Daniel Pers: Jarosław Kaczyński wściekł się na partię i osobiście poprowadził ją do przegranej

Niezależny dziennik polityczny

Skrajnie negatywna, ciągle personalnie skierowana na Donalda Tuska, wyzbyta jakiegokolwiek czucia społeczeństwa i jego oczekiwań. Tak wyglądała kampania Prawa i Sprawiedliwości, którą de facto kierowała jedna osoba: Jarosław Kaczyński. To przyczyniło się do przegranej — uważa Daniel Pers, analityk specjalizujący się w prognozach przedwyborczych, szef zespołu Pers Election.

  • Pers Election przygotowywał dla Onetu prognozy wyników wyborów. Powyborcza analiza pokazuje, że dokonał najlepszego pomiaru
  • — Kaczyński nie uprawiał świadomego marketingu politycznego, ale mówił, co ma w sercu, co mu w duszy gra. Jak dla mnie to jest nieco mrożące — mówi Pers
  • Analityk wymienia cztery poważne błędy w kampanii PiS, wskazuje jej pierwszy i ostatni krytyczny moment

Magdalena Gałczyńska, Onet: Czy mamy wciąż ufać sondażom? Bo te przedwyborcze w wielu przypadkach przestrzeliły i znacząco rozminęły się z rzeczywistością. Zresztą, to pytanie pojawia się po każdych wyborach, ale chyba nigdy z taką siłą, jak dziś.

Daniel Pers: Cóż, do głosowania 15 października mieliśmy 29 mln uprawnionych Polaków, tymczasem część pracowni mogła badać na podstawie dotychczasowych 30 mln. Jeśli tak było, to może być wskazówka tego, co zdarzyło się z sondażami. Być może dlatego był w nich taki rozdźwięk i szum. Najbardziej, mówiąc szczerze, wysypał się Kantar, choć w 2019 i 2020 r. wybitnie przewidział wyniki wyborów parlamentarnych i prezydenckich.

Teraz jednak sondaż Kantar z przedwyborczego czwartku zaniżył wynik tak PiS, jak KO i przeszacował Lewicę. Nic z tego się nie sprawdziło.

No tak. Kantar dawał 33,7 proc. dla PiS i ledwie 28,2 dla KO. Mnie ta wyraźna korekta spadkowa dla obu wydała się przesadzona, zwłaszcza w świetle potencjalnego wzrostu frekwencji, na co wiele wskazywało. W sumie najlepiej wypadły badania pracowni Pollster. To ta pracownia już zwróciła moją uwagę skutecznym szacowaniem wyników głównych partii podczas wyborów w 2019 r. i teraz także się sprawdziła. Z sondażami jest tak, że warto bazować na ich określonej puli i korygować o odchylenia w elektoratach — tak powstała prognoza i dzięki temu uzyskaliśmy najlepszy obraz sytuacji.

„W wyborczą niedzielę ktoś zaczął w sieci siać fejkowymi informacjami”

A co z tymi osławionymi prognozami wewnętrznymi, które na dużych, bo kilkutysięcznych próbach przygotowują sztaby poszczególnych partii? Mamy informacje, że ostatnia prognoza przygotowana dla PiS się sprawdziła, pokazując wygraną opozycji. A ta dla KO kompletnie rozminęła się z rzeczywistością, bo w tejże prognozie wychodziło im, że dostaną o 10 pkt proc. mniej niż PiS.

Cóż, można powiedzieć, że ta prognoza dla KO pokrywała się z tym, co człowiek premiera Norbert Maliszewski naobiecywał Jarosławowi Kaczyńskiemu, a co było bardzo odległe od rzeczywistości. Ale na poważnie. Trudno ocenić, w jaki sposób prognozowano wyniki w KO. Fakty są takie, że w dniu wyborów ktoś zaczął w sieci siać jakimiś fejkowymi informacjami, że jest 39 proc. dla PiS i 30 dla KO. Co się, oczywiście, nie potwierdziło.

Komu mamy wierzyć? Skoro sondaże zawiodły i zawiodła część prognoz, to co nam zostaje?

Prognozy akurat, nie te sztabowe, ale robione przez pracownie analityczne, raczej sobie poradziły…

Jak ta Pers Election, przygotowana tuż przed wyborami dla Onetu, która się niemal całkowicie sprawdziła?

