Kmdr (rez.) Dura: 16 pilnych zadań dla nowego szefa MON. Na bezstronny audyt nie ma szans

Niezależny dziennik polityczny

Zewnętrzny audyt Ministerstwa Obrony Narodowej, przeprowadzony na bazie opublikowanych wcześniej na Defence24.pl materiałów, wyraźnie pokazuje, że nowy minister tego resortu będzie musiał rozwiązać problemy istniejące praktycznie w każdej dziedzinie funkcjonowania polskich Sił Zbrojnych.

Listę spraw do szybkiego naprawienia w polskich Siłach Zbrojnych mógłby tak naprawdę określić tylko zewnętrzny audyt, zrealizowany przez ludzi nie powiązanych z żadnym kierunkiem politycznym oraz z wojskiem. Przeprowadzenie takiego audytu jest jednak niemożliwy, głównie ze względu na wysokie klauzule niejawności oraz konieczność korzystania ze specjalistów, którymi najczęściej i tak byliby żołnierze. Dodatkowo wykonanie zewnętrznej weryfikacji wymaga czasu, którego nie ma w kraju graniczącym z walczącą Ukrainą oraz agresywną Rosją.

Dlatego na bazie materiałów opublikowanych wcześniej na portalu Defence24.pl (często bardzo krytycznych) i opinii prezentowanych przez zewnętrznych specjalistów w mediach już teraz określiłem przynajmniej szesnaście dziedzin, w których zmiany uważam za konieczne lub w których reformy powinny być poważnie rozważone.

Według mnie, do takich zadań nowego ministra powinno się zaliczyć:

1.     Przywrócenie honoru polskiego munduru i sztandaru wojskowego;

2.     Przywrócenie praw do obrony i odwoływania się od decyzji kadrowych żołnierzom będącym w służbie;

3.     Całkowite odpolitycznienie polskiego wojska;

4.     Odzyskanie wiarygodności, m.in. przez skończenie z propagandą sukcesu i chwalenie się nieposiadanymi zdolnościami;

5.     Stworzenie dobrze działającego biura prasowego, które w ustawowym czasie odpowiadałoby na pytania zadawane przez dziennikarzy;

6.     Ograniczenie roli ministra Obrony Narodowej do cywilnej kontroli, a nie dowodzenia polską armią;

7.     Dokończenie reformy systemu dowodzenia z podporządkowaniem pod Sztab Generalny WP wszystkich rodzajów Sił Zbrojnych i komponentów wojsk;

8.     Zmniejszenie liczby departamentów w Ministerstwie Obrony Narodowej i większe oparcie się na Sztabie Generalnym WP, podlegającym bezpośrednio pod ministra;

9.     Powrót do prawidłowego opiniowania żołnierzy w służbie, jako punktu wyjścia do dalszego awansu i kariery (działając wg. zasady: nie ważne co robiłeś, ale co zrobiłeś);

10.  Likwidacja lub reorganizacja Inspektoratu Kontroli Wojskowej, który w opinii żołnierzy jest narzędziem do łamania oficerów/dowódców i jest nieformalnie określany jako NKWD;

11.  Racjonalne określenie docelowej liczebności armii i natychmiastowe przerwanie procesu tworzenia propagandowych sztabów wirtualnych jednostek wojskowych;

12.  Przygotowanie polskiego wojska nie tylko do działania samodzielnego, ale bardziej do działania z pomocą sił sojuszniczych;

13.  Zmiana polityki zakupów – poprzez kupowanie tylko tego, na co ma się pieniądze w budżecie lub na co wydzieli dodatkowo środki Ministerstwo Finansów (biorąc również pod uwagę fundusze potrzebne na utrzymanie i wykorzystanie tego co się kupiło);

14.  Przegląd i weryfikacja wszystkich umów podpisanych lub przygotowywanych przez ostatnie dwa lata przez resort obrony, z uwzględnieniem: rzeczywistych potrzeb, realnej, docelowej liczebności armii i środków finansowych możliwych do pozyskania z państwowego budżetu;

