W niedawnej walce wyborczej bezpieczeństwo było jednym z najważniejszych haseł. PiS wziął je na sztandar. Do tego doszła budowa „największej armii lądowej w Europie” i zakupy broni. Czy tu można zmienić kurs? Nie za bardzo. Powrotu do starych czasów już nie ma. Świat się zmienił.
- Rząd Mateusza Morawieckiego zaplanował gigantyczne, największe w historii wydatki na obronność w 2023 r. i jeszcze większe na rok kolejny, a umowy na zakup uzbrojenia podpisywał taśmowo… Zapowiadana budowa 300 tys. armii wymaga wiele uzbrojenia i sprzętu.
- Zwolennicy tego kursu mówili, że to przykłady, że PiS dba o bezpieczeństwo, przeciwnicy natomiast, że MON stara się budować armię marzeń i miraży, a nie armię na miarę możliwości i potrzeb.
- Wszystko wskazuje, że powyborczy krajobraz się zmieni i władzę przejmie nowy rząd złożony z dotychczasowych partii opozycyjnych. To rodzi pytania o politykę bezpieczeństwa nowej władzy, modernizacji sił zbrojnych i decyzji zakupów uzbrojenia. I dosyć jednoznaczne odpowiedzi.
PiS, który najpewniej wkrótce przejdzie do opozycji, już rozlicza partie demokratyczne z tego, czego jeszcze nie zrobiły. Minister Mariusz Błaszczak oskarżył Donalda Tuska o zamiar zwijania armii.
Powodem stała się wypowiedź Tomasz Siemoniaka, byłego szefa MON, jednego z kandydatów na szefa resortu obrony, który w radio RMF FM, powiedział, że nie ma potencjału demograficznego na utworzenia armii liczącej 300 tysięcy żołnierzy.
Według opozycji, armia powinna liczyć – 150 do 220 tys. żołnierzy. Dla ministra Błaszczaka to znak, że przyszły rząd będzie likwidował jednostki budowane przez PiS.
Czesław Mroczek, były wiceszef MON i jeden z możliwych kandydatów na przyszłego ministra obrony uważa, że o ponownym zwijaniu armii i obcinaniu funduszów na obronność opowiadają ci, którzy przez wiele ostatnich lat znacząco osłabiali potencjał naszych sił zbrojnych.
Najważniejsze pytanie dotyczy tego, jak nowy rząd odniesie się do planów budowy przez Polskę „największej armii lądowej w Europie” i podpisanych umów zbrojeniowych? Z wypowiedzi polityków opozycji wynika, że nowa władza poprze w dużej mierze wysokie wydatki na obronę, choć możliwe są zmiany w projektach długoterminowych.
Mimo głębokiej polaryzacji politycznej główne filary polskiej polityki obronnej cieszą się szerokim poparciem wszystkich sił politycznych. Społeczeństwo akceptuje też wzrost środków na obronę i zgadza się, że w polską armię trzeba inwestować.
Liczebność sił zbrojnych musi wzrosnąć z uwagi na nowy sprzęt
– Nadal będziemy realizować programy modernizacyjne armii. Utrzymamy wysoki wskaźnik nakładów na ten cel w ramach budżetu, dlatego że proces modernizacji technicznej, doposażenia wojska w nowoczesny sprzęt musi być dokończony według planów rozpoczętych wiele lat temu. Oczywiście te plany muszą być zmodyfikowane o doświadczenia wojny w Ukrainie i innych konfliktów – zapewnia w rozmowie z WNP.PL Czesław Mroczek.
Podkreśla, że liczebność sił zbrojnych musi wzrosnąć z uwagi na nowy sprzęt, który będzie trafiał w najbliższym czasie do wojska. Ktoś przecież musi go obsługiwać…
– Uporządkujemy chaos, jaki powstał w zakupach dla armii i wprowadzimy racjonalne, jasne kryteria w pozyskiwaniu sprzętu dla wojska. Zajmiemy się polskim przemysłem obronnym, gdyż większość zakupów, jakie realizował obecny rząd dokonywano z pominięciem polskiego przemysłu – deklaruje wiceszef KON.
