Żandarmeria wchodzi do bazy odpowiedzialnej za przewóz najważniejszych osób w państwie. To reakcja na tekst Onetu

Niezależny dziennik polityczny

Żandarmeria Wojskowa prowadzi czynności w 1. Bazie Lotnictwa Transportowego. W czwartek Onet opublikował artykuł o dramatycznej sytuacji w tej bazie, która bezpośrednio wpływa na bezpieczeństwo polskich VIP-ów na czele z prezydentem. Wojsko potwierdziło nasze informacje.

  • Wydział ds. Wojskowych Prokuratury Okręgowej w Warszawie zlecił żandarmerii czynności sprawdzające w bazie
  • Czynności są pokłosiem artykułu Onetu, w którym przedstawiliśmy szereg niebezpiecznych incydentów oraz przypadków łamania procedur przez techników i pilotów bazy
  • Sprawa nieprawidłowości w bazie zostanie poruszona także podczas najbliższego posiedzenia sejmowej Komisji Obrony Narodowej

W piątek, 24 listopada, Żandarmeria Wojskowa weszła do 1. Bazy Lotnictwa Transportowego w Warszawie. „W chwili obecnej trwają czynności sprawdzające prowadzone przez Żandarmerię Wojskową pod nadzorem Wydziału ds. Wojskowych Prokuratury Okręgowej w Warszawie” – potwierdził nam w e-mailu rzecznik tej prokuratury Szymon Banna.

W czwartek, 23 listopada, Onet opublikował obszerny artykuł „Gdyby politycy wiedzieli, jeździliby Uberem”, czyli jak wojsko nie odrobiło lekcji po tragedii smoleńskiej”. Opisaliśmy szereg incydentów w 1. Bazie, która odpowiada za przewóz najważniejszych osób w państwie, które bezpośrednio wpływają na ich bezpieczeństwo.

Między innymi opisaliśmy sytuację, w której technicy bazy zabezpieczyli przetarty przewód olejowy zużytymi pierścieniami uszczelniającymi, a następnie zabezpieczyli wszystko drutem kontrującym i dopuścili samolot do lotu przez Atlantyk. Innym razem, kiedy w trakcie lotu doszło do dekompresji, maski tlenowe wyleciały we wszystkich pomieszczeniach samolotu, oprócz salonki prezydenta. W kolejnej sytuacji technicy wysłali do Francji załogę, która dopiero po lądowaniu dowiedziała się, że samolot ma usterkę wykluczającą możliwość wzniesienia maszyny w powietrze.

W artykule opisaliśmy też sytuację, kiedy do nieplanowanego lotu o statusie HEAD z prezydentem Andrzejem Dudą na pokładzie, dopuszczono pilotów, którzy nie latali od wielu tygodni z powodu dziwnych układów personalnych wewnątrz bazy.

Wojsko potwierdza informacje Onetu

Tekst odbił się szerokim echem w mediach i wśród polityków. Jeszcze tego samego dnia przewodniczący sejmowej Komisji Obrony Narodowej (SKON) Andrzej Grzyb oraz jej wiceprzewodniczący Maciej Lasek zapowiedzieli, że sprawa 1. Bazy Lotnictwa Transportowego będzie jednym z pierwszych punktów prac tej komisji. Najbliższe posiedzenie SKON jest zaplanowane na wtorek, 28 listopada.

Dzień po publikacji artykułu, 24 listopada, rzecznik Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych ppłk Marek Pawlak przesłał nam odpowiedzi na zadane ponad tydzień wcześniej pytania dotyczące bazy. Rzecznik przyznał, że opisane przez nas sytuacje związane z łamaniem zasad bezpieczeństwa lotów oraz niewłaściwym użytkowaniem samolotów rządowych w 1. Bazie Lotnictwa Transportowego miały miejsce. Niektóre z opisanych przez nas sytuacji były lub nadal są badane przez Komisję Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego.

Co się działo w 1. Bazie Lotnictwa Transportowego

1. Baza Lotnictwa Transportowego jest następczynią skompromitowanego po katastrofie smoleńskiej 36. Pułku Lotnictwa Transportowego. W swoim założeniu miała być profesjonalną i bezpieczną wersją swojej poprzedniczki. Jej piloci byli wysyłani na kursy do USA, by potem wozić prezydentów i rządowe delegacje najnowocześniejszymi maszynami Gulfstream G-550 i Boeing 737.

W bazie szybko jednak doszło do podziału na „lepszych” i „gorszych”. W związku z tym niektórzy piloci latali bez przerwy, wyrabiając sobie nalot, który potem pozwolił im kontynuować karierę w lotnictwie cywilnym, a inni „od aktualności do aktualności”. W bazie pojawiły się też problemy z częściami zamiennymi, które doprowadzały do sytuacji podobnych do tej z przelotem przez Atlantyk samolotu ze związanym na drut przewodem.

Piloci zaczęli też łamać procedury. W grudniu 2020 r. jeden z pilotów wykonał podejście precyzyjne PAR na G-550. Problem w tym, że wcześniej nie przećwiczył tego konkretnego rodzaju podejścia ani w samolocie, ani na symulatorze. To oznacza, że złamał wojskowe przepisy. W e-mailu do nas wojsko przyznało, że „przełożony upoważniony do postawienia zadania lotniczego załodze wykonującej lot, nie stawiał takiego zadania”. Po dwóch miesiącach ten sam manewr, także bez wcześniejszych ćwiczeń, wykonało kolejnych dwóch pilotów. Manewrów poza procedurami było w bazie więcej.

W rozmowie z Onetem po publikacji artykułu były przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych po katastrofie w Smoleńsku Maciej Lasek opowiedział o szeregu podobieństw pomiędzy sytuacjami opisanymi w naszym artykule, a sytuacjami opisanymi w raporcie komisji po tragedii smoleńskiej.

Wskazał między innymi na to, że w obu przypadkach piloci latali przez jakiś czas bez uprawnień, a następnie odnawiali sobie te uprawnienia nawzajem oraz na wykonywanie przez pilotów manewrów, których wcześniej nie przećwiczyli.

Źródło: onet.pl

Więcej postów