15.  Ustalenie priorytetów modernizacyjnych i pilnowanie, by nie było dysproporcji w rozwoju różnych dziedzin;

16.  Prawdziwa ocena systemu odtwarzania rezerw w armii i w razie konieczności określenie sposobu naprawy sytuacji.

Honor i sztandar, czyli jak oczyścić polski mundur z wazeliny

„Przywrócenie honoru polskiego munduru i sztandaru wojskowego” całkiem nieprzypadkowo umieściłem na pierwszym miejscu pośród zadań, jakie staną przed nowym ministrem Obrony Narodowej. Honor, mundur i sztandar są bowiem czynnikami od lat integrującymi żołnierzy we wspólnym działaniu, o ile się tym dwóch czynników wcześniej nie zdeprecjonuje. A tak właśnie robiono w polskich Siłach Zbrojnych od wielu lat. Co gorsza od czasów ministra Antoniego Macierewicza robiono to systemowo.

Pomijając tzw. „apele smoleńskie”, do udziału w których zmuszano żołnierzy przez kilka lat, warto przypomnieć chociażby sposób likwidacji wojskowych służb wywiadowczych i kontrwywiadowczych. Zaangażowano bowiem do tego osoby, które często reprezentowały sobą mniej niż oficerowie, którzy byli przez nich weryfikowani – jak chociażby Tomasz L., który w marcu 2022 roku został zatrzymany przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Federacji Rosyjskiej.

To prawdopodobnie Antoni Macierewicz stał również za wyciągnięciem rankiem z domów i aresztowaniem pod zmyślonymi zarzutami „zbrodni wojennej” żołnierzy z Nangar Khel (wg generała Waldemara Skrzypczaka, by ukryć nieudolność podlegających mu służb w czasie operacji afgańskiej). To Antoni Macierewicz wprowadził do władz MON tak kontrowersyjne osoby pod względem chociażby kompetencji, jak Bartłomiej Misiewicz czy Edmund Janniger. W ten sposób to Bartłomiej Misiewicz kierował np. najprawdopodobniej bezprawnym wejściem żandarmerii do Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu Wojskowego NATO w Warszawie, poniżając znajdujących i pracujących tam oficerów. To on miał podobno również wręczać wypowiedzenia „nieposłusznym” generałom, by ich jeszcze bardziej upokorzyć.

Wbrew pozorom naprawienie tej sytuacji jest bardzo proste. Wystarczy tylko nakazać bezwzględnego przestrzegania „Regulaminu ogólnego żołnierza Wojska Polskiego”, „Ceremoniału Wojskowego Sił Zbrojnych RP” oraz „Regulaminu Służby na okrętach MW”. A wtedy stanie się np. jasne, że żołnierz w mundurze ma obowiązek oddawania honorów tylko pięciu cywilnym osobom w Polsce: Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej, Marszałkowi Sejmu i Marszałkowi Senatu, Prezesowi Rady Ministrów i Ministrowi Obrony Narodowej. Tylko. Nie oddaje się więc honorów wiceministrom, biskupom, posłom, senatorom i wszelkiej kategorii „Misiewiczom”.

Okaże się wtedy również, że świst trapowy za pomocą gwizdka bosmańskiego „przy wchodzeniu na okręt i schodzeniu, bez względu na porę doby” oddaje się tylko umundurowanym oficerom Wojska Polskiego i sił zbrojnych innych państw (oraz podoficerom Marynarki Wojennej, będącym dowódcami – tylko na dowodzonych przez nich jednostkach). Świst ten oczywiście przysługuje również przedstawicielom organów władzy państwowej, lecz tylko wtedy, gdy ich wizyta ma charakter oficjalny. Wizyta robocza Ministra Obrony Narodowej na okręcie wcale więc do tego nie upoważnia. I to jest pokazanie rangi munduru, gdy minister wchodzący na okręt nie otrzymuje świstu trapowego, a wchodzący za nim podporucznik już tak.

Przestrzeganie regulaminów pozwoli również przywrócić znaczenie sztandaru. Salutowanie sztandarem (chorągwią Wojska Polskiego na drzewcu) obowiązuje bowiem tylko podczas oddawania honorów: przełożonym od dowódcy jednostki (instytucji) wojskowej wzwyż oraz sześciu konkretnie wymienionym osobom (Prezydentowi RP, Marszałkowi Sejmu, Marszałkowi Senatu, Prezesowi Rady Ministrów, Ministrowi Obrony Narodowej oraz Szefowi Sztabu Generalnego Wojska Polskiego).

