– Nie ma żadnego powodu, by państwo niemieckie nie odebrało swoich odpadów. Argumenty, dowody, dokumentacja – wszystko to jest po naszej stronie – mówi Jacek Ozdoba, wiceminister w Ministerstwie Klimatu i Środowiska
Polski system chroniący nasze środowisko przed odpadami staje się coraz bardziej szczelny. W maju weszła w życie ustawa wdrażająca u nas Dyrektywę SUP (zwaną również Dyrektywą Plastikową), która zniechęca do sięgania po jednorazowe opakowania i przedmioty z tworzyw sztucznych. Z kolei ustawę o systemie kaucyjnym Parlament przyjął 17 sierpnia, Prezydent Andrzej Duda ją podpisał, Komisja Europejska notyfikowała. System zacznie działać od 2025 roku. Jakie korzyści przyniesie on Polakom?
JACEK OZDOBA, WICEMINISTER, MINISTERSTWO KLIMATU I ŚRODOWISKA: – System stoi już na dwóch nogach. Na tym polega całościowe podejście do gospodarki odpadowej, którą mam przyjemność prowadzić w imieniu rządu. Z jednej strony jest to przeciwdziałanie powstawaniu nowych odpadów, czyli wyeliminowanie z przestrzeni tych plastików, które zalewały polskie lasy, które są trudne do recyklingu. Niezależnie od tego, jakie mamy poglądy w sprawie Unii, trzeba pamiętać o tym, że funkcjonujemy na wspólnym rynku europejskim, i gdyby Polska nie wprowadziła niektórych rozwiązań, przedsiębiorcy i tak musieliby to zrobić, jeżeli chcą sprzedawać swoje produkty innym krajom europejskim. Tak było również i w tym przypadku, zarówno jeżeli chodzi o SUP, jak i ustawę o systemie kaucyjnym, stąd większość rozwiązań ustawowych została przez rynek zaakceptowana. Jest to absolutnie opcja minimum, którą wypracowaliśmy w konsensusie z branżą, by nie szkodzić jej niektórymi rozwiązaniami. W wielu przypadkach jestem nastawiony sceptycznie do stanowisk Unii Europejskiej, jestem realistą, część rozwiązań UE budzą moje wątpliwości, jednak nawet wtedy, gdy dyrektywa SUP nie była jeszcze wdrożona, w restauracjach niektóre plastikowe produkty już się nie pojawiały. Biznes sam się przestawił. Wiedział, jakie są oczekiwania na wspólnym rynku. Kolejna odsłona to system depozytowo-kaucyjny. Cieszy się on dużą popularnością i wzbudza duże zainteresowanie. Teraz chodzi o to, by spopularyzować już istniejący system, funkcjonujący na przykład na rynku piwa czy oranżad. Powinien być on jak najbardziej powszechny i przyjazny. Jest to duże wyzwanie. Pogodzić wszystkie strony było naprawdę trudno. Regulacje dotyczyły przecież gigantycznego biznesu. Nie ugięliśmy się pod presją przejęcia rynku przez jakiekolwiek podmioty. Chodziło o to, by rozwiązanie było progospodarcze, i to udało się osiągnąć.
Jest to rozwiązanie, dzięki któremu śmieci w przestrzeni publicznej będzie po prostu coraz mniej…
- Jeżeli kupujemy napój w opakowaniu, do którego naliczana jest kaucja, te pieniądze są nam zwracane. Kaucja, która nie zostanie zwrócona, bo butelki np. nie zostaną oddane do punktu handlowego, zostanie przeznaczona na obsługę systemu, dzięki czemu koszty jego obsługi spadają. Jeżeli natomiast opakowanie nie znajduje się w systemie kaucyjnym, jego koszt wyprodukowania jest kosztem ponoszonym przez kupującego. Jednym słowem, kupuje, i wyrzuca część pieniędzy w błoto razem z opakowaniem wyrzuconym do kosza. Ja jednak wolę, żeby te pieniądze odzyskał. Wyrzucając do kosza np. butelkę po piwie, która nie jest w systemie kaucyjnym, klient wyrzuca kilkanaście groszy. Jeżeli jest kaucja, następuje zwrot tych pieniędzy.
Nie są to pieniądze zmarnowane…
- Oczywiście. Warto dodać, że opakowania są przerabiane, jak na przykład butelki PET. Jeżeli chodzi o opakowania szklane, podlegają one procedurze wielokrotnego używania. Zastanawialiśmy się, czy do systemy kaucyjnego nie włączyć małych opakowań szklanych, tzw. „małpek”, ale trzeba pamiętać o tym, że sklepy nie mogą stać się śmietnikami. Nie zaakceptowaliśmy tej propozycji, choć na początku prac nad systemem kaucyjnym ona się pojawiła.
Argumenty praktyczne przeważyły. Może w przyszłości coś pod tym względem się zmieni.
- No właśnie, zobaczymy też, jak ten system się przyjmie. Nie możemy aplikować rynkowi terapii szokowej. Gdyby system potrzebował więcej czasu, istnieją pewne rozwiązania, które możemy wprowadzić. Minister dysponuje takimi kompetencjami.
Jest jeszcze kilka działań resortu chroniących środowisko, które udało się panu wprowadzić. Jedno z bardziej spektakularnych to walka z przestępczością środowiskową. Co udało się zrobić, jak to wpłynie na ochronę środowiska?
