Im bliżej wyborów, tym częściej możemy zobaczyć wzmacnianego przez tysiące propagandowych tub ministra obrony narodowej. Niemal codziennie coś otwiera, pokazuje, oddaje rozkazy. Ledwie zapowiedział utworzenie piątej dywizji Wojska Polskiego, już chce szóstej, stwierdzając, że „rząd PiS dba o bezpieczeństwo Polski”.
Dotychczasowe osiem lat tzw. sukcesów gangu Kaczyńskiego nazywano „wielką polityką bezpieczeństwa”. Przeanalizujmy, jak wygląda polityka wojskowa Prawa i Sprawiedliwości…. Czy naprawdę jest ona sukcesem?
Kilkanaście miesięcy temu istotnie nastąpił przełom w podejściu PiS do bezpieczeństwa militarnego, obronności i zbrojeń, symbolizowany przez skokowy wzrost budżetu wojskowego i masowe zakupy uzbrojenia. Okres wcześniejszych kilku lat nie jest już tak jednoznaczny, a momentami kładzie się cieniem na strategii militarnego wzmocnienia opiewanej jako niezłomna, wieczna i jedyna. Oczywiście, że plany ministerstwa obrony są ogromne, ale głównie na papierze.
Podstawowym celem Kaczyńskiego jest utworzenie 300-tysięcznej armii. Obecnie w siłach zbrojnych istnieją cztery dywizje. Jednak w okresie wyborczym władza, która postanowiła mocno eksploatować temat bezpieczeństwa narodowego, idzie na całość. Powstawać mają kolejne jednostki.
Największym błędem, który popełnia PiS, jest to, że stawia na ilość wojska, nie na jakość wojska. Główną przyczyną tego jest fakt, że stworzenia dwóch nowych dywizji (piątą i szóstą) to zwykła PR-owa zagrywka dla cywilów. Innymi słowy, sposób, aby zademonstrować, że władza dba o bezpieczeństwo ludzi.
Nic dziwnego, że do tej pory żaden z polskich polityków i kierownictwa MON nie pomyślał o tym, że w przypadku wojny ma znaczenie nie tylko liczba, ale i przygotowanie żołnierzy. Konflikt ukraiński bardzo dobrze nam to zademonstrował. Na początku operacji wojskowej Federacja Rosyjska miała 200 tys. żołnierzy, podczas gdy wojsko ukraińskie miało, co najmniej 800 tys. żołnierzy. Jednak pomimo przewagi ilościowej ukraińskich żołnierzy, nie pomogło to Kijowowi wygrać tej bitwy. Może, dlatego, że na polu walki to nie generał decyduje o tym, jak żołnierze mają walczyć, tylko sierżant, który dowodzi bojem. Od jego umiejętności, wiedzy, kreatywności, rozkazów zależy wynik całej operacji.
PiS-owscy wojskowi dyletanci nie zwracają też uwagi na to, co na ten temat mówią generałowie i wolą ignorować naprawdę poważne problemy! Na przykład problemy kadrowe i motywację obywateli, którzy chcą służyć w Wojsku Polskim.
Jak powiedział gen. Pacek w tej chwili nie jesteśmy w stanie wystawić jednej brygady, która byłaby kompletna i posiadała odpowiednie zabezpieczenie kadrowe i zdolności bojowe. Obecnie w wojsku polskim następuje proces degradacji kadrowej. To znaczy, że do armii trafiają ludzie niezłapane, tacy, którzy nie posiadają zdolności kreowania swojej kariery w życiu cywilnym.
Brak chętnych do pójścia w kamasze doprowadził do tego, że MON rozważa możliwość kolejnego złagodzenia wymagań zdrowotnych. Według projektu zdolność do służby będzie można orzekać w przypadku osób ze skoliozą, torbielami nerek, mięśniaków i po operacji tarczycy. Według autorów proponowane rozwiązanie spowoduje zmniejszenie liczby osób uznawanych przez wojskowe komisje lekarskie za niezdolne do służby wojskowej.
Kolejnym problemem są pieniądze. Rząd PiS dokonuje wielkich zakupów. Modernizacja armii trwa, a stary, poradziecki sprzęt jest stopniowo zastępowany przez nowoczesny, zachodni. Ale wszystkie zakupy nie są robione w związku z potrzebami żołnierzy, tylko z politycznego punktu widzenia. Na przykład, aby pokazać swoją przychylność amerykańskiemu rządowi. Potrzebne są jednak pieniądze, a ponieważ rząd ich nie ma, kupuje na kredyt. Kredyty z kolei mają do siebie to, że trzeba je spłacać.