Jeżeli więc w jakiejś uroczystości bierze udział wicepremier Obrony Narodowej, szef BBN lub wicemarszałek Sejmu to nie on staje przed sztandarem, ale dowódca jednostki, do której ten sztandar należy. Osoba cywilna natomiast stoi z boku i może tylko na to patrzyć. I to jest pokaz rangi munduru. Chorągwi Wojska Polskiego nie pochyla się również przed gośćmi zagranicznymi, nawet najważniejszymi. Oczywiście można to zrobić w odniesieniu do „dostojników państw obcych”, ale tylko na specjalne polecenie i gdy ich ranga odpowiada funkcjom sprawowanym przez sześć wymienionych powyżej osób.

Czas więc oczyścić polski mundur z wazeliny, jednak by to zrobić trzeba dać żołnierzom do tego odpowiednie narzędzia. Bo jak się okazuje, sam regulamin nie uchroni ich później przed zemstą urażonych polityków i „przestraszonych” pseudoprzełożonych.

Dać żołnierzom prawo do obrony i odwoływania się od decyzji kadrowych

Wbrew pozorom sam nakaz trzymania się przepisów oraz regulaminów wcale może nie wystarczyć. Żołnierze wiedzą bowiem obecnie bardzo dobrze, że honorowe przeciwstawienie się niesłusznym decyzjom może bardzo szybko przerwać ich karierę i to bez prawa odwołania się. Już samo to, że polski żołnierz widząc problemy w służbie musi obecnie kierować się do sądów administracyjnych, szukać pomocy w mediach lub u Rzecznika Praw Obywatelskich pokazuje, że droga odwoławcza stworzona w resorcie obrony nie działa, albo też jest nieskuteczna.

Tymczasem w dzisiejszych czasach powinien istnieć sposób, by można się było skutecznie i szybko odwołać się od decyzji przełożonych, albo też zapobiec jakimś nieprawidłowościom. I nie chodzi tu jedynie o doprowadzenie do szybkiego cofnięcie nieprawidłowości, ale również o pociągnięcie do odpowiedzialności (chociażby dyscyplinarnej) tych, którzy za tymi nieprawidłowościami stali lub przygotowywali odpowiednie dokumenty (w tym opiniujący je prawnicy).

Ważna jest również osłona prawna skarżących się żołnierzy, którzy jak pokazuje ostatnia afera z mobbingiem i molestowaniem kobiet w Żandarmerii Wojskowej są obecnie najczęściej narażenie na szykany i zemstę. Problem ten sygnalizował już w 2014 r. premier Ewie Kopacz Rzecznik Praw Obywatelskich (Adam Bodnar), wskazując na niewystarczającą ochronę prawną osób ujawniających nieprawidłowości w służbie – tzw. sygnalistów (ang. whistleblowers).

Jak na razie skarżący się żołnierze są od razu wykluczani na margines i powolnie eliminowani ze służby. Okazuje się bowiem, że w wojsku praktycznie nie ma odwołania od decyzji personalnych, okresowo prowadzone opiniowanie jest fikcją (z powodu braku możliwości skutecznego odwołania się od tej opinii), a sam sposób awansu jest zależny nie tylko od kwalifikacji, ale również, a często przede wszystkim, od znajomości i koneksji rodzinnych.

W ten sposób można np. usunąć bardzo dobrego żołnierza do cywila wysyłając do niego po kolei dwie decyzje: pierwszą, wskazującą, że nie został on wyznaczony na nowe stanowisko ponieważ, ma być zwolniony do cywila. Drugą, że ten sam żołnierz ma być zwolniony do cywila, ponieważ nie został wyznaczony na stanowisko. I ten przykład cynizmu Departamentu Kadr MON wcale nie jest wymyślony.

