„Fakt” jest pierwszą redakcją, z którą premier Mateusz Morawiecki spotkał się po wyborach parlamentarnych i której udzielił wywiadu. Szef rządu wymienił trzy błędy, które jego zdaniem zaważyły na wyniku PiS — wniosek do Trybunału Konstytucyjnego w sprawie przepisów aborcyjnych, „syndrom tłustych kotów” i zbyt ospałą reakcję na „pseudoaferę” wizową. Poruszył też temat potencjalnych koalicjantów, wymieniając Trzecią Drogę, a także Konfederację, choć jeszcze przed wyborami prezes Jarosław Kaczyński zapewniał, że z tym ugrupowaniem nie zamierza rządzić.
Fakt: Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory parlamentarne, jednak, patrząc na bezlitosną sejmową arytmetykę, wszystko wskazuje na to, że nie uda się państwu rządzić przez kolejną kadencję. Czy czuje się pan wygranym, czy przegranym tych wyborów?
Premier Mateusz Morawiecki: Na PiS w tych wyborach zagłosowało 7,6 mln osób. To o 1 mln więcej niż na Platformę oraz prawie 2 mln więcej niż osiem lat temu, kiedy zaczynaliśmy rządy. Czyli dużo więcej osób zaufało nam po bardzo potężnych kryzysach, z którymi mieliśmy do czynienia. Wygraliśmy te wybory, ale mam świadomość, jak trudno będzie zbudować w tej chwili większość. Uważamy jednak, że nasi wyborcy mają prawo oczekiwać, że podejmiemy taką próbę. Chcemy pokazać, że patrzymy w przyszłość.
Także arytmetyka, którą było widać przy głosowaniach nad marszałkami i wicemarszałkami Sejmu i Senatu wskazuje, że tej większości państwu nie uda się stworzyć. Pan jednak podjął się misji tworzenia rządu. Z kim chciałby pan go stworzyć?
Proszę pamiętać, że arytmetyka sejmowa to nie jest nauka ścisła. Tam różne wyniki i rozdania są możliwe. Reprezentuję obóz polityczny, który dostał drugi najlepszy wynik w historii III Rzeczypospolitej — zresztą pierwszy wynik należy też do Prawa i Sprawiedliwości. Gdybym nie podjął się tej misji, to oznaczałoby dezercję od odpowiedzialności, a nie mam natury dezertera. Jeżeli bym odpuścił, to byłoby to nieuczciwe względem wyborców Prawa i Sprawiedliwości.
Chcę wskazać punkty programowe, które łączą program PiS i jednocześnie odpowiadają na oczekiwania wyborców Konfederacji czy środowisk Trzeciej Drogi, i w ten sposób wytyczyć pewną strategię działania na przyszłe lata. Widać było już teraz na posiedzeniu Sejmu, że po drugiej stronie może się tworzyć koalicja jednego aktora. Tymczasem my proponujemy koalicję polskich spraw, koalicję, w której każdy będzie traktowany podmiotowo, w której każdy lider będzie miał zagwarantowaną autonomię w działaniu.
Myślę, że Trzecia Droga za chwilę zauważy, że jej rolą ma być tylko gra w orkiestrze pana Tuska. I nie sądzę, żeby wyborcy Trzeciej Drogi byli z tego zadowoleni. Nie głosowali na Platformę, tylko na Trzecią Drogę.
Morawiecki o błędach. „Syndrom tłustych kotów”
Wróćmy do kampanii wyborczej. Co poszło w niej tak? Jakie popełniliście błędy?
Realizowaliśmy strategię, która przyniosła najlepszy wynik wśród wszystkich komitetów wyborczych. Joachimowi Brudzińskiemu należą się słowa uznania, bo gdyby nie on, nasz wynik nie byłby tak dobry. Po tych wielkich egipskich plagach, które na nas spadły – COVID, inflacja, kryzys energetyczny, wojna w Ukrainie, kryzys migracyjny – osiągnęliśmy świetny wynik. On nie jest jednak wystarczający do samodzielnego rządzenia, dlatego będziemy szukać różnych możliwości koalicyjnych.
