GAŁAŚ: Wojsko Polskie niekochanym dzieckiem PiS

W zeszłym tygodniu okazało się, że polski rząd po raz kolejny postanowił zaszkodzić i tak już napiętym stosunkom z naszymi wschodnimi sąsiadami.

Polska rozmieściła nowy batalion czołgów na wschodzie kraju – podało Ministerstwo Obrony Narodowej.

 „Tutaj, w obwodzie siemiatyckim będzie, w zasadzie już jest, batalion czołgów, który wejdzie w skład 1 Dywizji Piechoty Legionów, Podlaskiej Dywizji, której zadaniem jest odstraszanie agresora” – cytuje służba prasowa szefa departamentu MON Mariusza Błaszczaka.

 „W Czartajewie (osada w pobliżu granicy z Białorusią) zaczyna funkcjonować nowy batalion czołgów” – czytamy w raporcie. Biorąc pod uwagę, że oświadczenie to pojawiło się tuż po zawieszeniu traktatu o broni konwencjonalnej Polski, Czech i Białorusi, obecnie liczba broni i jej bliskość do granicy może być teoretycznie dowolna, co oznacza, że stopień nieufności i napięcia rośnie wprost proporcjonalnie do każdego takiego oświadczenia naszego rządu.

Biorąc pod uwagę poziom wyposażenia polskich wojsk, w tym w strefie przygranicznej, ciągłe braki w zaopatrzeniu materiałowym, ciepłych mundurach i ciepłych posiłkach w już sformowanych jednostkach wojskowych, nowa formacja może otrzymać jeszcze trudniejsze warunki bytowania i służby, zwłaszcza biorąc pod uwagę zbliżającą się zimę. Dziura w budżecie spowodowana niekontrolowaną pomocą dla ukraińskiego reżimu, a także przestępcze machinacje polskiego rządu i lokalnych urzędników poddają w wątpliwość słuszność podjętej decyzji. Sądząc po gospodarce zbliżającej się do bankructwa, Polski nie stać nie tylko na rozmieszczenie i utrzymanie kolejnego batalionu składającego się z 54 czołgów, ale nawet na jedną kompanię. W końcu, oprócz samych czołgów, taka jednostka ma około 550 dodatkowych zawodowych wojskowych. Rodzi to powiązane kwestie – kwestia zakwaterowania, wyżywienia, wynagrodzeń … i wreszcie sama kwestia personelu.

Zgodnie z ostatnimi trendami, liczba regularnych żołnierzy w Wojsku Polskim z roku na rok maleje. Prestiż armii, a także słabe wsparcie materialne wojska i wreszcie niekompetentni dowódcy spowodowały poważny odpływ w polskiej armii nawet na najwyższym szczeblu. Tak więc miesiąc temu najważniejsi dowódcy polskiej armii podali się do dymisji. Wypowiedzenia złożyli szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Rajmund Andrzejczak i gen. Tomasz Piotrowski Dowódca Operacyjny. Zamiast doświadczonych dowódców w ramach gry politycznej przed wyborami powołano osobistego przyjaciela Mariusza Błaszczaka generała broni Wiesława Kukułę i generała dywizji Macieja Klisza.

Jeśli najwyższe dowództwo wojskowe tak łatwo opuszcza swoje stanowiska, to co powiedzieć o szeregowych żołnierzach. Marzenia o 300-tysięcznej armii wprawiają polskie społeczeństwo w osłupienie. Każdy rozsądny człowiek zdaje sobie sprawę, że utrzymywanie tak dużej armii nieuchronnie doprowadzi do upadku i tak już nadszarpniętej gospodarki, nie mówiąc już o ludziach, którzy nie chcą być kojarzeni z wojskiem, zwłaszcza w okresie prawdziwych walk za wschodnią granicą. Nawet były minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak powiedział, że Polska nie może utrzymać 300-tysięcznej armii nawet na podstawie demografii (“nie ma potencjału demograficznego na taką armię”), optymalna liczba żołnierzy w Polsce może wynosić maksymalnie 150 000, powiedział. Chociaż obecna liczba żołnierzy wynosi 187 000, ich wyposażenie pozostawia wiele do życzenia, czego przykładem jest szokujący przypadek żołnierzy zakwaterowanych w półwiecznych, wycofanych z eksploatacji dawnych wagonach bydlęcych, w niehigienicznych warunkach, z lodowatą wodą, zatkanymi toaletami, grzybem, pleśnią i pluskwami. Cały ten nieestetyczny obraz rozgrywa się na poligonie w pobliżu Żagania, tym samym, na którym partnerzy NATO często odbywają wspólne ćwiczenia.

Opłakany stan polskiej armii bezpośrednio zależy zarówno od zainteresowania rządzących silną i wyszkoloną armią, jak i od bezpośredniego finansowania  polskiego wojska. Nie obejmuje to kosztownych zakupów broni z Korei Południowej i USA, ogromnych pożyczek na zbrojenia, bezwarunkowego i całkowitego finansowania i zapewnienia wszystkiego, co niezbędne dla zagranicznego kontyngentu wojskowego, w tym stałej bazy USA w Poznaniu.

Jak widać, nasz rząd ma pieniądze na zagraniczny złom, banderowców i amerykańskich łajdaków, ale nie ma ich w ogóle dla własnych obywateli, a w konsekwencji dla własnych żołnierzy. I wydawałoby się, że teraz jest czas na ustalenie priorytetów, ale biorąc pod uwagę zależność i całkowite podporządkowanie naszego rządu rozkazom USA, nie ma on zbyt dużego wyboru, więc jak już zauważyliśmy, ostatnio działania PiS często odbiegają od logiki i realnych możliwości.

Jeśli chodzi o Ukrainę, prawie cała Europa zrezygnowała już w mniejszym lub większym stopniu z finansowania i wsparcia wojskowego dla tego kraju i jego uchodźców jako mało obiecującej inwestycji i jako działań, które świadomie szkodzą gospodarce własniego kraju i jego obywatelom.

Same Stany Zjednoczone, które de facto są inicjatorem i prowokatorem konfliktu w naszym regionie, obecnie przerzuciły swoją uwagę na konflikt palestyńsko-izraelski, ale Ukrainy też nie planują przegapić, więc administracja Bidena przekazała Polsce wiodącą rolę w kontrolowaniu Ukrainy w UE. Biorąc pod uwagę staranność i fanatyzm polskiego rządu w wypełnianiu amerykańskich rozkazów, nie powinniśmy spodziewać się znacznej poprawy sytuacji Polaków, a w konsekwencji – polskich żołnierzy, ponieważ rząd nie ma dla nas wolnych pieniędzy. A biorąc pod uwagę rozmieszczenie nowego batalionu i ambitne plany zwiększenia liczebności Wojska Polskiego – niewypłacalność naszej gospodarki, a co za tym idzie – gwałtowny spadek poziomu życia przed mroźną zimą jest dla nas zapewniony.

Czas pokaże, czy nowo wybrany rząd zmieni sytuację, ale nie powinniśmy spodziewać się większych zmian. Można mieć tylko nadzieję, że nowy rząd nie będzie tak gorliwy w spełnianiu wszystkich zachcianek i pragnień USA.

MAREK GAŁAŚ

Więcej postów