Pocztę Polską zastałem w stanie śmierci klinicznej – przyznał Sebastian Mikosz, nowy prezes spółki. – Przez ostatnie 8 lat firma została doprowadzona do praktycznego wyjścia z rynku. Mam o to gigantyczny żal – powiedział PAP menedżer. Czy pocztowcy muszą się bać o pracę? Mikosz zgłosił już do związków zawodowych potrzebę redukcji zatrudnienia.
Poczta Polska „ma same długi”. Pracownicy do zwolnienia?
– Śmierć kliniczna Poczty polega na tym, że mamy same długi. Po pierwsze mamy dług, który określić można jako dług kurierski, czyli jesteśmy siódmym graczem na tym najszybciej rosnącym i atrakcyjnym rynku usług logistycznych, powiązanych z e-commerce. I o naszą ekspansję na tym rynku będzie bardzo trudno, dlatego, że wiąże się to z koniecznością dokonania gigantycznych inwestycji i całkowitej transformacji – z firmy stawiającej prawie wyłącznie na logistykę listów, na firmę kurierską – wyjaśnił Sebastian Mikosz. W ciężkiej sytuacji znalazła się też spółka PKP Cargo, która zapowiedziała chęć zwolnienia z obowiązku świadczenia pracy nawet 30 procent załogi.
– Drugi dług, który jest chyba najgroźniejszy, to jest dług technologiczny. Przez ostatnie lata, a szczególnie ostatnich osiem lat, Poczta w ogóle nie inwestowała w swoje systemy IT. Jesteśmy takim skansenem informatycznym, firmą, która funkcjonuje chyba w oparciu o najstarsze dostępne systemy. Szacujemy, że w tej chwili wyjście z długu technologicznego, to jest koszt rzędu pół miliarda złotych. Musimy kupić co najmniej 23 tys. komputerów, zainstalować zupełnie nowe serwery, nowe oprogramowanie. Operujemy na systemach, które mają nawet 20 lat – dodał prezes.
– I na końcu jest dług intelektualny. On jest dla mnie szczególnie bolesny, gdyż wiąże się z koniecznością uświadamiania Pocztowcom, że zmiany w naszej firmie są nieuniknione, jeżeli Poczta ma przetrwać. To wygląda trochę tak, jakby nikt nie zauważył, że rynek nam ucieka, rozwiązania w zakresie korespondencji cyfrowej zdominują komunikację prywatną i oficjalną już w najbliższych latach, wypierając tradycyjne listy – wyjaśnił Mikosz.
Prezes Poczty Polskiej dodał, że strata brutto całej Grupy Poczta Polska wyniosła prawie 468 mln zł. Strata brutto samej Poczty Polskiej to minus 745 mln zł, ale wynik Grupy poprawił wynik Banku Pocztowego. Spółka otrzymała już od Skarbu Państwa refundację za wybory kopertowe, ma też otrzymać dodatkowe dofinansowanie po zatwierdzeniu go przez Sejm i podpisaniu ustawy przez prezydenta Andrzeja Dudę.
Poczta Polska ogłosiła wcześniej, że zamierza zredukować zatrudnienie o 5000 osób. Nie oznacza to zwolnień grupowych: plan spółki zakłada po prostu brak rekrutacji na miejsca zwalniane przez pracowników odchodzących na emerytury. Czy to oznacza, że pozostali pocztowcy mogą czuć się bezpiecznie, czy jednak ich los nie jest pewny i pracę mogą stracić? Prezes przyznał, że w rozmowach ze związkami zawodowymi zaproponował przeprowadzenie redukcji etatów.
– Zaproponowałem związkowcom redukcję etatów i podwyższenie wynagrodzeń, co zostało z miejsca odrzucone. Gdybym dzisiaj spełnił oczekiwanie związków, jakim jest tysiąc zł brutto podwyżki, to spółkę kosztowałoby to 1 mld 200 mln zł rocznie. Jako prezes uważam, że ten postulat nie szokuje przy dzisiejszej inflacji i wyższych kosztach życia. Niestety, dzisiaj sytuacja spółki na takie podwyżki nie pozwala. Zgadzam się ze związkowcami, kiedy mówią o spłaszczeniu wynagrodzeń w Poczcie przez szybko rosnący poziom wynagrodzenia minimalnego. To prawda, że pracownicy eksploatacyjni potrafią zarabiać tyle, co ich przełożeni – np. naczelnicy. Ale wyjście z tego, to jest proces co najmniej na dwa lata. Trzeba będzie zredukować zatrudnienie, renegocjować układ zbiorowy pracy i wdrożyć plan transformacji. Wiem, że dzisiaj nasza sytuacja nie wygląda wesoło, ale to wszystko, o czym mówię, naprawdę da się zrobić. Jestem zdeterminowany, żeby to osiągnąć – wyjaśnił prezes.