Nowe informacje w sprawie zagubionych min. Seria tajemniczych incydentów

niezależny dziennik polityczny

W jednostce masakra. Jest gorzej niż na wojnie — informują nas żołnierze ze składu amunicji w Mostach, z których w lipcu zeszłego roku zniknęło 240 min przeciwpancernych. Zaraz jednak zaznaczają: — Nie chodzi o ulepszanie systemu tak, żeby wyeliminować podobne błędy w przyszłości. Zamiast tego próbują odkryć, kto rozmawiał z mediami. Od tego zależą d***chrony wyższych oficerów. Właśnie dzięki mediom zostały one zniweczone.

Kontakt do autorów: [email protected]; [email protected]

D***chron to popularny w wojsku zwrot oznaczający ochronę własnej osoby w kryzysowej sytuacji, zwykle kosztem kogoś innego, najczęściej niższego stopniem.

Taką kryzysową sytuację w wojsku opisaliśmy 9 stycznia w artykule „Wojsko zgubiło miny przeciwpancerne. Znalazły się pod IKEA”. W tekście przedstawiliśmy historię transportu olbrzymiego ładunku min przeciwpancernych z wojskowego składu amunicji w Hajnówce w województwie podlaskim do podobnego składu w Mostach pod Szczecinem. Był to ładunek wyjątkowy nawet jak na standardy wojska, bo obejmował ponad tysiąc ton ładunków wybuchowych.

W trakcie rozładunku w Mostach przeoczono pięć palet z minami mieszczącymi w sobie ponad dwie tony materiału wybuchowego. Taka ilość w niepowołanych rękach, jak zapewniają nasi rozmówcy, wystarczyłaby do wyburzenia dwóch wieżowców. Przez kolejne 10 dni miny krążyły bez żadnej kontroli po Polsce w wagonie należącym do PKP. Kiedy po tym czasie komendant składu w Mostach zorientował się, że brakuje mu ponad dwóch setek min, rozpoczęły się paniczne poszukiwania zakończone odnalezieniem min w magazynie pod IKEA w mieście Orla.

— Ponieważ sprawy nie dało się zatuszować, ktoś musiał ponieść odpowiedzialność — informują nas żołnierze. — Zgodnie ze złotą zasadą d***chronu, padło na najniższych stopniem.

Rzeczywiście, według przesłanych nam przez Prokuraturę Okręgową w Poznaniu informacji, zarzuty postawiono dwóm oficerom młodszym i dwojgu podoficerów. Jedna z tych osób popełniła samobójstwo. Zdaniem kolegów zmarłego żołnierza powodem jego śmierci była wywarta na nim presja. Nie dotarliśmy do innych źródeł, które by to potwierdzały.

Co jednak z wyższymi oficerami, którzy pełnią kierownicze funkcje w objętych aferą instytucjach? O zagubieniu min dowiedzieliśmy się dopiero po sześciu miesiącach od tego wydarzenia. Wtedy skierowaliśmy pytania do wojskowych instytucji. Kiedy dostał je minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz, odwołał ze stanowiska szefa Inspektoratu Wsparcia gen. Artura Kępczyńskiego. Jednak wielu wyższych oficerów odpowiedzialnych za to, co się dzieje w ich jednostkach, nie otrzymało żadnych zarzutów i wciąż pełni swoje funkcje.

Postanowiliśmy więc prześledzić krok po kroku, na jak wielu etapach zagubienie min mogło być powstrzymane, gdyby tylko pilnowano procedur, a także określić zakres odpowiedzialności wyższych oficerów oraz instytucji.

Kto mógł powstrzymać wyjazd min z wojskowego składu?

Z naszych rozmów ze specjalizującymi się w środkach bojowych żołnierzami i oficerami wynika, że niekontrolowaną podróż min przez całą Polskę można było powstrzymać na kilku etapach. Przedstawiamy je poniżej. Okazuje się także, że kiedy tylko transport wyruszył z Hajnówki, tuż za miastem doszło do incydentu z fotografującymi go osobami. Sytuacja powtórzyła się kilka razy.

1. Podoficer odpowiedzialny za rozładunek. Na tę funkcję do rozładunku transportu z Hajnówki wyznaczono w Mostach chorążego P. Jak się dowiedzieliśmy, był on przeszkolony z obchodzenia się ze środkami bojowymi. Jego zadaniem było m.in. odhaczenie z listy przewozowej każdej palety i skrzyni z minami, która opuszczała wagony i lądowała na rampie. Osoby, z którymi rozmawialiśmy, twierdzą, że w momencie przybycia transportu chor. P. faktycznie znajdował się na rampie. Jednak potem mało kto go już widział przy pociągu. Odhaczaniem opuszczających wagon materiałów wybuchowych zajmowała się osoba bez przeszkolenia ze środków bojowych.