Zapewnia też, że nowe MON wróci do dobrej zasady niezawierania kontraktów z partnerem zagranicznym, jeżeli ten nie zagwarantuje w nim udziału polskiego przemysłu zbrojeniowego.
– Przerwiemy bałagan wynikający z chaotycznych decyzji, takich jak na przykład likwidacja Krabów, co jest szkodnictwem gospodarczym i szkodą dla finansów publicznych. Uporządkujemy ten proces i dokończymy doposażanie sił zbrojnych w nowoczesny sprzęt – twierdzi.
Bezpieczeństwo jest obecnie, kiedy za naszą wschodnią granicą toczy się wojna, dla Polaków bezcenne. To zresztą niejedyny konflikt na świecie rodzący obawy…
Bez zaangażowania Europy grozi nam porażka w walce z nową osią zła
Jerzy Marek Nowakowski, były ambasadora RP na Łotwie i w Armenii, minister w Kancelarii Premiera Rady Ministrów ds. polityki wschodniej, obecnie Stowarzyszenie Euroatlantyckie, w rozmowie z WNP.PL podkreśla, że wojna w Ukrainie zmieniła architekturę bezpieczeństwa międzynarodowego. Nie ma już powrotu do starych czasów. Świat definiuje się na nowo.
– Przez lata żyliśmy w przekonaniu, że w istocie nic nam nie grozi. To się zmienia. Dziś krajobraz międzynarodowy pełen jest coraz to nowych ognisk konfliktów, które mogą eskalować – mówi były ambasador.
Jego zdaniem bezpieczeństwo Polski będzie kluczowym zadaniem dla każdego rządu w Polsce. Polska pozostaje na liście celów agresywnej polityki Rosji, mimo że wojna toczy się w Ukrainie. Dlatego nowy rząd musi przede wszystkim tak określić priorytety. Tym nowym, czego nie potrafił PiS, jest odzyskanie głosu i znaczenia na Starym Kontynencie. Dotyczy to również poprawy współpracy wojskowej.
– Nie miejmy złudzeń – przestrzega Jerzy Marek Nowakowski. – Bez zaangażowania Europy, bez europejskiej solidarności, dogadania się z Komisją Europejską grozi nam porażka w walce z nową osią zła.
Jakie zatem konkretne wyzwania stoją przed nowym rządem?
– Powinniśmy robić dwie rzeczy na raz. Zwiększać swoje siły zbrojne, rozbudować własne zdolności obronne i jednocześnie bardzo wyraźnie zadbać o wzmocnienie sojuszy i europejskich zdolności obronnych oraz poprawić relacje z Unią Europejską – uważa Jerzy Marek Nowakowski.
Dodaje, że opowieść o armii 300 tys. należy raczej włożyć miedzy bajki, chyba że wrócimy do powszechnego poboru, czego politycy wciąż się boją… Jeśli chodzi o zakup uzbrojenia, to powinniśmy postawić przede wszystkim na obronę powietrzną, własne zdolności satelitarne, nowoczesne systemy łączność oraz zarządzania polem walki.
– Chwilowo nie musimy obawiać się pełnoskalowego ataku rosyjskiego, bo Rosjanie znaczną część zdolności bojowych zaangażowali na Ukrainie. Mamy zatem przynajmniej kilka lat względnego spokoju – w tym sensie, że nie grozi nam pełnoskalowa wojna Rosji z Polską, czyli z NATO – podkreśla były ambasador.
Umacnianie współpracy z USA jest dla Polski kluczowe
Zastrzega jednak zaraz, że to nie znaczy, iż Rosjanie nie będą nas atakowali w inny sposób, choćby prowadząc wojnę hybrydową. Dlatego tak ważne, by te kilka najbliższych lat sensownie spożytkować. Przyznaje, że nie do końca jest przekonany, że rzeczywiście tak będzie… Uważa, że politycy zbyt często traktują interes państwa, jako piarową zabawę.
Odnosi się to również do obronności. Przykładem tworzenie armii do defilad, która jest potężna na papierze – siłą podpisanych ostatnio, a częściowo deklarowanych kontraktów, a w rzeczywistości posiada niewiele więcej nowoczesnego uzbrojenia, niż pokazała na sierpniowej defiladzie.
