Ćwiczenia 200 tys. rezerwistów? Eksperci: Niewykonalne

Niezależny dziennik polityczny

Nawet ok. 200 tys. żołnierzy ma być w przyszłym roku powołanych na ćwiczenia rezerwy wojskowej. W teorii brzmi dobrze, w praktyce powołanie takiej liczby rezerwistów może być bardzo problematyczne. A nawet, jak podkreślają sami żołnierze oraz eksperci, niemożliwe do zrobienia.

Miało być więcej, lepiej, inaczej. Obowiązująca od ubiegłego roku Ustawa o obronie Ojczyzny miała usystematyzować i usprawnić działanie systemu rezerw wojskowych. A organy resortu obrony z dumą zapowiadały, że w przyszłym roku ma być przeszkolonych nawet 200 tys. rezerwistów. Tyle że to najprawdopodobniej fikcja.

Dlaczego rezerwa jest tak istotna, pokazała wojna w Ukrainie. Żadna armia, nawet najliczniejsza, nie będzie armią sprawną i zapewniającą bezpieczeństwo państwu, bez odpowiednio przygotowanych i przeszkolonych rezerw. Po rezerwy musiała sięgnąć tak Ukraina, jak i Rosja. Właśnie dlatego tak istotny jest system rezerw i szkoleń.

System rozłożony na łopatki

Były Szef Sztabu Generalnego gen. Mieczysław Gocuł mówi o2 pl, że system rezerw i ich szkolenia zawsze były piętą achillesową armii. Podkreśla zarazem, że jeśli tworzy się struktury armii, która w czasie pokoju ma liczyć 300 tys. ludzi – a takie są przecież zapowiedzi min. Błaszczaka – to w momencie wybuchu wojny musi być ich kilkukrotnie więcej. Musi istnieć wyszkolony zasób ludzi, którzy będą w stanie uzupełnić ewentualne straty poniesione w przypadku konfliktu.

A dziś system szkolenia rezerw jest rozłożony na łopatki. Tę maszynę trzeba puścić w ruch, bo na razie panuje bezwład. Sposób przebudowy i transformacji rezerw, oparty o likwidację Wojskowych Komend Uzupełnień i Wojewódzkich Sztabów Wojskowych, jest niewydolny. Zastąpiono je 16 wojewódzkimi centrami rekrutacyjnymi, które na razie wciąż krzepną i uczą się wypełniania zadań – przekonuje generał.

Oddajmy zatem głos MON. Resort, w odpowiedzi na nasze pytania, przekonuje, że obecnie ma do 200 tys. żołnierzy z rezerwy. Warto podkreślić, że MON podaje maksymalną możliwą, a nie rzeczywistą liczbę żołnierzy. Ćwiczenia w 2024 roku też mają objąć „do 200 tys. osób”. Szczegółowe informacje dotyczące liczby żołnierzy pasywnej rezerwy są informacją niejawną, podobnie jak plan ich szkolenia.

Tu warto zaznaczyć, że rezerwa podzielona jest na aktywną i pasywną. Aktywna, to wszyscy, którzy złożyli przysięgę wojskową, nie pełnią innego rodzaju służby, nie ukończyli 55. roku życia, a w przypadku osób posiadających stopień podoficerski lub oficerski – 63. roku życia i złożyli deklarację, że chcą się w takiej rezerwie znaleźć.

Rezerwa pasywna, to wszyscy, którzy przeszli komisję wojskową, ale nie odbyli służby, nie złożyli przysięgi. Zalicza się do niej także osoby, które przeszły podstawowe szkolenia w WOT lub Dobrowolnej Zasadniczej Służbie Wojskowej, ale nie złożyły przysięgi.

200 tys.? Niewykonalne

Wróćmy jednak do samych szkoleń. W teorii zapewnienia MON-u brzmią dobrze: powołania, ćwiczenia, więcej szkoleń, zabezpieczenie stanów osobowych. A w praktyce? Zapytaliśmy o to oficera zajmującego się tematyką szkoleń wojskowych. Będąc w służbie, nie chce podawać nazwiska.

Niemożliwe, niewykonalne! Nasza armia nie ma możliwości przeszkolenia 200 tys. ludzi. Ani możliwości instruktorskich, ani poligonowych. Tak długo, jak nie będzie to w pełni skomputeryzowane i sprzęgnięte z systemem ewidencji ludności, to powołania na ćwiczenia rezerwy będą fikcją. Do szkolenia rezerwistów potrzebne są zasoby: amunicja ślepa i ostra, środki pozoracji pola walki oraz kadra. A te same zasoby pochłania także szkolenie dobrowolsów (Dobrowolnej Zasadniczej służby Wojskowej – red.) – mówi o2 pl.