2. Magazynier. To człowiek odpowiedzialny za przewiezienie min z rampy kolejowej do magazynu amunicji. Jest też kolejną osobą, która ma odhaczyć wszystkie elementy z listy, a nawet sprawdzić zawartość skrzyń, żeby wszystko zgadzało się co do sztuki. Problem w tym, że według naszych informacji, kiedy rozładowane wagony wyjeżdżały ze składu w Mostach, skrzynie z minami wciąż stały na rampie. Przewieziono je do magazynu dopiero po około pięciu dniach, ale także wtedy nikt nie wykrył braku około 40 skrzyń.

3. Wartownik. Kiedy wagony są rozładowane, wyjeżdżają one ze składu, aby zwrócić je cywilnemu właścicielowi, czyli PKP. Zanim jednak opuszczą teren wojskowego składu obowiązek sprawdzenia każdego wagonu ma wartownik. W ten sposób wojsko dba o to, aby ze składu nie zostało nic skradzione. Również przez to sito przejechał skład.

4. Szef logistyki. Niezależnie od wartownika wagony sprawdza szef logistyki. To człowiek odpowiedzialny za planowanie, realizowanie i kontrolowanie sprawnego i efektywnego przepływu wszelkich materiałów do i ze składu amunicji. Jego obowiązkiem jest sprawdzenie, czy podczas rozładunku wagony nie były w żaden sposób uszkodzone, także od wewnątrz. Nie wiemy, czy w ogóle towarzyszył on wartownikowi w sprawdzeniu wagonów. Jeżeli tak, to efekt był opłakany.

Po tym, jak w składzie amunicji w Mostach zawiodły wszystkie procedury kontrolne, miny ostatecznie wymknęły się spod nadzoru wojska. Na każdej kolejnej stacji, na której zatrzymywały się wagony, mogli je wykryć rewidenci PKP, a na stacji docelowej rewident kolejowy IKEA. Cywilna kontrola nie jest jednak przedmiotem tego tekstu.

My badamy odpowiedzialność wojskową. Jeśli chodzi o nią, to lista odpowiedzialnych nie kończy się na wymienionych do tej pory osobach.

Gdzie byli dowódcy?

To wyżsi oficerowie i dowódcy biorą ostateczną odpowiedzialność za funkcjonowanie swoich składów oraz działania pracowników. Kim są?

Mjr Zbigniew P. był wówczas komendantem składu amunicji w Mostach. W chwili przybycia niezwykle ważnego ładunku znajdował się poza jednostką, na kursie podpułkownikowskim. Według naszych źródeł do jednostki wrócił po trzech dniach.

Odpowiedzialność mjr. Przybylskiego ma jeszcze jeden wymiar. Według naszych informacji w momencie, kiedy dowiedział się on o zagubionych minach, nie powiadomił Żandarmerii Wojskowej lub Służby Kontrwywiadu Wojskowego, lecz zaczął szukać ich na własną rękę, prawdopodobnie licząc, że cała sprawa nie ujrzy światła dziennego.

Mjr Dariusz B. to z kolei szef środków bojowych w 1 Regionalnej Bazie Logistycznej (1RBLog) w Wałczu, pod którą podlega skład amunicji w Mostach. To on bezpośrednio odpowiadał za wszelkie działania związane z logistyką transportu. Z naszych informacji wynika, że w trakcie rozładunku nie było go w Mostach.

Płk Janusz Kryszpin jest komendantem 1RBLog, który odpowiada za szereg podległych mu składów, w tym ten w Mostach. Z naszych informacji wynika, że w trakcie rozładunku także jego nie było w Mostach.

Zapytaliśmy 1 Regionalną Bazę Logistyczną, która sprawuje nadzór nad składem w Mostach, o odpowiedzialność poszczególnych osób funkcyjnych oraz dowódców za transport. Od wicekomendanta płk. Bogusława Pisały nie otrzymaliśmy odpowiedzi na ani jedno z siedmiu pytań. Zamiast tego oficer zasugerował nam, abyśmy czekali w tej sprawie na wyrok sądu. Dodał, że upublicznianie tego rodzaju danych może narazić jednostkę i poszczególne osoby funkcyjne „na oddziaływanie obcych służb oraz nieuprawnionym ujawnieniem danych osobowych”.

W kontakcie z naszym działem prawnym dbamy, aby do wiadomości publicznej nie wyciekły dane niejawne, a tylko te informacje, które służą wyjaśnieniu sprawy i ujawnieniu różnorakich patologii w systemie wojskowym.

Ostatnia, być może najbardziej interesująca kwestia, to nadzór służb nad olbrzymim transportem środków wybuchowych.

Kto fotografował transport min?

Czy jest możliwe, że tak wielki transport min jechał przez cały kraj bez nadzoru służb, czyli Żandarmerii Wojskowej i Służby Kontrwywiadu Wojskowego?

Od naszych wojskowych rozmówców dowiadujemy się, że w składzie w Hajnówce każdy transport był zgłoszony do ŻW i SKW dwa tygodnie przed jego wyruszeniem. Te same osoby mówią nam, że kiedy tylko transport wyruszył z Hajnówki, tuż za miastem doszło do pierwszego incydentu z fotografującymi go osobami. Chroniący skład wartownicy próbowali powstrzymać robiącego zdjęcia człowieka, lecz ten nie reagował na ich nawoływania.

