W dobie kryzysu energetycznego odnawialne źródła energii to już nie tylko kwestia ochrony klimatu, ale też bezpieczeństwa i walki z inflacją. Tymczasem w sejmowej zamrażarce utknął projekt uwalniający inwestycje w energię wiatrową. Rządzący mówią, że teraz „nie ma na to klimatu” i zajmują się głównie cenami prądu. To paradoks, bo właśnie wiatraki pozwolą w dłuższej perspektywie uzyskać tańszą energię.
O tym, że PiS może naprawić własny błąd i zmienić tzw. ustawę 10H, mówi się od lat. W tym roku wreszcie nabrało to realnych kształtów, gdy rząd przyjął i skierował do Sejmu projekt zmieniający zasady stawiania elektrowni wiatrowych. Zmienione miało zostać prawo z początku rządów PiS, które zablokowało możliwość stawiania wiatraków na ponad 99 proc. powierzchni Polski.
Powiew optymizmu pojawił się wtedy nie tylko w branży (czekającej na inwestycje) czy wśród ekologów (bo odnawialne źródła energii zmniejszają emisje CO2). Miała to być dobra wiadomość dla przemysłu, biznesu i zwykłych konsumentów, bo wiatraki pozwalają uzyskać tanią energię.
No właśnie – miała być dobra wiadomość. Projekt ustawy trafił do Sejmu około dwóch miesiący temu i od tego czasu nic się nie wydarzyło. Ustawa jest w sejmowej „zamrażarce” i – jak donosi w poniedziałek „Rzeczpospolita” nie widać perspektyw, by marszałkini Elżbieta Witek miała ja wyciągnąć. Bez tego prace nad projektem nie ruszą.
„Rząd ulega szantażowi Solidarnej Polski”
„Rzeczpospolita” podaje, powołując się na źródła w rządzie, że przez najbliższe tygodnie i miesiące nic się w sprawie wiatraków nie zmieni. Jednym z problemów ma być to, że ustawy nie chce Solidarna Polska, a także niektórzy politycy PiS są jej nieprzychylni.
Cytowana anonimowo osoba z rządu mówi też, że sprawa nie jest priorytetem, bo „wszyscy staramy się zapewnić, aby prądu, węgla, opału starczyło na tę zimę” i „nie ma klimatu na taką ustawę”.
To – mówią eksperci – paradoks, bo uwolnienie inwestycji w energię wiatrową jest właśnie sposobem walki z kryzysem energetycznym. Oczywiście już nie w tym roku, ale wiele wskazuje, że problemy z drogim prądem zostaną z nami na dłużej.
– Używanie obecnego kryzysu jako powodu, dla którego Sejm wciąż nie zajął się ustawą liberalizującą zasadę 10H, to oczywiście jedynie wymówka. Rząd ulega szantażowi Solidarnej Polski i blokuje zmianę, która mogłaby nawet w kilka miesięcy poprawić nasze bezpieczeństwo energetyczne i zmniejszyć ceny energii – ocenia Paweł Wiejski z Instytutu Zielonej Gospodarki.
Marek Józefiak, rzecznik prasowy Greenpeace ocenia w rozmowie z nami, że sprawa ustawy wiatrakowej „pokazuje, jak ekipa rządząca nie jest w stanie strategicznie myśleć”. – Ta reforma była zapowiadana od lat, mieliśmy kilkakrotne podejścia do niej i wciąż brak efektów. Rząd PiS w energetyce jest jak jeździec bez głowy. Nie ma tam nikogo, kto połączyłby te kwestie i myślał strategicznie. Widać, że interes społeczny jest zrzucany na dalszy plan, a liczą się partyjne gierki – mówi.
Badania opinii pokazują, że Polacy w zdecydowanej większości popierają rozwój odnawialnych źródeł energii. Inwestycji w energię wiatrową chce też biznes, by zmniejszyć koszty elektryczności.
Energetyka w kryzysie
Według Wiejskiego zasada 10H powinna była być zliberalizowana w dzień po rosyjskiej napaści na Ukrainę, co odblokowałoby inwestycje zamrożone nowelizacją z 2016 roku. – To zresztą postulowaliśmy jako Instytut Zielonej Gospodarki – dodaje.
Z kolei Józefiak przypomina, że w 2019 Greenpeace domagał się uwolnienia energii wiatrowej i zwracał uwagę, jak groźne jest uzależnienie od importowanych paliw. – Od kiedy to prawo weszło w życie, w Polsce powstało 10 razy mniej wiatraków niż w Niemczech. Możemy tylko zastanawiać się, o ile tańsza byłaby dziś energia, gdyby tak się nie stało – mówi.
Politycy PiS mówią, że wiatraki nie są doraźnym rozwiązaniem na problemy z energią. To prawda – ale te nie skończą się wraz z końcem roku. – Jeżeli ustawa zostałaby uchwalona dziś, raczej nie wpłynęłaby na sytuację tej zimy, ale pozwoliłaby zacząć procesy inwestycyjne dla nowych instalacji, które mogłyby zacząć dostarczać tanią i zieloną energię w kolejnych latach – mówi Paweł Wiejski.
Jak najszybsze przyjęcie nowej ustawy i odblokowanie wiatraków jest kluczowe ze względu na to, co czeka nas w energetyce w kolejnych latach. Od 2025 roku skończy się wsparcie dla węgla ze środków publicznych. Według Forum Energii może wtedy nastąpić kulminacja wycofywania z użycia bloków węglowych. Elektrownie wiatrowe mogłoby je zastępować, ale to ostatni moment – o ile już nie jest za późno – by zacząć inwestycje, żeby zaczęły działać za około trzy lata. W przeciwnym wypadku czeka nas ciąg dalszy zarządzania energetyką w trybie kryzysowym.
Politycy Zjednoczonej Prawicy mówią, że dla projektu nie ma w tej chwili większości w koalicji rządzącej. Jednak można spodziewać się, że jakąś formę odblokowania wiatraków poparłaby opozycja. Ta przygotowała zresztą swój własny projekt, który wniósł Senat – i podobnie jak rządowy, utknął on w zamrażarce.
gazeta.pl