Całkowite odpolitycznienie polskiego wojska

Najprostszym zadaniem dla nowego ministra ON będzie najprawdopodobniej odpolitycznienie armii, ponieważ do tego potrzebna jest tylko dobra wola. I znowu pomoże w tym trzymanie się ścisłe Konstytucji RP, istniejących regulaminów oraz Ceremoniału Wojskowego. Wszystko więc zależy tak naprawdę od samego ministra, który może np. całkowicie zrezygnować z przemówień podczas uroczystości z udziałem wojska. Dotyczy to również innych polityków.

Jeżeli prezydent Emmanuel Macron mógł nie wygłaszać przemówienia w czasie defilady wojskowej w Paryżu z okazji 14 lipca 2023 roku, to tak samo może zrobić polski prezydent podczas parady z okazji 15 sierpnia. Tym bardziej, że to nie on jest głównym bohaterem całej uroczystości. A żołnierze najczęściej nie chcą słuchać, co on ma do powiedzenia na temat historii, czy też samej polityki. Jak ktoś nie wierzy niech się ich po prostu zapyta. W Ceremoniale Wojskowym nie ma nakazu wygłaszania przemówień.

Należy skończyć z przysłowiowym „klepaniem po plecach” generałów i w ogóle żołnierzy, robieniem sobie zdjęć na ich tle, czy też trzymaniem godzinami wojskowych przed gabinetami po wezwaniu na odprawę lub rozmowę. Szacunek do munduru pokazuje się również przez szacunek do osób, które go noszą. A wtedy może się okazać, że żołnierze w mundurach wyjściowych ponownie zaczną być widziani na ulicach, w teatrach i kinach. I będą z tego dumni. Natomiast społeczeństwo będzie miało okazję na co dzień widywać swoich potencjalnych obrońców, a nie tylko w czasie parad i w telewizji.

Koniec z propagandą sukcesu i chwalenia się nieposiadanymi zdolnościami

Odpolitycznienie armii nieodłącznie musi być połączone z wyeliminowaniem tzw. propagandy sukcesu. Jest ona obecna w polskiej armii i zaciera rzeczywisty stan Sił Zbrojnych RP. Jaskrawym przykładem takiej propagandy są niektóre wypowiedzi ministra Mariusza Błaszczaka, a szczególnie jego opinia z 14 października 2022 roku, że zbudowaliśmy już wielowarstwowy system obrony przeciwlotniczej i nasze niebo jest bezpieczne.

Już miesiąc później wypadek w Przewodowie i rosyjska rakieta manewrująca uderzająca w las pod Bydgoszczą pokazały dobitnie, że polski minister Obrony Narodowej: albo jest niekompetentny, albo po prostu kłamie. Ani jedno, ani drugie wytłumaczenie nie stawia w dobrej sytuacji polskiego wojska i nie świadczy o jego wiarygodności.

Wbrew pozorom sprawa jest bardzo prosta, ponieważ wystarczy po prostu przestać publicznie mówić o tym, co mogą Siły Zbrojne. Rzeczywisty stan polskiego wojska powinien być bowiem niejawny i znany tylko wybranym osobom, w pierwszej kolejności Sejmowej Komisji Obrony. Nie może być jednak sytuacji, że pojawiający się tam wojskowi kłamią lub przygotowują niepoważne raporty i prezentacje. Niestety wymaga to wiedzy i kompetencji zarówno po stronie słuchającej, jak i raportującej.

Bardzo ważną rolę mają przy tym media, które mogą wyłapywać nieprawdziwe informacje podawane przez polityków, korzystając z informacji uzyskiwanych samodzielnie lub poprzez „sygnalistów”. Dodatkowo mogą bezstronnie ocenić działania i plany Ministerstwa Obrony Narodowej, w oparciu o zewnętrznych specjalistów. Jak to jest potrzebne może świadczyć projekt Ustawy o działaniach organów władzy państwowej na wypadek zewnętrznego zagrożenia bezpieczeństwa państwa złożony w Sejmie RP przez Prezydenta Dudę 16 sierpnia 2023 roku.