A co poszło nie tak? Jednym z błędów było złożenie wniosku do Trybunału Konstytucyjnego, który musiał doprowadzić do orzeczenia naruszającego tzw. kompromis aborcyjny. Część osób w naszym obozie—w tym ja—przestrzegało wówczas, że ten wniosek może sprawić, że zamiast większej ochrony życia nastąpi mocne odbicie na lewo i ostatecznie wygrają na tym środowiska radykalnie proaborcyjne.
Na pewno trzeba zwrócić uwagę również na to, o czym mówił prezes Jarosław Kaczyński, także wówczas, gdy powiedział o „syndromie tłustych kotów”. Teraz czas, by wszyscy w PiS zmienili się w wojowników, aby z powrotem przekonać wyborców i wygrywać wybory. Jeżeli tego nie zrozumieją, to ich postawę zrozumie kierownictwo partii przy układaniu list do samorządu i europarlamentu.
I ostatni błąd—zbyt ospała reakcja na pseudoaferę wizową. Niestety, ale opozycji udało się ten temat przechwycić i go zakłamać.
Paweł Kukiz powiedział, że PiS zgubiła w kampanii pycha i buta. Jakby się pan do tych słów odniósł i czy z perspektywy czasu być może żałujecie państwo, że wciągnęliście Kukiza na swoje listy?
Szanuję odrębność Pawła Kukiza. On zawsze mówił to, co myśli, takich ludzi potrzeba w szerokim nurcie naszego republikańskiego podejścia do polityki. Paweł miał bardzo ciekawe pomysły związane z tworzeniem zmian w wymiarze sprawiedliwości, chodzi m.in. o sędziów pokoju. Również zwiększenie zakresu demokracji bezpośredniej jest czymś niezwykle ważnym. Sądzę, że jego głos powinien wybrzmiewać w ramach głosów Zjednoczonej Prawicy. Paweł Kukiz nie jest częścią PiS, ale na pewno jest przywiązany do dziedzictwa „Solidarności”. Dlatego jest nam po drodze. A trzeba podkreślić, że jedność naszego obozu jest teraz kluczowa.
Morawiecki: patrzymy na ciekawe punkty innych partii
W wywiadzie z Interią stwierdził pan, że PiS będzie dynamizować się jako partia i otwierać na nowych wyborców. Czy oznacza to brak rozliczeń za błędy w kampanii, o których pan mówił?
W polityce nie można za długo oglądać się za siebie. Raczej trzeba iść do przodu. Kampania jest już za nami. Jesteśmy skoncentrowani na przyszłości. Patrzymy na te punkty z programów innych partii, które są dobre, ciekawe. Jak chociażby prąd na własny użytek z programu Konfederacji, czy na przykład zwiększenie możliwości budowy mieszkań, co jest w programie partii Razem.
Rozliczenie, choć wolałbym użyć słowa „podsumowanie”, cały czas jest prowadzone. Będziemy wprowadzać pewne zmiany organizacyjne w partii, by dobrze przygotować się do najbliższych wyborów—najpierw samorządowych, a potem europejskich, tak by przedstawić taką ofertę dla nowych środowisk. Co to jest za oferta? O niej zamierzam mówić w exposé. Pokażemy, że Polska może dogonić poziomem życia Zachód i nie popełniać jego błędów. I może zrobić coś więcej – wytyczać ramy systemu społeczno-gospodarczego na przyszłość, tak jak „Solidarność” przed 40 laty wytyczyła pewne ramy reformy nie tylko realnego socjalizmu, ale także reformy kapitalizmu. Rzeczpospolita solidarna, ku której spory krok zrobiliśmy przez te 8 lat, to coś zupełnie innego niż dziki kapitalizm, który dominował przez 25 lat wolnej Polski.
Jesteśmy przy misji tworzenia nowego rządu. Jaki będzie jego skład? Czy myśli pan o tym, żeby skopiować obecny gabinet, czy będą tam nowi ministrowie?
Będzie mniej ministrów, za to będzie znacznie więcej kobiet niż obecnie. Będzie to pewnego rodzaju miks młodości z doświadczeniem.
