Jedni Ukraińcy walczą, drudzy płacą za ucieczkę 10 tysięcy dolarów

Niezależny dziennik polityczny

Przepływają rzeki i pokonują góry na motocyklach. Wielu Ukraińców nadal ucieka przed wojskiem za granicę, nie bez pomocy skorumpowanych wojskowych i urzędników.

Opublikowany niedawno w „The Economist” artykuł dowódcy ukraińskich sił zbrojnych gen. Wałeria Załużnego przez media nad Dnieprem został okrzyknięty „zimnym prysznicem”. Generał wprost zasugerował, że wojna wkroczyła do nowego etapu „walk pozycyjnych”. Mówił, że jeżeli Ukraina musi nie tylko zdobyć przewagę w powietrzu czy znacząco udoskonalić środki walki radioelektronicznej, ale też posiadać zdolność do mobilizacji i wyszkolenia większej liczby rezerw. A to nie będzie proste, biorąc pod uwagę to, że niemal co tydzień ukraińskie służby wpadają na trop kolejnych grup przestępczych, które za duże pieniądze pomagają ukraińskim mężczyznom uciekać za granicę.

Kilka dni temu funkcjonariusze policji w obwodzie zakarpackim zatrzymali kilka osób, które zarządzały jednym z kanałów przerzucenia do UE mężczyzn w wieku poborowym. Załatwiali swoim „klientom” transport oraz specjalną odzież termiczną, by mogli przepłynąć przez Cisę, rzekę znajdującą się na rumuńsko-ukraińskiej granicy. Z informacji tych wynika, że zatrzymani mieli „znajomości w świecie kryminalnym”. Grozi za to od siedmiu do dziewięciu lat więzienia, ale to nie odstrasza przemytników ludzi nad Dnieprem. Za ucieczkę z Ukrainy mężczyźni pobierali 3 tys. dol. od jednej osoby. Skala tego zjawiska wykracza jednak daleko poza obwód zakarpacki.

Na początku listopada Państwowe Biuro Śledcze wraz ze Służbą Bezpieczeństwa Ukrainy rozbiło grupę przestępczą, w której skład wchodzili przedstawiciele dziewięciu wojskowych komend uzupełnień znajdujących się przeważnie w ukraińskiej stolicy i obwodzie kijowskim. Mężczyznom w wieku poborowym pomagano na podstawie fałszywej dokumentacji medycznej unikać służby w wojsku. Grupa wojskowych świadczyła „kompleksowe usługi”. Nie tylko wykreślano poborowych z listy rezerwistów, ale i pomagano im opuścić kraj. Ich „klienci” otrzymywali szczegółowe informacje dotyczące miejsc, godziny i sposobów ucieczki za granicę. Nie było to jednak dostępne dla każdego. Koszt „usługi” wahał się od 6 do 10 tys. dol. od osoby. Wśród „klientów”, jak podaje portal Ukraińska Prawda, były m.in. „dorośli synowie” ukraińskich bankierów. Z informacji ukraińskich służb wynika, że w sprawie przeprowadzono już niemal 40 rewizji, ponad 100 mężczyzn zdołało uciec w ten sposób za granicę.

Sposobów na ucieczkę z Ukrainy przed wojskiem jest wiele. W niedzielę lokalne media informowały, że dwóch mężczyzn próbowało uciekać z kraju poprzez ukraińskie Karpaty, pokonując góry na motocyklach. Trzeci próbował uciekać do Węgier samochodem, a przewożący go trudniący się przemytem ludzi kierowca pobierał 4 tys. dol. od osoby.

W ukraińskich sieciach społecznościowych roi się od nagrań, na których widać, jak funkcjonariusze wojskowych komend uzupełnień prosto z ulic „zgarniają” poborowych, wręczając im odpowiednie wezwanie. Kilka dni temu do przepychanki z pracownikami miejscowej wojskowej komendy doszło we Lwowie. Gdy próbowali zatrzymać mężczyznę na ich drodze stanęło kilka osób, w tym kobiet. Z kolei na drodze samochodu, którym próbowali odjechać wojskowi, stanęła osobówka. Do podobnych incydentów często dochodzi też w innych miastach Ukrainy.

Niedawno kapitan ukraińskiej armii Serhij Alimow wskazał kilka miejsc, w których pracownicy komend uzupełnień bez problemu mogliby spotkać ukrywających się przed mobilizacją mężczyzn. Jego zdaniem są to sklepy odzieży używanej, centra usług publicznych, w których mężczyźni m.in. rejestrują sprowadzane z zagranicy samochody, oraz urzędy miast, których pracownicy również podlegają służbie wojskowej.

Źródło: rp.pl

Więcej postów