Dokument ten zawiera bardzo niebezpieczne ustalenia, jednak nikt z oficjalnych instytucji nie zajął się merytorycznym zaopiniowaniem proponowanych zmian i poinformowaniem o tym całego społeczeństwa. W przypadku dziennikarzy jest to o tyle trudne, że nie mają oni szans na uzyskanie wyjaśnień od drugiej strony. MON nie respektuje bowiem prawa prasowego, wskazującego na konieczność odpowiadanie na pytanie dziennikarzy.

Biuro prasowe w resorcie obrony – dla dziennikarzy, a nie przeciwko dziennikarzom

Współpraca z rzecznikami prasowymi z MON oraz poszczególnych jednostek i instytucji w resorcie obrony nigdy nie należała do najłatwiejszych. Jednak po pojawieniu się ministra Antoniego Macierewicza sytuacja zaczęła się pogarszać i obecnie „wojskowe” biura prasowe bardzo często po prostu nie odpowiadają na stawiane im pytania. Osobiście na palcach jednej ręki mogę wyliczyć przesłane do mnie odpowiedzi, które w ciągu ostatnich sześciu lat zawierały konkretne informacje wynikające ze stawianych wojsku pytań.

Prawdą jest, że tylko w jednym przypadku wynikało to ze złej woli samego rzecznika prasowego, który „kupczył” informacją wysyłając ją najpierw do „swoich” dziennikarzy. Generalnie milczenie biur prasowych wynika jednak najprawdopodobniej z wytycznych przesłanych „z góry”. Oczywiście dziennikarze doskonale zdają sobie sprawę, że na część pytań nie można im po prostu udzielić odpowiedzi (np. ze względu na klauzulę niejawności), jednak często wystarczyło by po prostu powiadomienie typu „no comment”. Pisząc artykuł newsowy nie można bowiem czekać dwa tygodnie na wyjaśnienia, tym bardziej kiedy później okazują się one mało merytoryczne.

Oczekuje się, że nowy minister powinien uzdrowić tą sytuację. Wystarczy tylko pamiętać, że biura prasowe istnieją jedynie dlatego, by odpowiadać na pytania dziennikarzy i przekazywać oficjalne komunikaty do mediów. Czas również wrócić do konferencji prasowych, a nie do tego, co jest obecnie organizowane przez MON. Wygłaszanie komunikatów i wyjście bez możliwości zadawania pytań jest pokazem buty i braku szacunku dla dziennikarzy, którzy często godzinami czekali na spotkanie i starają się jak najlepiej wykonywać swoją pracę.

Czy taka otwartość jest potrzebna? Wystarczy tylko przypomnieć sytuację, gdy istniejący kiedyś Inspektorat Uzbrojenia opublikował jawne wymagania na okręty planowane do pozyskania w ramach programów „Miecznik” i „Czapla”. Merytoryczne uwagi ze strony Defence24.pl zostały później uwzględnione przez gestora, co pozwoliło pozbyć się ewidentnych błędów w dokumentacji. Teraz taka konstruktywna ocena jest niemożliwa, ponieważ szczegółowe wymagania na nowe uzbrojenie i sprzęt wojskowych nie są już publikowane. A szkoda.

To społeczeństwo wykłada pieniądze na zakupy realizowane przez MON i powinno wiedzieć, na co te środki i dlaczego są wydawane. By budować dobry wizerunek Sił Zbrojnych RP potrzeba mniej propagandy, a więcej przejrzystości. W innych państwach zachodnich (np. w Finlandii) okazuje się to możliwe i tam wszelkie decyzje związane ze wydawaniem pieniędzy budżetowych są szeroko komentowane w prasie i telewizji.

Tymczasem w Polsce na proste pytanie: „Które z najważniejszych programów zbrojeniowych (związanych już z dostawami konkretnego sprzętu) są lub będą finansowane z Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych, a jakie z budżetu MON” nie można uzyskać odpowiedzi od ponad półtora miesiąca.

Jakie powinno być Ministerstwo Obrony Narodowej?

Bardzo ważnym zadaniem nowego ministra Obrony Narodowej będzie ustalenie roli, jaką ma on pełnić w Siłach Zbrojnych. W pierwszej kolejności trzeba przypomnieć, że ma on ustawowo sprawować cywilną kontrolę nad armią, a nie nią dowodzić. Politycy nie mają bowiem odpowiedniej wiedzy merytorycznej, by kierować działaniem poszczególnych rodzajów Sił Zbrojnych oraz decydować o sposobie ich szkolenia i wyposażania.