No tak, ogółem prognozy dowiodły swojej skuteczności. Wracając do sondaży, ja bym ich jednak nie skreślał, mimo niektórych wpadek. A to dlatego, że te wybory były inne niż pozostałe. Po pierwsze i najważniejsze — co pokazała nasza ostatnia prognoza dla Onetu — nastąpił dynamiczny skok frekwencji. To była frekwencja oburzonych, ludziom się po prostu po tych ośmiu latach rządów PiS ulało. Po drugie, naprawdę długo nie mieliśmy żadnych wyborów, pracownie nie miały szansy korygowania próby. Po trzecie, zgodnie z naszymi zapowiedziami, na końcówce kampanii pojawił się przesyt duopolem wśród odbiorców, to podbudowało Trzecią Drogę na samej końcówce — im więcej dzieje się blisko ciszy wyborczej, tym trudniej dla sondaży.

„Trzeba oddać PiS-owi, co PiS-owskie. Teflon się tylko zarysował”

Teflon PiS zniknął? Bo do czasu tych wyborów rzeczywistość wyglądała tak, że PiS nie mogła zmóc żadna chyba afera, bez względu na to, jak oburzające były fakty ujawniane głównie, jeśli nie jedynie, przez niezależne media.

No nie, do końca ten teflon nie zniknął, może się nieco zarysował. Ale trzeba oddać PiS-owi, co PiS-owskie. Oni te wybory nominalnie wygrali, głosowało na nich 7,5 mln ludzi, formalnie to jest sukces. Ale, jak mówiłem, pojawiły się potężne rysy na ich wizerunku. Skoro partia grała tak ostro, na tak wielką mobilizację, to na ścianie wschodniej nastroje powinny płonąć. A nie płonęły, wschodnia ściana ich zawiodła.

O, zdecydowanie nie tylko. W ogóle wszystko w tej kampanii PiS stało się inaczej, niż oni by chcieli i inaczej, niż im doradzano. Rozsypka tej kampanii zaczęła się, gdy Tomasz Poręba został — że tak to ujmę — pożegnany z funkcją szefa sztabu, rzekomo dobrowolnie. I szefem kampanii został Joachim Brudziński, jeden z najbardziej zaufanych ludzi Kaczyńskiego. Tyle że funkcja Brudzińskiego była totalnie figurancka. Fakty były takie, że Kaczyński wściekł się na partię, zaczął szukać zdrajców i wziął Brudzińskiego tylko po to, żeby móc samemu sterować kampanią. Do tego dotarły do mnie informacje, jakoby sztabowi mieli doradzać ludzie z węgierskiej firmy, która pomogła Wiktorowi Orbanowi rozprawić się z opozycją. Ale na jednej liście, nie na trzech. Dlatego przekaz był tak mocny i tak destrukcyjny, tak nienawistny.

Polityka czy fobie? „Mrozi mnie to, że Kaczyński mógł mówić to, co ma w sercu”

To jeszcze była polityka, czy już rodzaj fobii?

Mam przykre wrażenie, że to drugie. Wydaje mi się, że Kaczyński nie uprawiał świadomego marketingu politycznego w kampanii, ale mówił, co ma w sercu, co mu w duszy gra. Jak dla mnie to jest nieco mrożące.

A w czym konkretnie, z punktu widzenia pana, jako analityka, PiS w tej kampanii zawalił?

To są cztery kwestie. Po pierwsze, kampania zaczęła się relatywnie późno ze strony PiS.

Jakim cudem?! Przecież mieliśmy nieustającą kampanię od chyba ośmiu lat.

Nie do końca. Fakty były takie, że Donald Tusk, od swojego powrotu do polskiej polityki, czyli od lipca 2021 r., jeździł po terenie i tyrał. A PiS stał — by nie powiedzieć spał — w miejscu, utulony władzą. Po drugie, Kaczyński nie zaufał swoim doradcom i nie słuchał ludzi. A ci zgłaszali mu, że nie mogą jechać w kampanii wyłącznie na negatywnych tonach i że dobrze byłoby, gdyby — wzorem innych kampanii — Kaczyński usunął się w cień. Kiedyś politycy PiS chcąc wpłynąć na prezesa PiS mieli na to sposoby, na przykład kontakt z Janiną Goss. Tym razem nie zadziałało, Kaczyński nie słuchał nikogo. To pokazuje, jak bardzo prezes PiS żył w swoim świecie i przekonaniu, że jego dziejową misją jest „zatrzymać pochód zdrajcy Tuska”. Kaczyński zafiksował się na punkcie lidera PO i całkowicie odrealnił.

A trzecia sprawa, którą PiS kampanijnie „położył”?

Klimat w partii i listy.

To znaczy?

PiS pierwszy raz nie szedł jako front. Tam w okręgach była walka na śmierć i życie kandydatów, każdy dbał naprawdę głównie o siebie i grał na siebie, nie na partię. Miejscami było naprawdę ostro. A listy były koszmarnie ułożone. Wręcz absurdalnie i całkowicie według wizji Kaczyńskiego, a nie skutecznej strategii wyborczej. Ale finalnie zniszczyło ich głównie jedno.