Dotyczy to również naszych europejskich sojuszników, którzy przez lata zmniejszali armię i zaniedbali jej modernizację. Nawet Francja, która ma obecnie najsilniejszą armię w Europie, ma mocno ograniczone możliwości bojowe, choćby ze względu na amunicję, której posiada niewiele. To zresztą bolączka wszystkich europejskim państw Sojuszu Północnoatlantyckiego. Po prostu ani Francja
– W świecie zachodnim armię z prawdziwego zdarzenia mają obecnie Amerykanie. Oni też są największą siłą NATO. Dlatego umacnianie współpracy z USA jest dla Polski kluczowe. Powinniśmy to wykorzystać, zwłaszcza, że po wybuchu wojny na Ukrainie staliśmy się dla Ameryki krajem istotnym ze względu na położenie strategiczne – podkreśla Nowakowski.
Musimy utrzymać zdolności do obrony własnego terytorium
Rodzi się zatem pytanie: Czy w takiej sytuacji możemy liczyć zawsze, w razie nagłej potrzeby na pomoc sojuszników? Zbroimy się tak, jakbyśmy zaraz mieli wyjść z NATO, a przecież podobny scenariusz jest dla nas wszystkich niewyobrażalny.
Art. 6 Traktatu Północnoatlantyckiego gwarantuje nam pomoc wojskową w przypadku ataku na nasze terytorium. Czy to znaczy, że mając za plecami sojuszników mamy się zbroić jakby zaraz miała wybuchnąć III wojna światowa?
Wszystkie siły polityczne w Polsce wskazują, że modernizacja polskiej armii stała się niezbędna. Jest zgoda co do tego, że powinna to być armia jak najsilniejsza i jak nowocześniej uzbrojona.
Nie tylko dlatego, że art. 3 Traktatu nakazuje państwom sojuszniczym wzmacnianie swoich sił obronnych, a nasze wojsko na pewno tego potrzebuje. Również dlatego, że w przypadku konfliktu jest możliwe, że przez jakiś czas będziemy zdani tylko na swoje siły.
W razie wybuchu konfliktu wojska sojuszników nie trafią do nas natychmiast. To kwestia niezbędnych przedsięwzięć organizacyjnych oraz zwyczajnej logistyki.
– Nie ma przecież czegoś takiego, jak wojska NATO. To konkretne wojska z konkretnych państw. Polska ma zobowiązania sojusznicze, ale musi również utrzymać zdolności dla obrony własnego terytorium. Wszystkie strategie obronne naszego kraju, jak i planowanie natowskie zakładają, że przez pewien czas będziemy prowadzić walkę samodzielnie – podkreśla w rozmowie z WNP.PL Czesław Mroczek.
Trzeba zbudować armię tak silną, by odstraszała ewentualnego agresora
Kiedy mowa o pomocy wojskowej w razie wojny, Polacy wciąż mają w głowie sytuację z 1939 r., kiedy to sojusznicy nie przyszli nam z pomocą. Na to wskazują badania „Ukraina i kto przyjdzie nam z pomocą”, przeprowadzone przez Instytut Badań Spraw Publicznych (IBSP,) w kilka miesięcy po wybuchu wojny w tym sąsiednim kraju.
Wynika z nich, że większość Polaków, gdyby doszło do zbrojnej agresji wobec Polski, swoje bezpieczeństwo uzależnia od NATO i Stanów Zjednoczonych. Unia Europejska nie cieszy się w tym względzie u nas przesadnym zaufaniem, a w sojuszniczą pomoc Francji i Niemiec nie bardzo wierzymy. Niemcy mają jeszcze słabszą armię niż krytykowani wyżej Francuzi.
Sumując: NATO będzie bronić każdej piędzi ziemi państwa każdego sojusznika, ale mimo to, musimy mieć czym się skutecznie bronić. Trzeba zbudować armię tak silną, by odstraszała ewentualnego agresora.
Nie ma chyba nikogo w Polsce, kto byłby przeciwny temu, by nasze państwo posiadało możliwie najsilniejszą z możliwych armii, naszpikowaną nowoczesnym uzbrojeniem. Ale byłoby źle, gdyby robiono to z zamiarem przekonania społeczeństwa, że będziemy mieli tak silną armię, że sami stawimy czoła każdej agresji. To nierealne.
Źródło: wnp.pl