Nasi rozmówcy mówią, że ten incydent został odnotowany w dzienniku warty, podobnie jak trzy kolejne podobne incydenty – we wsi Czeremcha jeszcze na terenie województwa podlaskiego, a następnie w Mińsku Mazowieckim pod Warszawą oraz w Goleniowie, kilka kilometrów przed składem amunicji w Mostach.

Kto i w jakim celu fotografował transporty? Wydawałoby się, że odpowiedź na to pytanie, ale także zabezpieczenie wojskowych transportów przed takimi incydentami, należy do zadań ŻW i SKW, które odpowiadają za ochronę kontrwywiadowczą i operacyjną, podczas gdy zadaniem wartowników jest tylko ochrona transportu przed próbami fizyczne ingerencji.

Skierowaliśmy w tej sprawie pytania do obu służb. Rzecznik Komendy Głównej Żandarmerii Wojskowej płk Artur Karpienko odpowiedział nam, że „ochrona transportu nie jest ustawowym obowiązkiem Żandarmerii Wojskowej” i formacja ta „nie otrzymała informacji o jakichkolwiek incydentach z fotografującymi skład osobami”.

Tymczasem nasi rozmówcy twierdzą, że wartownicy transportu min próbowali się skontaktować z ŻW i SKW. Bezskutecznie.

Z kolei SKW odpowiedziała, że „wśród zadań SKW, określonych w ustawie z dnia 9 czerwca 2006 r. o Służbie Kontrwywiadu Wojskowego oraz Służbie Wywiadu Wojskowego brak jest podstaw prawnych do wykonywania zadań z zakresu ochrony fizycznej transportów wojskowych”.

Problem w tym, że kierując pytania do Służby Kontrwywiadu Wojskowego, w logiczny sposób chodziło nam o ochronę właśnie kontrwywiadowczą, a nie fizyczną. Do kwestii ochrony kontrwywiadowczej SKW nie odnosi się ani słowem w swojej odpowiedzi.

Kiedy rozmawiamy z por. Michałem Krawczykiem, który w trakcie transportu pełnił obowiązki komendanta składu w Hajnówce, a kilka dni temu odszedł z wojska na emeryturę, opowiada nam, że w prowadzonych w tym samym okresie podobnych transportach min do składu amunicji w miejscowości Krapkowice, był w stałym kontakcie z pułkownikiem z SKW, którego nazwiska nie ujawniamy ze względu na charakter tej służby. Dodaje, że wówczas oficer z SKW już cztery dni przed transportem kontaktował się z nim, prosząc o informacje dotyczące załadunku, a następnie przebiegu transportu, jednak w przypadku transportu z Hajnówki do Mostów takich prób kontaktu ze strony SKW nie było.

Dodatkowo SKW poinformowała nas, że „w ramach realizacji swoich zadań, przed rzeczonym transportem, przeprowadziła prewencyjnie szkolenia i instruktaże”. Zapytaliśmy o nie por. Michała Krawczyka. Odpowiedział, że przed transportem, ani w żadnym innym momencie, który obejmuje pamięcią, ani SKW, ani ŻW, ani jego przełożeni nie przeprowadzili w jego jednostce żadnych szkoleń lub instruktaży dotyczących kolejowych transportów środków bojowych. Por. Krawczyk służył w składzie w Hajnówce przez trzy lata i przypomina, że gdyby takie szkolenia się odbywały, to każde z nich byłoby odnotowane w dokumentach jednostki.

Kto w kolejce po zarzuty?

Zapytaliśmy Prokuraturę Okręgową w Poznaniu, która odpowiada nam w sprawie min przeciwpancernych w imieniu prowadzącego śledztwo Wydziału ds. Wojskowych Prokuratury Rejonowej Szczecin-Niebuszewo, czy od naszej ostatniej korespondencji z 9 stycznia postawiła zarzuty kolejnym osobom. Zapytaliśmy również, czy prokuratura obejmuje śledztwem wymienione powyżej osoby.

Od prokuratora płk. Michała Wyszyńskiego z Poznania dowiedzieliśmy się, że od momentu naszej korespondencji nie postawiono zarzutu nowych osobom. Jednak „przeprowadzono szereg czynności dowodowych, w wyniku których w kolejnym tygodniu planowane jest wydanie postanowień o przedstawieniu zarzutów kolejnym osobom ze Składu Materiałowego w Mostach”, choć ze względu na dobro śledztw prokuratura nie ujawnia na razie danych tych osób ani zakresu zarzutów.

W dalszej części pisma czytamy, że „w toku prowadzonego postępowania badana jest ewentualna odpowiedzialność wszystkich osób zaangażowanych w jakikolwiek sposób w załadunek, transport, rozładunek i zabezpieczenie min przeciwpancernych”.

Dowiedzieliśmy się więc, że zarzuty otrzymają kolejne osoby z Mostów. Czy jednak odpowiedzialnością zostaną obciążeni ich zwierzchnicy? Na tę odpowiedź wciąż czekamy.

Źródło: onet.pl

Więcej postów

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*