- W ciągu dwóch kadencji przyjęliśmy kilka przełomowych ustaw. Mamy monitoring wizyjny, zabezpieczenie roszczeń, dlatego jest mniej pożarów na składowiskach odpadów. Mamy działania Straży Pożarnej dotyczące obowiązkowej dokumentacji systemów przeciwpożarowych. Daje to gwarancję, że odpady są lepiej składowane. Wprowadziliśmy nowe uprawnienia dla inspektorów ochrony środowiska. Dzisiaj inspektorzy nie muszą zawiadamiać podmiotów siedem dni wcześniej, że planują interwencję. Używamy dronów, fotopułapek, mamy nowoczesny sprzęt. Działy zwalczania przestępczości środowiskowej współpracują z policją, z prokuraturą, z Krajową Administracją Skarbową. KAS, dzięki naszej inicjatywie, rozszerzył System Elektronicznego Nadzoru Transportu (SENT) pod kątem transgranicznego przemieszczania odpadów. Zakazaliśmy importu śmieci. Transport odpadów nagłaśniany przez opozycję dotyczy surowców wykorzystywanych w produkcji prefabrykatów . Tusk manipuluje danymi pokazując, że importujemy śmieci, co jest oczywistą nieprawdą. Śmieci komunalnych nie można przywozić do Polski, a jeżeli przywozimy np. ołów, cynk, stopy metali, granulaty, musimy mieć to wszystko objęte systemem SENT. Robimy tak dlatego, że pod przykrywką legalnej działalności fałszowano dokumentację. Okazywało się, że przyjeżdżały do nas nie te odpady, których potrzebuje nasza gospodarka w formie surowców, tylko te, których nie chcemy. Następnym krokiem jest rozszerzenie systemu SENT o odpady niebezpieczne, które najczęściej są porzucane. Wiemy, że są to np. chemikalia. Żeby było ich mniej, albo by ich w ogóle nie było, rozszerzamy system SENT, geolokalizację, na katalog określonych śmieci.
System Elektronicznego Nadzoru Transportu (SENT) ma zostać rozszerzony o 11 rodzajów odpadów, takich jak farby, lakiery czy kleje. Opublikowano projekt rozporządzenia w tej sprawie. Jaki jest cel tego rozszerzenia?
- Przede wszystkim zwiększenie wykrywalności. Chodzi o to, by monitorować transport od punktu A do punktu B. Sama kontrola dokumentów nie rozwiązuje tego problemu. W przypadku zorganizowanych grup przestępczych często są one fałszowane. Geolokalizacja tak łatwa do sfałszowania już nie będzie. Inspekcja Ochrony Środowiska będzie widziała cała drogę niebezpiecznych odpadów. Jeżeli transport zboczy z trasy, będziemy w stanie to zweryfikować. Możemy na bieżąco walczyć z przestępcami. Zaostrzyliśmy Kodeks karny, by sądy nie nakładały na nich kar zbyt łagodnych. Mieliśmy do czynienia z takimi sytuacjami, kiedy inspekcja i prokuratura stanęły na wysokości zadania, a kary były tak niskie, że przestępcy i tak nadal zajmowali się swoim procederem. Wprowadziliśmy tzw. efekt mrożący – system SENT rozszerzony o strumień kolejnych odpadów plus kara bezwzględnego więzienia.
W zeszłym tygodniu był pan w Brukseli, uczestniczył pan w wysłuchaniu w Komisji Europejskiej w sprawie skargi Polski na Niemcy za nielegalnie przywiezione odpady. Polska domaga się od Niemiec zabrania 35 tys. ton odpadów, które trafiły do naszego kraju, a także poniesienia kosztów ich zagospodarowania. Polska czyniła wielokrotne próby ugodowego, pozasądowego rozwiązania tego problemu. Niestety, mimo szeregu wezwań, właściwe organy niemieckie ignorowały problem i uchylały się od odpowiedzialności.
- Regularne pisanie listów do niemieckich ministrów, lekceważenie, zwalanie wszystkiego na COVID… A sprawa jest bardzo prosta: prawo unijne jest w tym przypadku precyzyjne – kraj, który wysyła odpady, a także podmioty funkcjonujące w tym kraju, odpowiadają za nie. Niemieckie firmy przywiozły na nasze terytorium np. w 2014 roku do Tuplic 20 tys. ton odpadów i od tamtej pory mamy problem z wyegzekwowaniem, by on zniknęły. Brytyjczycy też przywieźli odpady, ale je sprzątnęli i zapłacili. Niemcy unikają odpowiedzialności. Zwróciliśmy się w tej sprawie do TSUE. Jednym z etapów postępowania jest wysłuchanie przed Komisją Europejską. Uczestniczyłem w tym wysłuchaniu, reprezentowałem polski rząd. Muszę przyznać, że byłem zaskoczony niskim poziomem argumentacji strony niemieckiej. Mówiąc wprost, nie ma żadnego powodu, by państwo niemieckie nie odebrało swoich odpadów. Argumenty, dowody, dokumentacja – wszystko to jest po naszej stronie. Odpowiadają za to Niemcy. Polski podatnik nie zapłaci ani złotówki za to, co w Polsce zrobiły firmy niemieckie.
Jaki był cel wysłuchania przed Komisją Europejską?
- Wystawienie przez KE opinii, czy kraj, który skarży, robi to zasadnie czy nie. Komisja zapewne wezwie do ugody, ale my twardo będziemy stać na stanowisku, że chcemy by Niemcy w pełni odpowiedzieli za to, co zrobili. Polska nie jest śmietniskiem Europy.
Jaki jest koszt utylizacji tych odpadów, w sprawie których trwa spór z Niemcami?
- Są to gigantyczne pieniądze, szacowane na wiele milionów złotych. Dlatego Niemcy kalkulują, że lepiej zlekceważyć ten problemem, przedłużają postępowania, bo co nam Polska może zrobić ….
Źródło: wgospodarce.pl