Granica stoi, emocje rosną. Rząd PiS ignoruje kryzys na granicy z Ukrainą

Niezależny dziennik polityczny
Protestujący blokują już czwarte przejście drogowe między Polską a Ukrainą. Tymczasem z powodu braku prawdziwego rządu nie ma szans na szybkie rozwiązanie coraz poważniejszego konfliktu z naszym sąsiadem.

Do przewoźników dołączają rolnicy. Firmy transportowe już od 6 listopada blokują dojazdy od polskiej strony do przejść granicznych w Korczowej, Hrebennem i Dorohusku, przepuszczając zaledwie po kilka ciężarówek na godzinę. Od dzisiaj podobna akcja protestacyjna trwa przez całą dobę przy przejściu w Medyce, tyle że tam organizatorami protestu są rolnicy ze stowarzyszenia o nazwie „Oszukana wieś”. W ostatnich dniach blokowali przejście w ciągu dnia, teraz zamierzają protestować bez przerwy aż do 3 stycznia. Obecnie na przekroczenie granicy w Medyce ciężarówki czekają 127 godz., zapewne ten czas jeszcze wzrośnie.

Przewoźnicy i rolnicy. Czują się oszukani

Nieprzypadkowo wspólny język znaleźli przewoźnicy i rolnicy: dwie grupy, które postrzegają się jako ofiary gospodarczego zbliżenia Unii Europejskiej i Ukrainy po wybuchu wojny. Dwie grupy, które czują się poświęcone przez polityków, bo nie zaproponowano im wystarczających rekompensat za nowe uregulowanie, które z pewnością pogorszyły ich sytuację.

Przedstawiciele polskich firm transportowych żądają niezmiennie powrotu systemu zezwoleń na przejazdy towarowe między Unią Europejską a Ukrainą. Obecnie, po zawieszeniu obowiązku posiadania takich pozwoleń, to ukraińscy przewoźnicy zdominowali rynek, bo są tańsi od polskich konkurentów. Nasze firmy narzekają też na ukraiński system elektronicznej kolejki przy odprawach. Twierdzą, że z jego powodu muszą długo czekać po ukraińskiej stronie, gdy chcą wrócić do Polski. Z kolei protestujący rolnicy domagają się dopłat do skupu kukurydzy i łatwiejszego dostępu do kredytów. Wszyscy blokujący granicę zapewniają, że przepuszczają bez ograniczeń transporty humanitarne oraz te ze sprzętem wojskowym. Kłopot w tym, że coraz częściej dochodzi do kłótni o to, którzy ukraińscy przewoźnicy rzeczywiście wiozą takie artykuły.

Rząd PiS ignoruje problem

Protest mający w założeniu charakter ekonomiczny staje się coraz bardziej problemem politycznym. Także w Brukseli, gdzie Komisja Europejska oczekuje od Polski udrożnienia granicy. Ukraińcy nie kryją oburzenia, a blokujących granicę postrzegają jako piątą kolumnę Kremla. Zwłaszcza że dla swoich celów akcję przewoźników wykorzystuje antyukraińska Konfederacja. Swojemu niezadowoleniu dał wyraz niedawno Andrij Sadowy, burmistrz Lwowa, oskarżając protestujących o blokowanie pomocy humanitarnej dla kraju walczącego z rosyjską inwazją. Mamy do czynienia z coraz poważniejszym konfliktem, który jest praktycznie ignorowany przez rząd PiS. Zajęty pakowaniem się i udawaniem nowego otwarcia postanowił pozostawić problemy na granicy swoim następcom. Stwierdził, że wszystkiemu jest winna polityka unijna i tyle.

Na proteście traci nie tylko ukraińska, ale i nasza gospodarka

Tymczasem na proteście cierpi nie tylko gospodarka ukraińska, dla której transport lądowy jest podstawową metodą zaopatrywania kraju, skoro przestrzeń powietrzna naszego sąsiada musi być wciąż zamknięta. O wypracowanie rozwiązania apeluje Związek Polskich Przetwórców Mleka. Wskazuje, że eksport naszych produktów na Ukrainę jest praktycznie niemożliwy, a ukraińscy odbiorcy zrywają kontrakty z polskimi dostawcami. Tymczasem tylko w pierwszym półroczu na Ukrainę trafiły polskie produkty mleczne warte ponad 250 mln zł – w skali całego roku mogło to być blisko pół miliarda. Nasi przetwórcy nie ukrywają, że coraz bardziej prawdopodobny jest czarny scenariusz. Jeśli polskie firmy mleczarskie stracą dostęp do ukraińskiego rynku, a na ich miejsce wejdą konkurenci z innych krajów, tego kierunku eksportowego już nie odzyskamy. Tym bardziej potrzeba zatem szybkich decyzji – przede wszystkim na forum unijnym, na którym Polska w ostatnich latach zupełnie przestała się liczyć.

Źródło: polityka.pl

Więcej postów