By realizować tą funkcję kontroli minister musi nauczyć się posiłkować samą armią. Nie trzeba bowiem budować w MON ogromnej ilości departamentów, jeżeli ich odpowiedniki znajdują się w strukturach Sztabu Generalnego WP. Tym bardziej, że ten Sztab Generalny podlega bezpośrednio właśnie pod ministra Obrony Narodowej.

Po co istnieje w MON Departament Innowacji, jeżeli to gestorzy w Rodzajach Sił Zbrojnych wiedzą, co wykorzystują i co im potrzeba by swoje działanie usprawnić? Dlaczego w MON jest Departament Cyberbezpieczeństwa jeżeli w wojsku jest specjalny Komponent Wojsk Obrony Cyberprzestrzeni? Po co istnieje Departament Strategii i Planowania Obronnego, jeżeli tym samym mogą zajmować się o wiele lepiej poinformowani specjaliści odpowiednich komórek Sztabu Generalnego WP?

Bardzo naiwne jest też sądzenie, że podlegające pod ministra Biuro Audytu Wewnętrznego będzie realizowało „niezależną obiektywną oraz systematyczną i dokonywaną w sposób uporządkowany ocenę funkcjonujących systemów i procesów w resorcie”. Chyba, że krytyka przełożonego w Polsce przestanie być jednoznaczna z próbą samobójczą (oczywiście biorąc pod uwagę karierę).

Jak na razie ministrowie Obrony Narodowej półoficjalnie próbują sobie cały czas bezpośrednio podporządkować wybrane komponenty Sił Zbrojnych RP. Tak zrobił minister Antoni Macierewicz podczas organizowania Wojsk Obrony Terytorialnej, które nie podlegały pod Szefa Sztabu Generalnego WP, ale właśnie pod niego. Sytuację tą próbuje również podtrzymać Prezydent Duda, który w projekcie ustawy o działaniach organów władzy państwowej na wypadek zewnętrznego zagrożenia bezpieczeństwa państwa zaproponował podporządkowanie bezpośrednio pod ministra Obrony Narodowej: Wojsk Specjalnych, Wojsk Medycznych i Wojsk Obrony Cyberprzestrzeni.

Z jednej strony proponuje się więc, by w czasie pokoju „Minister Obrony Narodowej kierował działalnością rodzajów Sił Zbrojnych przy pomocy Szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego”. Z drugiej zaś strony ustala się, że „Ministrowi Obrony Narodowej podlegają bezpośrednio: Szef Sztabu Generalnego, Dowódca Komponentu Wojsk Specjalnych, Dowódca Komponentu Wojsk Obrony Cyberprzestrzeni oraz Dowódca Komponentu Wojsk Medycznych”.

Nijak się to ma do zapowiedzi Pana Prezydenta Andrzeja Dudy, że system dowodzenia i kierowania „(…)trzeba oprzeć o zasadę jednolitości dowodzenia oraz maksymalne zbliżenie struktur i procedur czasu pokoju i czasu wojny”. Dobrym przykładem są Wojska Obrony Cyberprzestrzeni, które powinny zabezpieczać operacje wszystkich Rodzajów Sił Zbrojnych w czasie operacji wojskowych na takiej samej zasadzie, jak robią to np. Wojska Obrony Przeciwlotniczej czy Wojska Radiotechniczne. To głównodowodzący operacją powinien więc decydować, czym i jak ma zabezpieczyć swoje działania i w tym celu odpowiednio prowadzić szkolenie oraz ćwiczenia. W przypadku Wojsk Obrony Cyberprzestrzeni, a także Wojsk Specjalnych i Medycznych postanowiono zrobić inaczej.