W podawane przez resort obrony liczby nie wierzy także gen. Gocuł. Mówi, że MON ukrywa skrzętnie liczbę przeszkolonych rezerw. W jego odczuciu oznacza to, że procent przeszkolonych żołnierzy jest na tyle niski, że minister nie chce się tym chwalić.

Gdyby był wysoki, to znając jego sposób komunikacji i promocji, pochwaliłby się nim, nie zważając na to, czy jest to informacja niejawna. Do przeprowadzenia ćwiczeń muszą być wydzielone siły i środki oraz infrastruktura. Oceniam, że nie było planu powołania 200 tys. żołnierzy na rok bieżący, a podana liczba była wyłącznie liczbą PR-owską. I podobnie na przyszły. Warto tu podkreślić, że MON określił tę liczbę na „do 200 tys.” – mówi oficer.

Zagrożenie mobilizacji sił zbrojnych

A w tym przypadku, każdy problem implikuje kolejny. Niezależny publicysta zajmujący się tematyką bezpieczeństwa Tomasz Leśnik wskazuje, że w systemie szkoleń jest bardzo wiele luk i niedociągnięć.

Smutna rzeczywistość jest taka, że ze względu na naturalne wykruszanie się z powodu wieku wielu podoficerów i oficerów rezerwy, ich „wypadanie” z systemu rezerw, a jednocześnie bardzo ograniczone generowanie nowego zasobu rezerwistów, mamy do czynienia z czymś, co można nazwać „picem ogólnowojskowym” – rozpoczyna Leśnik.

Tłumaczy, że nie bez winy są Wojskowe Centra Rekrutacji. Te, w pogoni za osiągnięciem zadanych wskaźników, bardzo swobodnie żonglują wezwaniami na ćwiczenia rezerwy jak i przydziałami mobilizacyjnymi. Często, jak mówi Leśnik, za nic mając posiadane przez rezerwistów stopień jak i specjalności. Dodaje, ze widać nasilenie tego problemu w ostatnich latach.

Leśnik wskazuje, że zarówno wszystkie „niedoskonałości” związane z ćwiczeniami rezerwy, jak i brak systemowego pomysłu na szkolenie nowych rezerw osobowych prowadzą nas do prostej konstatacji: po 2030 roku Polska nie osiągnie zamierzonego celu liczebności „zapasu ludzkiego armii”.

Powolne zwiększanie liczby żołnierzy – legendarne 200-300 tysięcy w wypowiedziach polityków, licytacja, kto da więcej… – bardzo niewiele w tym zakresie zmienia, biorąc pod uwagę duże zapotrzebowanie – mówi Leśnik.

Broń i mundury z głębokich magazynów

Wreszcie, kwestia ostatnia. Powołania rezerwistów na ćwiczenia są bardzo chaotyczne. Doświadczył tego podporucznik rezerwy S., który jest specjalistą w zakresie łączności i walki radioelektronicznej. I tym powinien się zajmować w czasie ćwiczeń.

Ale tu zaczynają się kłopoty. Aby być dopuszczonym do szkolenia w zakresie łączności i walki radioelektronicznej, S. powinien mieć poświadczenie bezpieczeństwa. Jego wygasło parę lat temu, a w 2020 i 2022 r. odmówiono mu odnowienia poświadczenia. Z tego powodu skierowano go na ćwiczenia rezerwy jako specjalistę rozpoznania lotniczego. Sytuacja jest o tyle kuriozalna, że do tego także nie ma uprawnień.

Tego rodzaju historii jest zresztą więcej. Żołnierz dostaje przydział jako kierowca ciężarówki, nie mając prawa jazdy kategorii C. Inny jest absolwentem technikum weterynaryjnego, ale nie pracował ani godziny w zawodzie. Ma przydział jako ratownik medyczny, mimo posiadania uprawnień SEP, konieczne do pracy z energią elektryczną, cieplną i gazową.

Kolejny, który od 20 lat jest zawodowym ratownikiem medycznym, ma przydział jako operator radiostacji. Dlaczego? Ponieważ 25 lat temu, po ukończeniu technikum łączności, odbył zasadniczą służbę wojskową w wojskach łączności jako kierowca.

Dodatkowo w mediach społecznościowych powoływani na ćwiczenia rezerwy żołnierze skarżą się na przydzielany im stary sprzęt i wyposażenie. Nierzadko na ćwiczenia wydawane są stare, metalowe hełmy, pojawiają się skargi na brudne i zniszczone mundury.

 

Źródło: o2.pl

Więcej postów