Rolnicy podzieleni jak nigdy wcześniej. Poszło o współpracę z rządem i Konfederację

Niezależny dziennik polityczny

Od początku kryzysu ze zbożem z Ukrainy rolnicy na Lubelszczyźnie byli zjednoczeni. Na protestach pojawiała się Agrounia, Solidarność, Oszukana Wieś i inne organizacje. Teraz wygląda to zupełnie inaczej. Protesty podzieliły środowisko. – Nie da się tak zrobić, by wszyscy byli zadowoleni – słyszymy.

Wiesław Gryn jeszcze do niedawna był liderem rolniczych protestów przeciwko napływowi ukraińskiego zboża do Polski. Dziś odsunął się od protestujących. Jak mówi, protesty podzieliły środowisko rolników. – Uznajemy, że ta formuła już się wyczerpała, dlatego się z nich wycofaliśmy. Na razie wystarczą rozmowy z przedstawicielami władzy i to staramy się uświadamiać. Musimy dopilnować tego, co zostało nam obiecane i co zapisano w porozumieniach z ministrem rolnictwa – mówi Gryn. 

Zaznacza, że ważną datą będzie 5 czerwca. Wtedy Komisja Europejska ma podjąć decyzję w sprawie ceł i kontyngentów w handlu z Ukrainą. Wiadomo, że bezcłowy handel ma być przedłużony. Rolnicy czekają na szczegóły. – Zobaczymy, co się wydarzy. Co dalej ze sprowadzaniem pszenicy i rzepaku z Ukrainy, jakie decyzje zostaną podjęte. Wtedy być może trzeba będzie reagować, ale na razie takie protesty to niepotrzebne wypalanie się i działanie na wyrost – uważa rolnik.

Gryn nie ukrywa też, że wycofał się z protestów, gdy zobaczył, że temat podchwyciła Konfederacja, która przyłączyła się do rolników. – Okazało się, że część liderów chciało na protestach ugrać kapitał polityczny. Pojawili się ludzie ze skrajnych środowisk, a nie może być tak, że rolników przestają reprezentować rolnicy – dodaje nasz rozmówca. 

Podobną opinię słyszymy od pana Wojciecha, rolnika z Lubelszczyzny (nie chce podawać nazwiska). – Za naszą granicą trwa wojna. Sytuacja geopolityczna jest bardzo trudna. Nie wiadomo, co będzie. To nie jest czas na protesty na granicy – stwierdza. – Jako rolnicy od dwóch lat mamy bardzo ciężko w związku z napływem ukraińskiego ziarna, jednak trzeba zważyć argumenty – dodaje. Przypomina też, że środowisku udało się coś osiągnąć – wywalczyli chociażby dopłaty do zboża, które zalegało w magazynach. – Rolnicy nie chcieli sprzedawać, bo ceny były bardzo niskie. Teraz sprzedają, dzięki dopłatom. Dlatego dziś jestem przeciwny protestom – podsumowuje nasz rozmówca.

Oni chcą protestować dalej

Nie wszyscy jednak myślą tak jak Gryn i pan Wojciech. Część protestujących z Dorohuska nie kryje, że protestowaliby nadal, gdyby nie decyzja wójta, która im w tym przeszkodziła. Przypomnijmy – tutejszy protest został rozwiązany pod koniec kwietnia, choć miał trwać do 9 czerwca. Rolnicy od decyzji wójta Wojciecha Sawy odwołali się do Sądu Okręgowego w Lublinie, który ma miesiąc na rozpoznanie odwołania. Z naszych ustaleń wynika, że termin posiedzenia zaplanowano dopiero na 25 maja.

– Nasze postulaty są aktualne. Chodzi o całkowite wyrzucenie do kosza Zielonego Ładu, ale też handel z Ukrainą. Nasz rynek powinien być przed tym zamknięty, bo my tego na dłuższą metę nie wytrzymamy. A jest jak jest – jedzie do nas wszystko. Nie tylko zboże, ale też cukier, miód, jajka, mięso, owoce. W końcu padniemy jako polscy rolnicy. Załamiemy się całkowicie – mówi rolnik, który prosi anonimowość.