Minister Obrony Narodowej nie powinien też ingerować w sprawy kadrowe. Powinien on tu działać według zasady: „Reagować na patologie, a nie być ich źródłem”. Trzeba za to zwiększyć wagę systemu opiniowania i oceny żołnierzy, który powinien być puntem wyjścia do dalszego awansu i kariery. Nie ważne jest bowiem „co robiłeś, ale co konkretnie zrobiłeś”. W wojsku patologią było stworzenie „zawodu Generał” – odpowiednika czegoś, czym w środowisku cywilnym był kiedyś „zawód Dyrektor”. A przecież nikt by nie chciał, by nawet bardzo dobry chirurg okulista stawał się nagle szefem Oddziału Ortopedii i kierował prowadzonymi tam operacjami. W wojsku taka sytuacja jest jednak na porządku dziennym i wszyscy się na to godzą.

Ilość negatywnych spraw, jakie cały czas pojawiają w Siłach Zbrojnych (jak chociażby ostatnie problemu Żandarmerii Wojskowej) są także sygnałem, że nieprawidłowo działa Inspektorat Kontroli Wojskowej. Nowy minister powinien się więc zainteresować, czy wystarczy reorganizacja, czy też konieczna będzie likwidacja instytucji, która w opinii wielu żołnierzy jest narzędziem do łamania oficerów/dowódców i jest nieformalnie określana jako NKWD.

Jakie powinno być Polskie Wojsko?

W całym tym zamieszaniu nowy Minister Obrony Narodowej jednego może być pewien. Nie ma żadnych szans, by wprowadzić w życie wszystkich zapowiedzi ministra Mariusza Błaszczaka dotyczących ilościowego rozwoju Polskiego Wojska, jakimi przez ostatnie dwa lata „karmił” on swoich wyborców. Jest to po prostu niemożliwe.

W przypadku sił zbrojnych w krajach cywilizowanych buduje się bowiem siły zbrojne nie takie, jakie są optymalne biorąc pod uwagę potrzeby, ale takie, na jakie to państwo po prostu stać. Idzie się więc na kompromis pomiędzy tym, co zapewnia optymalne bezpieczeństwo, a tym, na co można wygospodarować odpowiednie fundusze.

Wystarczy tylko trochę logiki, by zrozumieć w co Mariusz Błaszczak próbował „wkręcić” polskie Siły Zbrojne. Jeżeli więc kosztem zwiększonej dziury budżetowej udało się w tym roku wygospodarować dla MON w budżecie państwa około 100 mld zł (3% PKB) i to po wydaniu wszystkiego starczyło „tylko” na 150-tysięczną armię, to na funkcjonowanie dwukrotnie liczniejszego wojska potrzeba dwa razy więcej. Arytmetyka jest bezlitosna. Jeżeli obecnie płacisz pensje dla stu osób to, to płacąc pensje dla dwustu musisz mieć dwa razy tyle środków. Ale czy Polskę może być stać na przeznaczenie 6% PKB na obronność – jestem przekonany że nie.

Trzeba więc skończyć z mówieniem o trzystutysięcznej armii podobnie, jak z planami zakupów uzbrojenia, na które nie ma pieniędzy. Nowy minister będzie więc musiał dokonać analizy planów ministra Mariusza Błaszczaka, w pierwszej kolejności rezygnując z tworzenie propagandowych sztabów wirtualnych jednostek wojskowych. Bo o ile taki sztab można stworzyć bardzo szybko, to już odbudowanie/zbudowanie jednostki wojskowej z żołnierzami, sprzętem i pełną infrastrukturą jest o wiele bardziej czasochłonne i kosztowne.

Czas także skończyć z mówieniem o dążeniu do samowystarczalności we wszystkich dziedzinach obronności, bo takiej samowystarczalności w odniesieniu do Federacji Rosyjskiej po prostu nie można osiągnąć. I wojna w Ukrainie to dobitnie udowodniła. Jest to widoczne szczególnie w kosztownej budowie polskiego systemu obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej. Biorąc pod uwagę równie ważne potrzeby innych rodzajów wojsk, nie uda się bowiem kupić tylu baterii przeciwlotniczych, by tylko ich „ilością” ochronić całe terytorium państwa – szczególnie w odniesieniu do celów niskolecących (działających na wysokości 100 m).

