To piekło zapijają Ukrainki w Polsce. „Mam dość ukraińskich piwnic”

niezależny dziennik polityczny

Te Ukrainki piją, bo wciąż siedzą w piwnicach, do których zapędzili je Rosjanie. Piją, bo odkąd uciekły z Ukrainy, czują się odrzucane przez rodziny, które tam zostały. Bo nie radzą sobie z Polską. – Szpileczka od Ukraińca, szpileczka od Polaka. Pijesz, bo jesteś obolała – mówi Ołena Krawczenko.

Te Ukrainki nie piją jak Rosjanie, tylko jak Polki, które z pozoru dobrze radzą sobie na co dzień. Nie siadają rano przy litrze wódki ani nie padają przy niej koło południa, żeby później przebudzić się i otworzyć kolejną butlę. Sączą kropelkę za kropelką. Umiejętnie i ostrożnie, żeby Polska ich nie odrzuciła. – Na zewnątrz uśmiech, a w środku ból. Są wyczerpane jednym i drugim – mówi Ołena Krawczenko, która jest psycholożką i w Krakowie prowadzi grupę wsparcia dla Ukrainek.

Jedną z jej podopiecznych jest 28-letnia Chrystyna. W Ukrainie była wrogiem alkoholu, ale w Polsce go polubiła. – Piłam kieliszek wina przed snem i po przebudzeniu. Przed pracą przelewałam go do butelki po soku z czarnej porzeczki, żeby nikt się nie zorientował. Łyk na przerwie obiadowej, łyk do papierosa, łyk w toalecie itd. Po powrocie z roboty znów kieliszek dla relaksu. Kilka łyków do kolacji i po rozmowie z mamą, która została w Ukrainie – opisuje.

Chrystyna dbała o to, by w jej kuchni nie mnożyły się puste butelki. Gdy jedną opróżniała, od razu pakowała ją do torby i wynosiła do śmietnika pod blokiem. Bo alkohol „na butelki” pił jej ojciec. A potem bił córkę i żonę. W ten sposób odebrał Chrystynie dzieciństwo, a w końcu sobie życie. – Po prostu się zapił. Dlatego byłam wrogiem picia alkoholu. Ale właśnie „na butelki”. Oszukiwałam się, że picie „na łyki” to coś innego – wzdycha.

Polak wbija Ukraince szpilki. „Głębiej i głębiej”

Jak mówi Ołena Krawczenko, jej podopieczne piją, bo jeszcze nie udało im się wyjść z piwnic, do których w 2022 roku zapędzili je Rosjanie. Piją, bo odkąd uciekły z Ukrainy, czują się odrzucane przez rodziny, które tam zostały. Piją, bo nie radzą sobie z Polską.

– Słyszą coraz częściej: „Kolejna Ukrainka, która w Polsce się zasiedziała”, „Swoje już wzięłyście od naszego państwa, wracajcie do Ukrainy”, „Nic tu po was, czas się wynosić”. To są takie coraz ostrzejsze szpileczki, które Polacy wbijają głębiej i głębiej – ocenia Ołena.

Wojna Putina widziana przez okno w piwnicy. Tę jawę zapijała Ukrainka

– Żołnierze Putina nas otoczyli. Kryłyśmy się z mamą i babcią w piwnicy. Noce spędzałyśmy w ciemności i zimnie. Brakowało jedzenia. Bomby spadały na okoliczne domy. W okienku widziałyśmy rozbłyski i słyszałyśmy potworny huk. Ludzi zabijały nie tylko wybuchy, ale też odłamki rakiet. Ciągle mi się to śni – mówi Chrystyna.

To nie tylko zły sen. Moja rozmówczyni przeżyła to na jawie w lutym i marcu 2022 roku, gdy Rosjanie otoczyli Czernihów, miasto położone 150 km na północ od Kijowa. Zniszczyli most, przez który wiodła droga w stronę stolicy Ukrainy i uniemożliwili mieszkańcom ucieczkę. Ostrzał trwał 38 dni. W końcu ukraińscy wojskowi obronili miasto i odepchnęli wroga.