„PiS zniszczyła propaganda sukcesu”

Co zniszczyło PiS, według pana?

Uprawiana na niewiarygodną skalę propaganda sukcesu. Ona wręcz wylewała się z TVP, niemal każdemu z lodówki wyskakiwał przekaz, jak to cudownie jest za rządów PiS. A otoczenie społeczno-gospodarcze się drastycznie zmieniało. PiS nie chciał tego widzieć i ma efekty. Gdy sytuacja w kraju pogarsza się, ludzie oczekują od władzy szczerości i przewidywalności. Wszystko się zmieniło i na kanwie ideologicznej, i ekonomicznej.

Najpierw była sprawa aborcji w Trybunale Konstytucyjnym. Tu PiS-owi poparcie tąpnęło i tego już nie odbudowali. I do tego mieliśmy, przepraszam za słowo, rypnięcie gospodarki na skali mikro. PiS szedł do dotychczasowych wyborów, w 2015 i 2019 r. w otoczeniu hossy gospodarczej. A tu nagle, w 2023 r., ktoś wyjął kluczyk z magicznej szkatuły i okazało się, że gospodarka zaczyna PiS ciążyć. I to zdetonowało cały know-how kampanii PiS. Nie dało się ukryć tego, że poziom życia Polaków drastycznie spadł, nie udało się wykreować „bezpiecznej Polski” bo to poczucie partia na wielu płaszczyznach storpedowała.

Tak po prostu. Pokonała ich inflacja i ceny?

Na pewno także, bo musiało dojść do momentu, gdy wyborca PiS — poruszając się między sklepem a lekarzem, tracąc coraz to nowe pieniądze z portfela zderza się z przekazem TVP, że jest mu coraz lepiej. I wtedy może się silnie wkurzyć, czego efekty zobaczyliśmy w ostatnich wyborach. Konkretnych ludzi zaczęły interesować konkretne sprawy. Rachunki, czynsze, inflacja, lekarstwa, dostęp do wizyty u specjalistów, mieszkanie. Skutkiem tego była mała frekwencja u starszych wyborców. W tym punkcie doszło do sprzężenia zwrotnego.

Czyli?

Lokomotywa PiS z wagonikami ustawiła się na jednym torze i jechała do wyborów na dotychczasowych trickach, na propagandzie i przekazie anty-PO. I to wszystko jeszcze przyprawili tą skrajnie negatywną kampanią, która miała zniechęcić niezdecydowanych do wzięcia udziału w wyborach, żeby się tą polityką zbrzydzili. W tym samym czasie, na tym samym torze, w przeciwnym kierunku, czyli na kursie kolizyjnym pojechała Trzecia Droga. Ona miała absolutnie odwrotną strategię, przeciwko negatywnym tonom, przeciwko podziałom. Skupiała się na zagadnieniach kluczowych, które PiS kompletnie przeoczył. Na codziennym życiu.

I te dwa pociągi się zderzyły?

Właśnie. A że, cytując klasyk sprzed lat, „tory były złe”, to efektem strategii wyborczej PiS była salwa śmiechu wśród wyborców opozycji. Pętla jest prosta. PiS wygrał w 2015 r., bo „czuł” wyborcę, był blisko niego. W 2023 r. przegrał, bo się od tego wyborcy odkleił i próbował wmówić mu swoją wizję świata jako jedynie obowiązującą. Że zła Unia, że zdrajca Tusk, że sukces. Ludzie tego nie kupili, bo mają rosnące rachunki do zapłacenia i coraz mniej na kontach, coraz mniej stabilne otoczenie i większe obawy o przyszłość. Do tego zostali zamęczeni jadem i pychą.

Czyli wniosek jest optymistyczny. Szczucie nie popłaca?

Tak to wygląda w dzisiejszych realiach. Finałem był Marsz Miliona Serc i równoległa konwencja PiS. To pokazało, że partia władzy jedzie na skrajnie negatywnej, wyniszczającej energii. A w kontrze strona opozycyjna była znacznie bardziej pokorna, znacznie bardziej pozytywna. Opozycja po raz chyba pierwszy przekonała się do hasła „polskość”, które dotąd jakby pomijała. A do tego Donald Tusk i jego politycy przekonali się do hasła „rodzina”. Tego, że idą do wyborów dla matek, babć, córek, dzieci. Opozycja poszła do wyborów w trzech blokach, każdy skupił się na innym wyborcy. I mamy efekt.

Źródło: Onet

Więcej postów