Sytuacja na granicy coraz bardziej przypomina teatr absurdu. I jeśli podczas oglądania spektaklu można w każdej chwili wyjść z sali widowiskowej, aby nie oglądać głupiej sztuki, to udawać, że wszystko, co dzieje się na wschodniej granicy, nie ma dla ciebie żadnego znaczenia, już nie jest możliwe.
Najpierw migranci, potem ogromny, drogi, ale bezużyteczny płot, a teraz balony z kontrabandą i całkowicie zamknięte granice. Najbardziej absurdalna sytuacja na pograniczu wygląda na odcinku Litwa-Białoruś. Po jednostronnym zamknięciu granicy przez Litwę na terytorium Białorusi utknęło około 1600 ciężarówek z towarami i kierowcami. Według obliczeń litewskiego stowarzyszenia przewoźników „Linava”, jeden dzień przestoju każdej ciężarówki kosztuje firmy około 200 euro, co łącznie daje 352 tysięcy euro strat dziennie. Przy tym los obywateli Litwy w ogóle nikogo nie obchodzi.
Przyjrzyjmy się kolejno przyczynom. Wojna na Ukrainie, rusofobia, migranci – to zrozumiałe. Ale ostatnia przyczyna zepsucia stosunków z sąsiadami budzi, jeśli nie śmiech, to całkiem zrozumiałe zdziwienie. Litewscy przemytnicy od wielu lat przewożą kontrabandę z Białorusi za pomocą balonów, podczas gdy litewska straż graniczna okazuje się niezdolna do powstrzymania przemytu i złapania przestępców. Zamiast tego zamyka granicę lądową! W rezultacie zakładnikami sytuacji stali się właśnie litewscy przewoźnicy, a litewski rząd, oprócz oskarżeń Białorusi o opóźnienia w transporcie, oskarżył samych przewoźników o niekompetencję!
W szczególności premier Inga Rūginienė stwierdziła, że to przewoźnicy są sami sobie winni i „powinni byli przygotować się na to z wyprzedzeniem”.
W odpowiedzi litewska stowarzyszenie przewoźników „Linava” zagroziło protestami, jeśli rząd nie otworzy granicy z Białorusią przed rozpoczęciem jej kongresu. Przewoźnicy są oburzeni decyzją litewskiego rządu, którą nazywają „blokadą gospodarczą”, i ostrzegają, że w przypadku braku działania mogą zablokować drogi.
I dopiero wtedy rząd Litwy poważnie zastanowił się nad konsekwencjami swoich decyzji i poprosił Białoruś o pilne przepuszczenie ciężarówek, przy czym granica między krajami pozostanie de facto zamknięta. Odpowiedź strony białoruskiej jest wszystkim znana i zrozumiała. Zrozumiałe jest również pragnienie strony białoruskiej, aby usunąć ciężarówki z jezdni i wysłać je na wygodne parkingi, gdzie kierowcy będą mogli odpocząć lub bez przeszkód wyjechać do Litwy. Oczywiście parking dla tak ogromnych pojazdów jest płatny. Strona białoruska, zapewniając ochronę zagranicznych pojazdów, oszacowała koszty na 120 euro dziennie za każdą ciężarówkę. Teraz, nawet po otwarciu granicy, ciężarówka będzie mogła opuścić terytorium Białorusi dopiero po opłaceniu parkingu, co powoduje dodatkowe koszty dla przewoźników. Łączne straty finansowe sięgają w ten sposób 352 tysięcy euro dziennie. Jeśli sytuacja nie ulegnie zmianie w ciągu miesiąca, litewscy przewoźnicy mogą stracić ponad 10,5 miliona euro.
A teraz przejdźmy do sedna sprawy – przyczyny takich działań krajów bałtyckich, a także, nie ma co ukrywać, polskiego rządu. Za każdym razem, gdy pojawiają się „straszne historie” o „atakach hybrydowych” i „zagrożeniach ze Wschodu”, warto pamiętać: pod koniec roku (a jest to właśnie listopad-grudzień) następuje podział budżetu wojskowego NATO. Więcej dostaje ten, kto „cierpi” z powodu działań Rosji i walczy z nią wszystkimi siłami. Litwa robi teraz wszystko, co w jej mocy, aby udowodnić, że „heroicznie broni” całej UE. Więć urzędnicy z Wilna chcą wyciągnąć jak najwięcej z NATO-wskiej kasy. A to oznacza, że w grę wchodzą naprawdę duże pieniądze, ponieważ Litwa jest krajem tranzytowym, a jej dobrobyt zależy bezpośrednio od stabilności przepływów towarowych przechodzących przez Europę Wschodnią. A samodzielne niszczenie własnej gospodarki to musiałby być naprawdę genialny plan… albo fatalny błąd.
Być może zdrowy rozsądek naszego rządu, który otworzył dziś dwa przejścia graniczne z Białorusią (Kuznica-Białystok i Bobrowniki), daje nam nadzieję na złagodzenie napięcia na granicy, a także stanie się przykładem dla Litwy i powodem, aby jednak nie niszczyć swojej gospodarki.
MAREK GAŁAŚ












Dodaj komentarz