– Gdy tylko zrobiło się spokojniej, spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i uciekłam. Mama została, bo nie chciała zostawić babci. To była najtrudniejsza chwila w moim życiu. Przy pożegnaniu wszystkie płakałyśmy. Kiedy już dotarłam do Polski, niby cieszyły się, że jestem bezpieczna, ale też miały do mnie żal, że je opuściłam. Tak jest do dziś. Źle się z tym czuję – wyznaje 28-latka.

Wojska Putina nadal co jakiś czas posyłają rakiety na Czernihów. Kiedy Chrystyna dowiaduje się o tym, natychmiast zamiera i usiłuje dodzwonić się do matki. Nie zawsze się udaje. – Najgorzej było podczas kwietniowego ostrzału. W internecie czytałam o wybuchach w Czernihowie, a mama nie odbierała. Myślałam, że umrę ze strachu. Usłyszałam jej głos dopiero, gdy wyszła z piwnicy. Na szczęście była cała i zdrowa. Ale wtedy w moim mieście zginęło wiele osób – wspomina.

Przyznaje, że się wtedy napiła. Długo w takich sytuacjach wychylała kieliszek z winem. Przestała dopiero trzy miesiące temu, gdy usłyszała w grupie wsparcia podobne historie. Uświadomiła sobie, że to jej picie „na łyki” niczym nie różni się od chlania „na butelki”, które doprowadziło jej ojca do śmierci.

Bransoletka z inicjałami. Wojenna tajemnica Ukrainki

Psycholożka Ołena Krawczenko poznała Chrystynę w krakowskim punkcie dla uchodźców, do którego ta ostatnia trafiła po ucieczce z Ukrainy. – Cała była w nerwach. Strzelała tylko oczami na boki i pytała, gdzie jest – wspomina Ołena.

Sama przyjechała do Polski jeszcze przed wojną. Znalazła tutaj pracę, męża i urodziła dzieci. Po wybuchu pełnoskalowej wojny Putina postanowiła pomóc uchodźczyniom ze swojego kraju. Dlatego zaprosiła Chrystynę pod swój dach. – Przez pierwsze dni w ogóle nie było z nią kontaktu. Najpierw blokował ją stres, a później stale płakała. Musiałam się cofnąć, pozwolić jej posiedzieć samej w zamkniętym pokoju, o co prosiła. To było trudne, bo w takich sytuacjach nie wiesz, czy za zamkniętymi drzwiami nie dzieje się coś złego – opowiada. Jak dodaje, nasłuchiwała, była czujna, ale nic poza tym nie mogła zrobić. Pukanie do drzwi tylko potęgowało lęk w uchodźczyni.

Potem Ołena usłyszała o piwnicy w Czernihowie. Zrozumiała, że Chrystyna prędko się z niej nie wyrwie. Mimo że przejechała ponad tysiąc kilometrów i była bezpieczna w Krakowie, nadal słyszała wybuchy spadających rakiet Putina.

– Nie myślimy o tym, gdy spotykamy w Polsce Ukraińców, którzy uciekli przed wojną. Uśmiechają się i z pozoru świetnie sobie radzą, ale niektórzy z nich dalej tkwią w tych piwnicach. W takim sensie, że wojna rujnuje im spokój. Miesza w relacjach z ludźmi. Czasem przed nimi uciekają, bo czują się niezrozumiani. Z pewnych rzeczy nie chcą się zwierzać. Np. Chrystyna nosi bransoletkę z wygrawerowanymi literami „D.M.”. Dotyka ją i delikatnie gładzi, ale nie chce mówić, czyje to inicjały. To jej tajemnica. Podejrzewam, że kogoś straciła na wojnie – opisuje Ołena.

Szpileczka od Ukraińca, szpileczka od Polaka. „Pijesz, bo jesteś obolała”

Chrystyna najpierw znalazła zatrudnienie na magazynie w hurtowni, a potem w sklepie spożywczym. Szybko uczyła się polskiego, by się usamodzielnić. – Ledwie otarła łzy, a już zaczęła uśmiechać się przy ludziach od ucha do ucha. Założyła, że jeśli chce tutaj ułożyć sobie życie, to musi być pogodna – opowiada Ołena.