Nowy rząd tylko na miesiąc?
Kiedy możemy poznać jego skład?
Myślę, że przedstawimy go w ciągu najbliższych 7-8 dni.
Czy to będzie rząd tylko na jeden miesiąc?
Mam nadzieję, że nie, ale właśnie od formuły otwarcia tego rządu i od Dekalogu Polskich Spraw zależeć będzie, czy do tej koalicji przekonają się posłowie, którzy mają wątpliwości, czy opozycja będzie realizować program, jakiego oczekują Polacy. Przypomnę tylko, że mandat przypisany jest do posła, a nie do liderów opozycji.
Co się znajdzie w Dekalogu Polskich Spraw?
Będziemy go prezentowali w najbliższych dniach, liczę na to, że „Fakt” będzie jak zawsze recenzował nasze pomysły.
Czy prowadzi pan rozmowy z przedstawicielami innych klubów?
Tak.
Czy coś więcej może nam pan na ten temat powiedzieć?
Nie mogę o tym mówić, ponieważ zostałem zobowiązany przez moich rozmówców do zachowania poufności. Ale jedno wiem na pewno—te ziarna, które zasiejemy dzisiaj, będą wzrastały w przyszłości.
Wyobrażacie sobie koalicję z Konfederacją?
Wyborcy zadecydowali w tych wyborach, że chcą innego rządu niż do tej pory. Chcą rządu koalicyjnego, zrównoważonego, z różnych stron sceny politycznej. I dlatego, jak najbardziej, wyobrażam sobie koalicję zarówno z Konfederacją, jak i ze środowiskami Trzeciej Drogi.
Wspomniał już pan o exposé. Co w nim usłyszymy? Czy zapowie pan kluczowe reformy?
Chcę skoncentrować się na tym, co powinniśmy zrobić, by szybko doganiać Zachód, jeśli chodzi o poziom życia. Wiele udało się zrobić w ostatnich latach, ale aspiracje Polaków rosną. Chcę też czerpać z najlepszych pomysłów naszych politycznych konkurentów, a w przyszłości może partnerów.
Chciałbym, aby to exposé było planem działań dla Prawa i Sprawiedliwości na X kadencję Sejmu RP. Chcemy się szerzej otwierać na sprawy związane z życiem społeczności lokalnych, ekologii, przedsiębiorczością, problemami młodych ludzi. Chcemy pokazać pozytywną perspektywę jutra. Jednocześnie wzmacniając te obszary, gdzie PiS już pokazał skuteczność.
Będziemy koncentrowali się na tym, co jest najważniejsze dla kraju, ale też będziemy starali się utrzymać to, co dzisiaj jest kluczowe dla rozwoju Polski, czyli naszą suwerenność. Przez Parlament Europejski w błyskawicznym tempie przechodzą regulacje, które mogą uczynić z polskiego Sejmu mało znaczącą instytucję i to już za parę lat. Nie chcemy do tego dopuścić, bo Sejm jest wyrazicielem woli suwerena, czyli polskiego narodu. Tutaj wyzwaniem będzie także odpowiedni język komunikacji, pokazujący Polakom, jak ważne są te tematy i że w konsekwencji będą dotyczyć każdej polskiej rodziny.
Premier radzi marszałkowi Sejmu: życzę, by nie był kukiełką w rękach Tuska
Jak z perspektywy PiS wyobraża pan sobie współpracę z Szymonem Hołownią jako marszałkiem Sejmu?
Przede wszystkim liczę, że panu marszałkowi Hołowni uda się zachować niezależność od Donalda Tuska, życzę mu, żeby nie był kukiełką w jego rękach. A że będzie to wyzwanie, to widzieliśmy już podczas wtorkowego posiedzenia. Pierwszy raz w historii polskiej demokracji największy klub w Sejmie nie ma swojego wicemarszałka. Powinniśmy mieć co najmniej dwóch wicemarszałków, nawet gdybyśmy nie rządzili. Tymczasem nie mamy żadnego. To próba wywołania pewnego rodzaju igrzysk politycznych ze strony dzisiejszej opozycji, na co najlepszym dowodem jest to, że również w Senacie odrzucona została kandydatura bardzo cenionego marszałka Marka Pęka. Wytyczenie bardzo ostrej linii podziału jest dzisiaj pierwszoplanowym celem pana Tuska. I pan marszałek Hołownia zagrał w jego orkiestrze. Mam nadzieję, że w przyszłości tak nie będzie.