 – Jeszcze nie wiemy, co zrobimy, jeśli sąd uzna nasze argumenty i pozwoli dalej protestować. Ostateczną decyzję podejmiemy w ciągu 24 godzin od decyzji sądu – informuje TOK FM Marcin Wilkos, jeden z liderów rolniczych protestów w Dorohusku. Do ubiegłego tygodnia protest odbywał się też w Hrebennem – rolnicy nie dostali jednak zgody burmistrza na jego przedłużenie. 

Rolnicy z Dorohuska też jednak przyznają, że protesty podzieliły środowisko. – Nie da się tak zrobić, by wszyscy byli zadowoleni, zawsze są jakieś podziały – mówi Marcin Wilkos. – Aczkolwiek uważam, że jeszcze przyjdzie taki moment, że rolnicy się zjednoczą. Pamiętać można wszystko, ale pewne rzeczy trzeba umieć wybaczyć i trzeba iść dalej. Poza tym może swoje 5 groszy do podzielenia rolników dołożyła też władza, zapraszając różne grupy na rozmowy w różnym czasie i w ten sposób nas dzieląc – dodaje.

Wiesław Gryn zaznacza, że podziały w rolniczym środowisku odczuł bardzo osobiście. Jak mówi, kilka tygodni temu dostał informację, że grupa osób planuje przyjazd do jego gospodarstwa i wylanie tam gnojówki. Miał to być „odwet” za to, że Gryn nie współpracuje z protestującymi i że namawiał na zawieszenie dalszych akcji – po podpisaniu porozumienia z rządem w Jasionce w marcu 2024 roku. Na miejscu niemal natychmiast pojawili się inni rolnicy, by bronić swojego lidera. Ostatecznie gnojówkę wylano, ale przed domem kuzyna pana Wiesława. 

– Można protestować, ale naszym głównym zadaniem jest produkcja. Nawet nie dostaniemy dopłat, jeśli nie będzie do czego. Trzeba mieć produkcję, a wiosna to nasilone prace w polu. I tym powinniśmy się zająć – dodaje Gryn. 

Jak wygląda sytuacja w rolnictwie na początku maja?

Rolnicy przyznają, że jeśli chodzi o zboża, sytuacja jest stabilna. Przymrozki nie dały się im we znaki. – W tej chwili trwa m.in. siew kukurydzy. Dopiero tydzień temu zrobiło się ciepło, wcześniej nie za wiele dało się robić, bo było zimno. Dlatego teraz też trwają zabiegi, by ochronić pszenicę od chwastów. Wiem, że odbywa się też siew fasoli, jeśli ktoś ją uprawia – mówi Marcin Wilkos. 

Prace rolne trwają też w gospodarstwie Wiesława Gryna. – Na razie wszystko jest w porządku. Wygląda na to, że powinny być dobre zbiory, choć tego nigdy nie wiadomo, dopóki nie zbierzemy płodów rolnych. Magazyny ze zbożem powoli się opróżniają, dopłaty na pewno pomagają i zachęcają rolników do tego, by sprzedawać magazynowane zboże. Na tej sprzedaży może się nie zarobi, ale też się nie straci. Choć jednocześnie uważam, że sprawę dopłat trzeba było załatwić o wiele wcześniej. Mam do rządzących o to trochę pretensji – tłumaczy gość TOK FM. 

Wiceminister rolnictwa Stefan Krajewski poinformował niedawno, że około 30 proc. całej nadwyżki zboża w Europie znajduje się w magazynach w Polsce. Chodzi o 9 milionów ton. 

Gorsza sytuacja jest w sadownictwie. Jak pisaliśmy na naszym portalu, w wielu sadach na Lubelszczyźnie przymrozki zniszczyły nawet 80-90 procent plantacji. Chodzi m.in. o maliny, agrest, czereśnie. Rząd zapowiada pomoc, rolnicy czekają na szczegóły. 

Żródło:  tokfm.pl

Więcej postów