PiS walczy o głosy. Na reklamy w internecie wydał miliony złotych

Niezależny dziennik polityczny

Rewolucja technologiczna dotyczy każdej sfery życia. Z kolei najbliższe wybory parlamentarne 15 października 2023 roku mają być kluczowe w perspektywie najbliższych dekad. PiS zrobił coś, czego nie zrobiła żadna partia od 2014…

Internet – za pomocą smartfona mamy go w kieszeni. Dostrzegł to Komitet Wyborczy Prawa i Sprawiedliwości, a reklamy – czy to poszczególnych kandydatów czy nawiązujące do referendum, które także odbędzie się 15 października – dosłownie zalały internet.

Choć kampania wyborcza oficjalnie ruszyła w sierpniu, to już na początku wakacji zauważalna była zwiększona aktywność polityków (różnych opcji) w internecie. Jednak im bliżej niedzielnego terminu, tym treści jest coraz więcej. Jeszcze we wrześniu komentatorzy zwracali uwagę, że „do tej pory żadna partia od 2014 nie przeprowadziła tak szerokiego i skomplikowanego procesu fragmentaryzacji polskiej sieci pod cele wyborcze” – czytamy na profilu Polityka w sieci.

Na reklamę poszły miliony

Działania z takim rozmachem wymagają oczywiście odpowiedniego zaplecza finansowego. Tego PiS-owi nie brakuje. Co więcej, w kampanię angażują się także Spółki Skarbu Państwa, a czołowi menadżerowie spółek kontrolowanych przez państwo chętnie sypią groszem na wsparcie partii.

Szokuje nie tylko skala reklamowania się przez PiS na najpopularniejszych serwisach społeczniościowych, ale też wydatki z tego tytułu. „Przez ostatnie trzy miesiące komitet wyborczy tej partii, sama partia oraz jej najważniejsi politycy, wydali na reklamy na Facebooku, Instagramie, YouTubie czy w Google ponad 6 mln zł” – podaje portal Wyborcza.biz.

To znacznie więcej niż konkurencja, bowiem KO wydała 2,8 mln zł, Lewica – 950 tys. zł, a Trzecia Droga – 690 tys. Jak zaznacza portal, nawet doliczając Konfederację (ok. 280 tys.) i Bezpartyjnych Samorządowców (380 tys. zł), to i tak wszystkie partie nie są w stanie dogonić w wydatkach partii rządzącej. Podkreślmy też, to tylko wydatki oficjalne. Nie uwzględniono tu „podprogowych” kampanii prowadzonych przez spółki skarbu państwa, czy też szereg funadcji powiązanych z władzą.

PiS uderza celnie, choć sam się pogubił

Zdecydowana większość wydatków PiS-u na reklamę w internecie trafia do Google i należącego do niego YouTube. Królują zazwyczaj 30-sekundowe filmiki, które są mocno stargetowane pod względem odbiorców. Na ten cel poszło aż 92 proc. budżetu „reklamowego”. W bazie reklam PiS można znaleźć już ponad 700 krótkich filmików (Wyborcza.biz pisała o 621). Większość odnosi się do tego, co partia miała rzekomo zrobić w danym powiecie.

W praktyce, każdy powiat ma swój osobny spot wyborczy. To dlatego np., oglądając filmy Wardęgi i Konopskyyego, które poruszyły ostatnio Polskę i mają już milony wyświetleń, z pewnościa kilkukrotnie w jego czasie mogliśmy zobaczyć reklamy PiS-u dotyczące regionu, w którym mieszkamy.

Nie jest łatwo połapać się w tym gąszczu, a i sam PiS zaliczył wpadkę. Według danych Googla, spot dotyczący Krakowa widzą od miesiąca mieszkańcy… Bydgoszczy. PiS „przepalił” tu ok. 10-15 tys. zł. Błędy się zdarzają, jednak większość reklam jednak trafia do wybranej grupy docelowej – określonej, lokalnej społeczności – pisze Wyborcza.biz.

O tym, ile i jakich reklam zamieściły partie polityczne w internecie, możemy dowiedzieć się z Centrum przejrzystości reklam.

Źródło: bankier.pl

Więcej postów