Nie braliście pod uwagę, by przedstawić kandydaturę innej osoby niż Elżbiety Witek na stanowisko marszałka i wicemarszałka? Może wtedy wynik głosowania w Sejmie byłby inny.
Pani marszałek Witek jest najdłużej urzędującym w historii III RP marszałkiem. Przypominam sobie marszałkowanie wielu poprzednich polityków i scysje, do których dochodziło. Pani marszałek prowadziła obrady sprawnie, kompetentnie i starała się łagodzić napięcia. Jest najwłaściwszym kandydatem na to stanowisko.
Operacja utrącenia kandydatury pani Witek miała kilka celów. To jest element politycznej zagrywki ze strony PO, która chce wykopać jak najgłębszy rów pomiędzy nami a Trzecią Drogą, i jednocześnie ukryć fakt, że nie mają pomysłu na to, jak rządzić, by kraj się rozwijał. 100 konkretów na 100 dni to tylko wyborcze hasła, za którymi nie kryje się żaden program. A skoro tak, to potrzebny jest show. Ja się nie zgadzam z takim stylem uprawiania polityki. Donald Tusk ma świadomość, że przeprowadził prawdopodobnie największe wyborcze oszustwo w historii ostatnich 30 lat i obawiając się tego, chcą zrobić to, w czym byli znakomici razem z Palikotem przed laty, czyli rozkręcić przemysł pogardy, rozpętać jeszcze bardziej krwawą wojnę polsko-polską. To jego cel. Nasz cel jest inny. Spokój, stabilność, ekspercki rząd na trudne czasy. Merytoryczna praca, a nie igrzyska i wieczne kłótnie.
Jednym z zarzutów, które płyną pod pana adresem, jest to, że podjął się pan misji tworzenia rządu, by ministrom, którzy mu podlegają, czy pracownikom spółek Skarbu Państwa masowo wypłacić w ciągu najbliższych kilku tygodni nagrody na koniec kadencji. Jak by Pan odniósł się do takich zarzutów?
Takie insynuacje mówią więcej o ich autorach, niż o tym, jak faktycznie działa państwo. Mnie interesuje dziś tylko realizacja woli wyborców. I 7 mln 640 tys. osób powiedziało, że „to wy pierwsi macie próbować stworzyć rząd”. Mam obowiązek podjąć się tej misji i oczywiście robię to z nadzieją, że się powiedzie.
Dlaczego z tak ważnymi reformami rząd czekał na okres powyborczy? Czy nie można było wcześniej przyjąć projektów ustaw, które już teraz zapewniłyby gospodarstwom domowym pewność, że ceny żywności nie wzrosną od 1 stycznia, rachunki za prąd nie wzrosną o 70 proc.?
Zrobiliśmy dokładnie to, co przez poprzednie dwa lata. Dlatego mamy tu pełną wiarygodność. To rząd PiS wdrożył tarczę antykryzysową, antyputinowską, antyinflacyjną. Przed końcem zeszłego roku wprowadziliśmy te rozwiązania. Teraz też przed końcem roku chcemy je wdrażać. Nie ma tutaj nic nadzwyczajnego. Przypominam, że mieliśmy wybory i nie było posiedzeń Sejmu, na których moglibyśmy przyjąć te projekty.
A jeśli mówią państwo o zrealizowanych obietnicach, to już to, co obiecaliśmy wcześniej, wdrożyliśmy — np. 800 plus, darmowe autostrady należące do państwa, bezpłatne leki dla osób w wieku 65 plus i dla dzieci oraz młodzieży do 18 roku życia. Wszystko idzie zgodnie z planem, który będziemy konsekwentnie realizować tak długo, jak Sejm nam na to pozwoli.
