Procedury hamują lądowe wiatraki. Jedno rozwiązanie przyspieszyłoby ich budowę o lata

niezależny dziennik polityczny

Uzyskanie pozwoleń na budowę lądowych farm wiatrowych w Polsce trwa nawet 6 lat. Agnieszka Wojnarowska, członki zarządu RWE Renewables Polska wskazuje, że kluczowe jest umożliwienie równoległego prowadzenia procedur planistycznych i środowiskowych, co mogłoby skrócić ten proces o 2 lata. Jakie jeszcze wyzwania stoją przed branżą i co może przyspieszyć rozwój energetyki wiatrowej?

  • Agnieszka Wojnarowska, członkini zarządu RWE Renewables Polska, w rozmowie z WNP PL mówi, że w idealnym scenariuszu zdobycie wszystkich niezbędnych zgód, zakończone otrzymaniem pozwolenia na budowę lądowej farmy wiatrowej, zajęłoby około 5-6 lat.
  • Wskazuje, że dużym wyzwaniem jest to, iż procedury planistyczne i środowiskowe nie mogą być prowadzone równolegle. 
  • – Obecnie widać otwartość ze strony Ministerstwa Klimatu i Środowiska (MKiŚ) na rozmowy o rozwiązaniu, w którym przynajmniej zakres uzgodnień raportu środowiskowego mógłby nastąpić przed uchwaleniem MPZP (…). Takie rozwiązanie skróciłoby czas przygotowania projektów o co najmniej dwa lata – wyjaśnia Agnieszka Wojnarowska. 
  • O polskim miksie energetyki odnawialnej będziemy rozmawiali podczas debaty „Odnawialne źródła energii” w czasie Europejskiego Kongresu Gospodarczego (23-25 kwietnia 2025 roku). Rejestracja na to wydarzenie już trwa.

Rząd przygotowuje kolejną liberalizację tzw. ustawy wiatrakowej. Jaki wpływ na rozwój lądowej energetyki wiatrowej miała nowelizacja z 2023 roku? Czy przyniosła branży realne korzyści?

– Znaczenia nowelizacji ustawy wiatrakowej z 2023 roku nie należy bagatelizować. Choć jej zakres był ograniczony, to – w pewnym stopniu – odmroziła ona rozwój lądowej energetyki wiatrowej, umożliwiając lokalizację turbin wiatrowych w minimalnej odległości 700 metrów od budynków mieszkalnych (pod warunkiem uzyskania zgody władz gminy).

Ponadto wspomniana nowelizacja pozwoliła inwestorom na wznowienie projektów, które zostały uwzględnione w lokalnych planach zagospodarowania przestrzennego i spełniały wymóg 700 metrów.

„Wyniki zeszłorocznej aukcji OZE dla projektów wiatrowych w dużej mierze odzwierciedlają trudności, z jakimi boryka się cała branża”

Wyzwanie polega jednak na tym, że te plany zagospodarowania przestrzennego opracowano wiele lat temu dla znacznie starszych, mniej zaawansowanych technologicznie i mniej wydajnych turbin – w porównaniu do tych stosowanych obecnie.

W rezultacie inwestorzy stanęli przed wyborem jednego z dwóch mniej satysfakcjonujących rozwiązań: kontynuowania realizacji projektów niezgodnych z aktualnymi wymaganiami lub ubiegania się o zmiany w miejscowych planach zagospodarowania przestrzennego (MPZP), aby dostosować je do wymagań nowszych modeli turbin, co wiązałoby się z długim procesem i znacznym wydłużeniem czasu realizacji projektu.

Urząd Regulacji Energetyki podał, że – w wyniku ubiegłorocznych aukcji OZE – mogą powstać lądowe farmy wiatrowe o mocy 90,8 MW. To dobrze odzwierciedla stan rynku projektów lądowych farm wiatrowych w Polsce?

– Wyniki te wskazują na wyzwania, przed jakimi stoją inwestorzy w procesie uzyskiwania pozwoleń.

