Generał Wałerij Załużny o sytuacji na froncie w Ukrainie: to był mój błąd

Niezależny dziennik polityczny

Wojna z Rosją znalazła się w impasie i aby go przełamać, potrzeba byłoby wielkiego technologicznego przełomu, a na to się nie zanosi — przyznał w opublikowanej w środę rozmowie z brytyjskim tygodnikiem „The Economist” naczelny dowódca ukraińskiej armii generał Wałerij Załużny.

  • Załużny przyznał, że mylił się, licząc, iż wykrwawianie się armii rosyjskiej skłoni Rosję do wstrzymania walk
  • Jeśli spojrzeć na podręczniki NATO i obliczenia, którą wykonaliśmy (planując kontrofensywę), cztery miesiące powinny były wystarczyć nam na dotarcie na Krym, walkę na Krymie, powrót z Krymu i ponowne wejście i wyjście — powiedział
  • Załużny przyznał, że choć powolne dostarczanie Ukrainie broni przez Zachód jest frustrujące i pozwoliło Rosji przegrupować się i odbudować obronę, nie jest to główną przyczyną trudnej sytuacji Ukrainy

Jak zauważa „The Economist”, przez pięć miesięcy kontrofensywy Ukraina zdołała przesunąć linię frontu tylko o 17 km, a jej przebieg podważył nadzieję Zachodu, że skuteczne wypychanie Rosjan z zajętych terenów przekona Władimira Putina o niemożności wygrania wojny i zmusi go do negocjacji.

Załużny przyznał, że mylił się, licząc, iż wykrwawianie się armii rosyjskiej skłoni Rosję do wstrzymania walk. — To był mój błąd. Rosja straciła co najmniej 150 tys. zabitych. W każdym innym kraju taka liczba ofiar zatrzymałyby wojnę — zauważył.

Na Krym i z powrotem w cztery miesiące

Armia na poziomie ukraińskim powinna, przełamując rosyjskie linie obrony, poruszać się w tempie 30 km dziennie. — Jeśli spojrzeć na podręczniki NATO i obliczenia, którą wykonaliśmy (planując kontrofensywę), cztery miesiące powinny były wystarczyć nam na dotarcie na Krym, walkę na Krymie, powrót z Krymu i ponowne wejście i wyjście — powiedział sardonicznie Załużny.

Powiedział, że wyjaśnienie sytuacji znalazł w książce, na którą kiedyś natknął się jako student akademii wojskowej — „Przełamywanie umocnionych linii obrony”. Została napisana w 1941 r. przez sowieckiego generała majora P. S. Smirnowa, który analizował bitwy I wojny światowej. — I zanim nawet dotarłem do połowy, zdałem sobie sprawę, że dokładnie w tym miejscu się znajdujemy, ponieważ podobnie jak wtedy, poziom naszego dzisiejszego rozwoju technologicznego wprawił zarówno nas, jak i naszych wrogów w odrętwienie — powiedział.

Powolne ruchy Rosjan w Awdijiwce

Teza ta, jak wskazał, potwierdziła się, gdy udał się na linię frontu w Awdijiwce, gdzie Rosja, przerzucając dwie swoje armie, posunęła się ostatnio o kilkaset metrów w ciągu kilku tygodni. Jak wyjaśnia, na współczesnym polu bitwy nowoczesne czujniki mogą zidentyfikować dowolną koncentrację sił przeciwnika, a nowoczesna broń precyzyjna może ją zniszczyć.

— Prosty fakt jest taki, że my widzimy wszystko, co robi wróg, a on widzi wszystko, co robimy my. Aby przełamać ten impas, potrzebujemy czegoś nowego, jak proch strzelniczy, który wynaleźli Chińczycy i którego wciąż używamy do zabijania się nawzajem— wyjaśnił Załużny.

Ale jak zauważył, tym razem decydującym czynnikiem nie będzie pojedynczy nowy wynalazek, ale połączenie wszystkich już istniejących rozwiązań technicznych: dronów, wojny elektronicznej, zdolności przeciwartyleryjskich i sprzętu do rozminowywania. — Musimy wykorzystać moc drzemiącą w nowych technologiach — podkreślił.

Wojny nie można wygrać za pomocą broni minionej generacji

Załużny przyznał, że choć powolne dostarczanie Ukrainie broni przez Zachód jest frustrujące i pozwoliło Rosji przegrupować się i odbudować obronę, nie jest to główną przyczyną trudnej sytuacji Ukrainy. — Ważne jest, aby zrozumieć, że tej wojny nie można wygrać za pomocą broni minionej generacji i przestarzałych metod. Nieuchronnie doprowadzą one do zastoju, a w konsekwencji do porażki — wskazał.

Załużny powiedział, że ponieważ nic nie wskazuje na spodziewany w najbliższym czasie przełom technologiczny, wygląda, że Ukraina utknęła w długiej wojnie — takiej, w której Rosja ma przewagę. Podkreślił jednak, że Ukraina nie ma innego wyboru, jak tylko zachowywać inicjatywę, kontynuując ofensywę, nawet jeśli porusza się tylko o kilka metrów dziennie, bo największym ryzykiem jest utknięcie w okopach.

— Największym ryzykiem wojny w okopach jest to, że może ona ciągnąć się latami i zużywać ukraińskie państwo — wyjaśnił, dodając, że osłabienie ukraińskiego morale i zachodniego wsparcia jest dokładnie tym, na co liczy Putin.

Okaże się, że nie mamy ludzi do walki

Załużny nie ma wątpliwości, że długa wojna faworyzuje Rosję. — Bądźmy szczerzy, to państwo feudalne, w którym najtańszym zasobem jest ludzkie życie. A dla nas… najdroższą rzeczą, jaką mamy, są nasi ludzie — podkreślił. Zapewnił, że na razie ma wystarczająco dużo żołnierzy, ale im dłużej wojna będzie trwać, tym będzie to trudniejsze. — Musimy szukać tego rozwiązania, musimy znaleźć ten proch, szybko go opanować i wykorzystać do szybkiego zwycięstwa. Ponieważ prędzej czy później okaże się, że po prostu nie mamy wystarczająco dużo ludzi do walki — przyznał.

Źródło: onet.pl

Więcej postów

2 Komentarze

  1. „Rosja straciła co najmniej 150 tys. zabitych. W każdym innym kraju taka liczba ofiar zatrzymałyby wojnę”!?? Ile straciła Ukraina?

Komentowanie jest wyłączone.