W projekcie budżetu na przyszły rok nie ma zaplanowanych środków na utrzymanie zerowej stawki VAT na żywność?
I nie było również rok temu, a jednak tę reformę wdrożyliśmy. Pokazywaliśmy zawsze, że tam, gdzie trzeba chronić zwykłą rodzinę, portfel polskiego seniora, zawsze jesteśmy na posterunku. W końcu to PiS zapewniło seniorom 13., 14. emerytury oraz emeryturę bez podatku do 2,5 tys. zł. Będziemy teraz czekać, gdyby się tamtej stronie udało skleić rząd, na emeryturę bez podatku do 6 tys. zł. To jedna z obietnic z listy 100 konkretów. Zawsze dążymy do tego, aby poprawiać los polskich seniorów.
Premier o „cudzie” na Orlenie
Czy ceny paliwa przed wyborami były tak niskie, aby przypodobać się wyborcom? Jak się pan odniesie do podwyżek na stacjach, które miały miejsce już po wyborach?
Rozumiem, że jak paliwo było tanie to źle? Przyznam czasem, że nie rozumiem naszej opozycji… Ceny paliw to polityka koncernów paliwowych. Dziś mamy regularną wojnę na Bliskim Wschodzie, która pcha ceny w górę, a my nadal mamy jedne z najniższych cen paliw w Europie. Czekam z niecierpliwością, aż opozycja doprowadzi do tego, że ceny paliwa zbliżą się do 5 zł — przecież takie deklaracje też padły!
Dużo pan mówi o tym, ile PiS zrobiło dla Polaków przez ostatnie 8 lat rządzenia. A czego nie udało się zrobić przez te dwie kadencje?
Najwięcej pretensji, także do siebie, mam w sprawie mieszkalnictwa. Pomimo tego, że dzięki naszym regulacjom udało się oddawać do użytku rocznie ponad 100 tys. mieszkań więcej niż za naszych poprzedników, to widzę tutaj znaczące deficyty. A także pole do współpracy z Lewicą i Trzecią Drogą. Uwolnić podaż – to ważniejsze niż wspierać popyt na mieszkania. Stąd nasze ułatwienia dla domów o 70 m kw. w podstawie. Wiele udało się tu zrobić. Ale wiele jeszcze jest do zrobienia.
Co, jeśli pana rząd nie uzyska wotum zaufania w Sejmie? Jaką PiS będzie opozycją?
Jeżeli tak będzie, to PiS będzie bardzo merytoryczną opozycją. Będziemy proponowali rozwiązania z naszego rozbudowanego programu, z Dekalogu Polskich Spraw, który wkrótce zaprezentujemy. Będziemy także proponowali rozwiązania z innych programów, aby przypadkiem inne partie nie zapomniały, co obiecywały wyborcom.
„60 tys. zł kwoty wolnej od podatku? Podniosę rękę”
Zatem podniesie pan rękę za podwyższeniem kwoty wolnej od podatku do 60 tys. zł rocznie?
Tak, podniosę. Nowy rząd będzie musiał znaleźć środki na to w budżecie, ale ja jak najbardziej podniosę rękę za obniżką podatków, ponieważ to jest to, co PiS robiło przez 8 lat. Obniżaliśmy podatek PIT najbardziej w historii III Rzeczypospolitej. Podatek CIT dla małych i średnich firm obniżyliśmy z 19 na 9 proc. Obniżyliśmy też podatek VAT na kilkaset produktów z 23 proc. na 8 proc., a nawet na 5 proc. I jednocześnie dbaliśmy o bezpieczeństwo finansów publicznych. Będę pilnował, żeby opozycja nie doprowadziła polskiego budżetu do ruiny — a z doświadczenia wiemy, że w tym się już wyspecjalizowała.
Za babciowym także podniósłby pan rękę?
Jak najbardziej. Za wszystkimi rozwiązaniami, które są korzystne dla Polaków, będę podnosił rękę.
Jeżeli nie będzie pan już premierem, w jakiej komisji w Sejmie pan zasiądzie? Jak poradzi pan sobie bez służbowej limuzyny?