Aby wziąć udział w aukcji, inwestor musi dysponować ważnym pozwoleniem na budowę. Procedury uzyskiwania pozwoleń są jednak tak długotrwałe, że pomimo czasu, jaki upłynął od nowelizacji ustawy o energetyce wiatrowej z 2023 r., wiele projektów nadal nie uzyskało niezbędnych zgód administracyjnych – podkreśla Agnieszka Wojnarowska.

Wyniki zeszłorocznej aukcji OZE dla projektów wiatrowych w dużej mierze odzwierciedlają trudności, z jakimi boryka się cała branża w uzyskiwaniu pozwoleń administracyjnych. Nie jest to jednak jedyny powód stosunkowo niskiej liczby projektów wiatrowych, które znalazły się w gronie zwycięzców aukcji.

A jakie inne przyczyny miały znaczenie? 

– Na rynku dostępnych jest niewiele projektów wiatrowych, a cieszą się dużym zainteresowaniem nabywców energii, poszukujących profilu wytwarzania energii wiatrowej, aby uzupełnić produkcję energii ze słońca.

Możliwe, że niektórych dojrzałych projektów wiatrowych nie zgłoszono do aukcji OZE, ponieważ inwestorzy skutecznie zabezpieczyli umowy zakupu energii za pomocą kontraktów PPA.

A propos ograniczonego udziału wiatraków w aukcji OZE – jakie są obecnie realia przygotowywania w Polsce projektów lądowych farm wiatrowych? Jak długo trwa zdobywanie pozwoleń?

– W idealnym scenariuszu, w którym każde pozwolenie jest uzyskiwane płynnie, bez opóźnień administracyjnych, zdobycie wszystkich niezbędnych zgód, zakończone otrzymaniem pozwolenia na budowę lądowej farmy wiatrowej, zajęłoby od około pięciu do sześciu lat.

Pomijam tu procedurę uchwalania tzw. planu ogólnego, która ma na celu przyspieszenie wydawania pozwoleń na budowę, ale wciąż znajduje się ona na wczesnym etapie i nie przyniosła jeszcze wymiernych efektów.

Nadal funkcjonujemy w systemie, w którym lokalizacje farm wiatrowych ustalane są na podstawie MPZP. Dopiero po zakończeniu tego etapu deweloperzy mogą ubiegać się o warunki przyłączenia do sieci i rozpocząć procedurę dotyczącą oddziaływania na środowisko, która ostatecznie kończy się wydaniem właściwej decyzji środowiskowej.

Obecnie, w niektórych przypadkach, czas oczekiwania na same konsultacje środowiskowe wynosi nawet rok.

Czy sam proces pozyskiwania pozwolenia na budowę jest żmudny?

– Uzyskanie pozwolenia na budowę pozostaje, że tak powiem, wisienką na torcie…

Wcześniej konieczne jest uzyskanie decyzji lokalizacyjnej, decyzji środowiskowej i warunków przyłączenia, a także dokonanie wielu różnych uzgodnień dotyczących zabezpieczenia przebiegu trasy kablowej od farmy do sieci czy też uzyskanie pozwoleń na budowę infrastruktury towarzyszącej farmie

Poprawa sytuacji w zakresie przyłączania do sieci jest kluczowa dla rozwoju nowych projektów wiatrowych

Które procedury najbardziej spowalniają tempo uzyskiwania pozwoleń niezbędnych dla projektów lądowych farm wiatrowych?

– Uzyskanie decyzji lokalizacyjnej – jeśli oczywiście taka jest wola społeczności lokalnej, bo inaczej to w ogóle niemożliwe – to kwestia czasu, bo prędzej czy później odpowiedni MPZP udaje się uchwalić.

Główne wyzwanie stanowi również to, że procedury planistyczne i środowiskowe nie mogą być prowadzone równolegle. Czekając na uchwalenie MPZP, nie można rozpocząć procedur środowiskowych, co oznacza, że oczekiwanie na plan jest czasem straconym. Optujemy za tym, aby stało się możliwe równoległe prowadzenie procedur planistycznych i środowiskowych.

