł jeden z pacjentów, który miał być leczony w Genewie. Coraz częściej w kraju słychać głosy, że decyzja o przyjęciu pomocy z zagranicy została przez władze podjęta zbyt późno.
Według badań instytutu INSCOP blisko 30 proc. Rumunów za największe zmartwienie uznaje swój stan zdrowia i nie ufa publicznej służbie zdrowia. Przeciętna pensja lekarza w rumuńskim szpitalu nie przekracza równowartości 600 euro. W ciągu ostatnich ośmiu lat z kraju wyjechało ponad 7 tys. specjalistów. W powszechnej opinii ci, którzy zostali, często domagają się łapówek w zamian za wykonane zabiegi.
Rumuni o tragedię w klubie Colectiv obwiniają właśnie urzędników, którzy łasi na łapówki przymykali oko na względy bezpieczeństwa i przepisy przeciwpożarowe. Wiele wskazuje na to, że mają rację. Podczas pożaru w lokalu, w którym przebywało 400 osób, działała tylko jedna gaśnica i otwarte było tylko jedno wyjście. Do aresztu trafili już trzej współwłaściciele klubu podejrzani o wręczanie łapówek w zamian za dopuszczenie lokalu do użytku. Za kratami znalazł się (na razie na 30 dni) również burmistrz czwartej dzielnicy Bukaresztu Cristian Popescu Piedone, wobec którego zostało wszczęte postępowanie w sprawie przyjmowania łapówek i niedopełnienia obowiązków.
Zaniedbania w sprawie ochrony przeciwpożarowej są ogromne. Niedawna inspekcja ujawniła, że spośród 19 tys. szkół w kraju tylko 7 proc. spełnia wymogi przeciwpożarowe, co teoretycznie oznacza, że reszta powinna zostać zamknięta.
O głębokich reformach w państwie politycy jednak nie mówią. Na razie zajęci są uspokojeniem nastrojów społecznych. Rumuni są wściekli na całą klasę polityczną. Część z nich domaga się wręcz rozwiązania parlamentu i zdelegalizowania większości partii, uznając je za skorumpowane do cna. Na razie udało im się doprowadzić do dymisji premiera Victora Ponty, za którym od kilku miesięcy ciągną się podejrzenia o pranie brudnych pieniędzy. Demonstracje w Bukareszcie przeciwko skorumpowanej klasie politycznej trwają codziennie, choć nie są już tak liczne jak przed tygodniem.
We wtorek prezydent Klaus Iohannis przedstawił nowego kandydata na premiera, który ma rządzić krajem do czasu wyborów parlamentarnych w grudniu przyszłego roku. 46-letni bezpartyjny Dacian Ciolos ma poprowadzić rząd technokratów, złożony z osób pozbawionych jakichkolwiek afiliacji politycznych. W przeszłości był on unijnym komisarzem ds. rolnictwa, od lipca jest jednym z doradców przewodniczącego Komisji Europejskiej Jeana-Claude’a Junckera.
Ciolos ma poparcie opozycji w parlamencie. Liviu Dragnea, szef największego klubu socjaldemokratów, z których wywodził się premier Ponta, nie wykluczył, że jego partia też poprze kandydaturę Ciolosa. Stwierdził jednak, że będzie to w dużej mierze zależeć od tego, czy nowy premier będzie chciał realizować postulaty programowe socjaldemokratów. Ciolos jeszcze nie przedstawił składu swojego gabinetu. Na jego ogłoszenie, przedstawienie programu i zwrócenie się o udzielenie wotum zaufania do parlamentu ma dziesięć dni.
MICHAŁ KOKOT