Szczerze powiedziawszy, nie myślę o tym. Natomiast jeżeli przyjdzie mi być w opozycji, to będę przede wszystkim koncentrował się na zespole pracy państwowej. Będziemy tam prezentować punkty naszego programu, chcemy, by toczyła się tam debata społeczna, by był on barometrem nastrojów społecznych Polaków na kolejne cztery lata. Wielkim zadaniem będzie również obrona tego, żeby o tym, co nas wszystkich dotyczy, decydowali Polacy, a nie jacyś urzędnicy w Brukseli.
Jak wyglądają dziś relacje PiS z Solidarną Polską?
Poprawnie. Bardzo lojalnie zachowywaliśmy się wobec naszego mniejszego koalicjanta. Pomimo tego, że mieliśmy różne propozycje w trakcie ostatnich lat, trwaliśmy w tym sojuszu, ponieważ dotrzymujemy słowa.
Co to jest „niemieckie chamstwo”?
Wspominał pan słowa prezesa PiS o tłustych kotach w spółkach Skarbu Państwa. Jarosław Kaczyński powiedział też, że dużo było w tej kampanii ignorancji i chamstwa, nazwał to dokładnie „niemieckim chamstwem”. Czym według pana jest „niemieckie chamstwo”?
Myślę, że nie powinno się przytaczać tego typu wypowiedzi bez całego kontekstu, w którym one padają i szerszego wytłumaczenia. Warto więc przypomnieć, że w czasie kampanii Donald Tusk zasugerował, że wyższa kultura zachodniej części Polski wynika z tego, że była kiedyś pod zaborem pruskim. Takie słowa uważam za absolutnie niedopuszczalne w ustach kogoś, kto ubiega się o fotel premiera polskiego rządu. Uważam też, że ktoś, kto odbiera order Waltera von Rathenaua, czyli „polakożercy” i twórcy układu z Rapallo, potwierdza tym samym, że jest politykiem mocno zakorzenionym w niemieckiej kulturze i tradycji politycznej. Na szersze wykazanie tych działań lidera opozycji, które pokazują w oczywisty sposób jego zależność od Niemiec, nie bardzo jest tutaj miejsce.
Mówił pan o błędach, jakie popełniliście. Czy patrząc choćby na politykę informacyjną TVP, wszystko w ciągu tych 8 lat było właściwe?
Atakowanie TVP było i jest modne. Tyle że dziennikarze telewizji publicznej pokazują rzeczywistość z innej perspektywy, niż robi to większość mediów elektronicznych w Polsce, zdominowanych przez środowiska liberalno-lewicowe. Gdybyśmy wierzyli w to, co mówi TVN, to szybko byśmy uznali, że nie ma żadnej zmiany w polityce społecznej, że budżet państwa jest w zapaści, że podatki są podnoszone, a nie obniżane, a w Polsce lokalnej nic wielkiego się nie zmieniło. Większość mediów w internecie, radiu, telewizji i innych kanałach komunikacji przekazuje np. teraz z gruntu fałszywy obraz budżetu państwa. Czemu to robią? Bo chcą ułatwić Platformie Obywatelskiej wycofanie się z ich obietnic. To jest propaganda pod dyktando jednej partii. Tymczasem dziennikarze TVP robili i robią bardzo dobrą robotę dla przedstawiania rzeczywistości, która przez TVN jest skrzętnie ukrywana.
Na koniec chcielibyśmy zapytać pana o perspektywę na misję tworzenia rządu, która być może będzie za chwilę po stronie Platformy Obywatelskiej i Donalda Tuska. Nie dziwi pana, że nie ma tu podawanych żadnych kandydatów? Że nie znamy listy potencjalnych ministrów?
To pokazuje, że obóz opozycyjny nie jest przygotowany do wzięcia odpowiedzialności za sprawy kraju. Pokazali ogólniki, nazywając je konkretami. Nie prezentują żadnych propozycji personalnych. Albo nie mogą dojść do porozumienia, albo nie mają pomysłu. My chcemy zaproponować nową ofertę na najbliższe lata i zbudować wokół niej koalicję polskich spraw.
Źródło: fakt.pl