A czy tak się stanie?

– Obecnie jest otwartość ze strony Ministerstwa Klimatu i Środowiska na rozmowy o rozwiązaniu, w którym przynajmniej zakres uzgodnień raportu środowiskowego mógłby nastąpić przed uchwaleniem MPZP, po rozpoczęciu procedury zmiany planu. Takie rozwiązanie skróciłoby czas przygotowania projektów o co najmniej dwa lata.

Czy w tych realiach administracyjnych można się zmieścić z podpisaniem umowy przyłączeniowej w dwa lata po wydaniu warunków przyłączenia, bo tyle czasu one obowiązują?

– Często musimy podpisać taką umowę, ryzykując, że projekt nie uzyska decyzji środowiskowej, która jest etapem następującym po uzyskaniu decyzji lokalizacyjnej i – w konsekwencji – inwestycja nie zostanie zrealizowana. Skrócenie okresu ważności warunków przyłączenia jeszcze bardziej pogłębiłoby tę niepewność.

Operatorzy sieci elektroenergetycznych zwiększają inwestycje. Czy przekłada się to już na wzrost dostępności mocy przyłączeniowych?

– Poprawa sytuacji w zakresie przyłączania do sieci jest absolutnie kluczowa dla rozwoju nowych projektów wiatrowych. Niestety w Polsce prawie wszystkie projekty OZE otrzymują odmowę wydania warunków przyłączenia. Istnieją ogromne obszary, na których w ogóle nie ma nowych mocy przyłączeniowych.

Odejście od węgla stwarza potrzebę rozwoju innych technologii wytwarzania energii, w tym OZE

Z drugiej strony: widać wiele projektów z wydanymi warunkami przyłączenia lub podpisanymi umowami przyłączeniowymi, które nie są obecnie realizowane. Konieczne jest zracjonalizowanie i zwiększenie przejrzystości przyłączeń OZE do sieci.

Warunki dla rozwoju projektów wiatrowych są bezsprzecznie bardzo ważne, ale czy w ogóle te przedsięwzięcia warto rozwijać, inwestować w nie i czy byłoby to opłacalne, warte ryzyka, bez pomocy publicznej w postaci aukcyjnego systemu wsparcia?

– Polska odchodzi od energetyki węglowej, co stwarza potrzebę rozwoju innych technologii wytwarzania energii, w tym OZE, które są opłacalne i sprawiają, że rodzimy rynek energetyki wiatrowej jest postrzegany jako atrakcyjny w Europie.

Nasz system aukcyjny pozostaje skutecznym narzędziem powiększania udziału odnawialnych źródeł energii w osiągnięciu krajowych celów energetycznych. Wspiera on konkurencję, a tym samym efektywność kosztową.

Jak działa ten system?

– To system stabilizacji cen sprzedaży energii (a tym samym – przychodów), który pozwala inwestorom zaakceptować niskie stopy zwrotu z inwestycji, co zaś przekłada się na niskie ceny sprzedaży energii. Rynek działa w ten sposób, że gdy wzrasta ryzyko, to wzrastają oczekiwane stopy zwrotu z inwestycji.

Projekty wiatrowe, których było niewiele, wygrały ubiegłoroczną aukcję OZE z cenami znacznie poniżej cen referencyjnych (cena referencyjna wyniosła 324 zł/MWh – przyp. red.) i znacznie poniżej średnich cen rynkowych (minimalna cena, po której sprzedawano energię wiatrową wyniosła 149 zł/MWh, a maksymalna 175 zł/MWh – przyp. red.).

Jednocześnie, system aukcyjny działa na zasadzie kontraktu różnicowego, co oznacza, że jeśli ceny rynkowe energii są wyższe niż gwarantowane w aukcji, to inwestor zwraca różnicę do budżetu, a jeśli niższe, to różnica jest mu rekompensowana, więc cena jest gwarantowana dla konsumenta i wytwórcy.