– To prawda. Przecież nikt nie zniesie Ukrainki, która ciągle tylko płacze – potwierdza Chrystyna.

Aby utrzymać ten uśmiech na twarzy, zaczęła przelewać wino do butelki po soku z czarnej porzeczki i chodzić z nią do pracy na magazynie. Mówi, że kierownik się nie zorientował, a koleżanki nie reagowały. – Nie upijałam się w pracy. Robiłam, co do mnie należało, a nawet więcej, bo nieraz zostawałam po godzinach. Ukrainkom z magazynu zawsze pomogłam, dlatego mnie kryły – stwierdza.

– To charakterystyczne dla wielu Ukrainek, które uciekły przed wojną do Polski. Biorą nadgodziny i nie odmawiają, gdy ktoś je prosi, by zostać z jego dzieckiem czy coś ugotować. Uznają, że nie mają prawa być zmęczone. W ten sposób walczą z zarzutami, które słyszą od bliskich pozostających w Ukrainie: „Tu trwa wojna, a ty wylegujesz się w Polsce”.

Chrystyna też to słyszy od matki: „Jak długo chcesz zostać w Polsce?”, „Podczas wojny trzeba być razem, a nie jeździć po świecie”, „Dobra córka jest przy matce”. Dlatego do niedawna, gdy rozłączała się z matką, sięgała po większy kieliszek wina.

– O tym się chyba nie mówi, ale niektóre Ukrainki mierzą się z coraz większym odrzuceniem rodzin, które zostały w kraju. Tak przynajmniej mają dziewczyny, z którymi pracuję w grupie wsparcia. Nie chodzi o to, że bliscy robią im awantury. Raczej wbijają szpileczki, coraz ostrzejsze. Wiadomo, jak człowiek zadaje ból i nie widzi łez, robi to mocniej i nabiera w tym wprawy. Szpileczka od Ukraińca, szpileczka od Polaka. Wieczorem kładziesz się do łóżka cała pokłuta. Pijesz, bo jesteś obolała – opisuje Ołena Krawczenko.

Mityngi AA dla Ukraińców. „Mam dość ukraińskich piwnic”

Psycholożka namawia swoje podopieczne, by szukały fachowej pomocy w polskich poradniach leczenia uzależnień i grupach AA. Mają do tego prawo, bo większość z nich pracuje w Polsce legalnie i jest ubezpieczona. – Powtarzam im, że nie jestem specjalistką w tej dziedzinie. Założyłam tę grupę, by mogły się wzajemnie wysłuchać i same siebie usłyszeć. By nie zostawały same z obrazami wojny i by wyszły z ukraińskich piwnic. By opowiedziały sobie o swoich trudnościach życia w Polsce. Ale przy okazji, w niektórych historiach wyszło uzależnienie od alkoholu. Powinny je leczyć u specjalistów – podkreśla.

Jak jednak dodaje, jej podopieczne boją się, że gdy będą musiały opowiedzieć o wojnie polskim terapeutom, zobaczą w ich oczach niezrozumienie. Mogą jednak pójść na bezpłatne mityngi AA. W niektórych miastach są prowadzone także w języku ukraińskim (tutaj znajduje się lista).

Chrystyna już znalazła fachową pomoc. Choć jest trzeźwa od trzech miesięcy, to zdaje sobie sprawę, że będzie musiała zmagać się z uzależnieniem do końca życia. – Chcę ułożyć sobie życie w Polsce. Mam dość ukraińskich piwnic. Wiem, że w moim kraju są nie tylko one. To dalej jest miejsce, w którym ludzie się bawią, kochają i spełniają marzenia. Ale już nie dla mnie. Mam nadzieję, że moja mama i babcia pogodzą się z moim wyborem – podsumowuje moja rozmówczyni.

Źródło: tokfm.pl

Więcej postów

1 Komentarz

Komentowanie jest wyłączone.