Trzeba więc budować takie Siły Zbrojne, by przeciwnik przestał nawet myśleć o napaści, a jeżeli by już do niej doszło, to by zatrzymać go na właściwej rubieży i dać czas sojusznikom na nadesłanie pomocy. I to musi działać w dwie strony. Polskie Wojsko musi więc być również gotowe, by przyjść szybko z pomocą innym państwom. Te przygotowanie do działań sojuszniczych w samej armii już zresztą częściowo zrobiono, chociażby przez wdrożenie odpowiednich, kompatybilnych systemów łączności i wsparcia logistycznego.

Trzeba jednak pójść dalej i np. odpowiednio budować drogi, mosty oraz przygotować węzły kolejowe, by ułatwić załadowanie i wyładowanie ciężkiego sprzętu. Warto się również przygotować do stworzenia centrum logistycznego wsparcia dla Krajów Bałtyckich w północno-wschodniej Polsce – takiego samego, jaki przygotowano w Rzeszowie dla Ukrainy. Inwestycje na lotnisku w Olsztynie (np. wydłużenie pasa startowego) przydałoby się zresztą nie tylko wojsku, ale również całemu regionowi.

Równie ważna jest kompatybilność amunicji i systemów kierowania. Polskie systemu uzbrojenia muszą mieć bowiem możliwość korzystania z magazynów znajdujących się np. we Włoszech lub Wielkiej Brytanii. Jeżeli więc się coś kupuje dla Wojska Polskiego to jednym z wymagań powinien być dostęp do sojuszniczych zapasów amunicji.

Przed ministrem będzie więc na pewno zadanie przejrzenia i weryfikacji wszystkich umów podpisanych lub przygotowywanych przez ostatnie dwa lata przez resort obrony, z uwzględnieniem: rzeczywistych potrzeb, realnej, docelowej liczebności armii i środków finansowych możliwych do pozyskania z państwowego budżetu. Kupować bowiem można tylko to, na co ma się pieniądze w budżecie lub na co wydzieli dodatkowo środki Ministerstwo Finansów (biorąc również pod uwagę fundusze potrzebne na utrzymanie i wykorzystanie tego co się kupiło). Wymaga to ustalenia priorytetów modernizacyjnych i pilnowania, by nie było dysproporcji w rozwoju różnych dziedzin w Siłach Zbrojnych. Wtedy być może okaże się, że równie ważne jak czołgi, jest pozyskanie np. systemów walki elektronicznej i zbudowanie zintegrowanego systemu obrony powietrznej.

Jeżeli się racjonalnie oszacuje potrzeby polskich Sił Zbrojnych, być może okaże się, że nie potrzebujemy aż 1400 bojowych wozów piechoty Borsuk, ponad 1000 czołgów i tak masowych zakupów systemów rakietowych „ziemia-ziemia”. Wtedy być może okazało by się, że kupowanie nawet dwustu nowych rakiet NSM dla baterii nadbrzeżnych przy zmniejszanej Flocie Bałtyckiej nie jest priorytetem, a na każdej, polskiej fregacie „Miecznik” nie trzeba szesnastu rakiet przeciwokrętowych, ale osiem.

I nie chodzi tu wcale tylko o pieniądze. Równie ważne jest pozyskanie i utrzymanie ludzi, by zapewnić odpowiednią liczebność armii, odtworzyć system rezerw oraz podnieść poziom wiedzy wśród żołnierzy tak, by mogli obsłużyć nowe technologicznie systemy uzbrojenia. W tym celu trzeba jednak uczciwie ocenić zainteresowanie młodych ludzi naborem do wojska i służbą za obecnie oferowane im pensje. Problemy z naborem kandydatów do armii dotyczą wszystkich państw zachodnich i nie powinniśmy mieć złudzeń, że nie pojawią się one również w Polsce. Tymczasem u nas naiwnie się zakłada, że nagle znajdzie się sto tysięcy młodych ludzi więcej chętnych do włożeniu munduru.

Przy takich warunkach mówienie o samodzielności oraz największej armii w Europie bardziej przypomina baśnie braci Grimm niż realne plany godnego zaufania resortu obrony.

 

Źródło: defence24.pl

Więcej postów