System aukcyjny w Polsce kończy się w 2027 roku. Prawdopodobnie wkrótce rozpocznie się dyskusja o jego przedłużeniu. A co by się stało w przypadku lądowych wiatraków, gdyby nie został przedłużony?

– Wymagana przez inwestorów stopa zwrotu z inwestycji wzrosłaby, a w konsekwencji część projektów wypadłaby z rynku, ponieważ nie byłyby w stanie osiągnąć wymaganej stopy zwrotu, uzasadniającej ryzyko podjęcia inwestycji.

W najbliższych latach zapewnienie dostępu do mechanizmu aukcyjnego może okazać się dla administracji publicznej kluczowym instrumentem kształtowania tempa realizacji nowych inwestycji.

Co czeka inwestora, który po wygraniu aukcji ma zagwarantowaną cenę sprzedaży energii, ale – na polecenie PSE – jest zmuszony do wyłączania wiatraków?

– Obecnie dla działających projektów korzystających z systemu aukcyjnego w przypadku wyłączeń zarządzonych przez operatora systemu przesyłowego ze względów bilansowych należą się rekompensaty. Projekt posiadający zobowiązanie aukcyjne ma prawo do rozliczenia z kontraktu różnicowego potencjalnie wytworzonej energii w okresie wyłączenia.

Istnieje potrzeba szerokiej debaty o rozwiązaniach dla bilansowania systemu, które byłyby jak najmniej kosztowne dla uczestników rynku oraz odbiorców energii. Kluczowe będzie znalezienie rozwiązań, które poprawią bilansowanie systemu, jednocześnie nie przenosząc nadmiernych kosztów na poszczególne projekty i inwestycje.

„Staramy się dostosować do zmieniającej się rzeczywistości rynkowej i prawnej”

Jak w tych niełatwych realiach planujecie rozwijać swój biznes w lądowej energetyce wiatrowej?

– W odpowiedzi na aktualne wyzwania w sektorze energetyki wiatrowej koncentrujemy się na rozwijaniu projektów, które są elastyczne i mogą w jak największym stopniu odpowiadać na potrzeby sieci.

W tym kontekście kładziemy duży nacisk na projekty hybrydowe, łączące różne źródła energii – takie jak wiatr, słońce i magazyny energii – i pozwalające na efektywne wykorzystanie przyłączy do sieci oraz zwiększenie stabilności dostaw energii.

Widzimy także rosnący potencjał w realizacji większych projektów, które oferują lepsze możliwości współpracy z siecią – w porównaniu do mniejszych instalacji, które dotychczas dominowały na rynku.

Jako firma staramy się dostosować do zmieniającej się rzeczywistości rynkowej i prawnej, szukając innowacyjnych rozwiązań.

Obecnie posiadamy 541 MW działających farm wiatrowych na lądzie, a także rozwijamy projekty wiatrowe, fotowoltaiczne oraz magazynowe o łącznej mocy kilku gigawatów, które znajdują się na różnych etapach realizacji.

Naszym celem jest dalszy rozwój w tych segmentach, aby wspierać transformację energetyczną, zwiększając udział odnawialnych źródeł energii w Polsce.

Mamy w Polsce wiatraki na lądzie o mocy zainstalowanej około 10 GW. Zgodnie z prognozami zawartymi w projekcie Krajowego Planu na rzecz Energii i Klimatu do 2030 r. w scenariuszu bazowym miałyby działać wiatraki na lądzie o mocy blisko 16 GW, a w scenariuszu ambitnym – nawet 19 GW. Czy co najmniej te 16 GW w 2030 r. jest możliwe?

– Tak, ale tylko wtedy, gdy poprawią się warunki ramowe dla rozwoju lądowej energetyki wiatrowej, co oznacza znacznie szybsze i bardziej efektywne procedury wydawania pozwoleń administracyjnych, bezpieczeństwo inwestycyjne dla deweloperów, a rozbudowa sieci musi nadążać za budową nowych farm wiatrowych.

Źródło: wnp.pl

Więcej postów

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*