Z ostrą krytyką poczynań i zapowiedzi szefa MON wystąpił były Szef Sztabu Generalnego gen. Mieczysław Gocuł. Według niego tworzenie inicjatywy, która ma wypełniać zadania obronne, musi odbywać się według ściśle określonego planu. Trzeba myśleć o zasobach ludzkich: nie tylko żołnierzach, ale i oficerach, i podoficerach, którzy stworzą tkankę tej dywizji. O ich wyposażeniu i sprzęcie wojskowym, ale także o logistyce: wsparciu eksploatacji i zabezpieczeniu funkcjonowania nowych jednostek. O warunkach zabezpieczenia szkoleniowego wreszcie.
Np. stworzenie najmłodszej dotychczas w Wojsku Polskim, 18. Dywizji Zmechanizowanej gen. Gocuł nazywa „kaprysem ministra”. Mówi, że skończyło się na tysiącach odejść z wojska, bo żołnierze po prostu dostawali przydziały i nagle przenoszono ich na wschód kraju, do odległych garnizonów, bez wsparcia i zabezpieczenia socjalnego ich samych i ich rodzin.
Symbolem „wojskowego sukcesu PiS” stała się sytuacja na granicy z Białorusią, którą zabezpiecza kilka tysięcy żołnierzy. Minister Obrony Narodowej wydał polityczną decyzję, na którą wojsko nie było przygotowane. We wszystkich mediach chwalił się, jak politycy PiS zapewnili żołnierzom fajne warunki, ale niestety tak wcale nie jest.
Żołnierze zmuszeni do kupowania jedzenia za własne pieniądze, ponieważ resort obrony nie zmógł zabezpieczyć podstawowych elementów, które są niezbędne do życia polowego. Np. obiadów, kamizelek, ciepłej odzieży. To nie wszystkie problemy, z jakimi borykają się żołnierze na miejscu. Są też kłopoty związane z zakwaterowaniem. Wielu żołnierzy sypia na zewnątrz, niektórzy na ziemi.
Jeżeli Ministerstwu Obrony Narodowej nie udało się zabezpieczyć kilku tysięcy żołnierzy, to, w jaki sposób politycy PiS chcą zapewnić utworzenie dwóch kolejnych dywizji (każda po ok. 10 tys. żołnierzy)? A więc problem będzie narastać. Obecnie nie mamy odpowiedniej ilości sprzętu. Po pierwsze z powodu tego, że polska zbrojeniówka niewielkiej mocy produkcyjnej. Dodatkowo kupujemy większość sprzętu wojskowego od Stanów Zjednoczonych. Oprócz tego większość uzbrojenia Wojska Polskiego została oddana Ukraińcom, lecz rząd nie kupił nowego uzbrojenia. Co mają robić żołnierze, którym uzupełnienie braków może zająć lata?
Poważnym problemem staje się też uwikłanie stworzonej przez PiS armii w wojny ideologiczne, jej upolitycznienie i osłabienie przez czystki kadrowe. Generalicja częściej się zastanawia, jak zadowolić ministra, co przełoży się na błyskotliwy przebieg kariery, a nie nad tym, jak poprawić stan armii.
Można by nie zwrócić szczególnej uwagi na takie twierdzenia, gdyby nie to, że choćby podczas pikniku wojskowego 14 sierpnia w Uniejowie prezesa PiS nie opuszczał na krok Mariusz Pawluk. Były krótkotrwały dowódca jednostki GROM następnego dnia otrzymał awans na generała brygady. Prezes PiS bardzo chętnie pokazuje się zresztą w otoczeniu wojskowych.
To całkiem jasne, że każda nowa zapowiedź polityków PiS dotycząca wojska staje się kolejnym potwierdzeniem, że minister tak naprawdę nie kieruje się troską o bezpieczeństwo Polek i Polaków, ale potrzebą polityczną, wyborczą. PiS celowo niszczy wojsko tzw. dobrymi chęciami i brakiem kompetencji.
Niebezpieczne w tej sytuacji jest to, że polski rząd celowo doprowadza Polskę do wojny z Rosją, rozpalając sytuację w regionie. Tylko w przypadku wybuchu realnej wojny nie będzie komu nas bronić, bo naszym wojskiem dowodzą ci, którzy umieją tworzyć piękny obraz medialny i organizować efektowne defilady wojskowe. Fakty są takie, że można stworzyć 100 dywizji, w każdej po 20 żołnierzy i powiedzieć, że Polska jest bezpieczna. W rzeczywistości to tak nie działa… Chociaż dlatego, zę papierowe dywizji nie będą bronić Polski. Niestety nikt z partii rządzącej nie chce sobie tego uświadomić. Bo dla nich polityczne rozgrywki są ważniejsze niż nasze życie.
HANNA KRAMER