Przez ostatnie dwa miesiące wskaźnik wzrostu cen utrzymywał się na poziomie 15,6 proc. Dla tych, którzy wypatrują jaskółek zapowiadających koniec drożyzny, miał to być dobry sygnał, wszak inflacja przestała rosnąć. Nadzieje te są jednak dość płonne.
Po pierwsze, prezes NBP Adam Glapiński od wielu miesięcy obiecuje, że szczyt inflacji jest tuż-tuż i zaraz będzie można obniżać stopy procentowe. Nic takiego się nie wydarza.
Po drugie, analitycy, przygotowując prognozy na lipiec, mieli nadzieję na lekki spadek inflacji, ale GUS ostatecznie ogłosił jej stabilizację.
Po trzecie, podobne nadzieje na spadek inflacji tliły się i tym razem. Średnia prognoz analityków mówiła o 15,4 proc., a niektórzy, jak na przykład zespół z Pekao SA, spodziewali się wyniku 15,3 proc.
Inflacja – rekord goni rekord
Ze wstępnego szacunku GUS wynika, że niespodzianki jeśli są, to raczej na gorsze, czyli inflacja okazuje się wyższa, niż się spodziewamy. Wynik na poziomie 16,1 proc. to jednak dużo więcej niż minimalna pomyłka.
Wygląda na to, że natura procesów inflacyjnych jest dziś dużo bardziej niebezpieczna, niż nam się wydawało.
Ekonomiści przyjmowali optymistyczne założenia, gdyż uważali, że spadek cen paliw, który widać gołym okiem na stacjach, będzie mieć wymierny wpływ na całą inflację. Paliwa w ciągu miesiąca staniały o 8,3 proc., jednak w ujęciu rocznym wzrost wyniósł 23,3 proc.
Dlaczego inflacja nie spadła?
„W kierunku wysokiej inflacji działają wciąż rosnące ceny opału” – podkreślają analitycy Banku Millennium. Ich koledzy z mBanku uważają, że ceny żywności dokładają swoje trzy grosze, o czym świadczy ostatni wzrost cen w Niemczech. Szczegółowych danych o cenach z Polski nie ma, ale wstępne dane GUS pokazują wzrost o 1,6 proc. w porównaniu z lipcem (pewnie jakiś udział ma tu wzrost cen cukru) i o 17,4 proc. w porównaniu z sierpniem zeszłego roku.
Ale energia i żywność to tylko część koszyka inflacyjnego. NBP nawet liczy wskaźnik oczyszczony z wpływu cen towarów, które są podatne na szoki zewnętrzne. Mówiąc wprost – inflacja bazowa pokazuje inflację oczyszczoną z takich nietypowych zjawisk i z zasady ma prezentować, jak ceny zmieniają się w zależności od popytu.
W lipcu inflacja bazowa wyniosła 9,3 proc., a na sierpień analitycy przewidują zbliżenie się do 10 proc.
Rząd i NBP uspokajają, ale kto jest spokojny?
Zagrożenie inflacją było od co najmniej roku marginalizowane zarówno przez bank centralny, jak i rząd. Prezes NBP Adam Glapiński regularnie zapowiada szczyt inflacji: w grudniu 2021, wiosną, w lipcu, może w sierpniu. Cały czas też podaje perspektywę, w której będą możliwe obniżki stóp procentowych. W ostatnim wywiadzie dla Business Insidera zapewnił, że będzie to możliwe pod koniec przyszłego roku.
Rząd natomiast dość optymistycznie przedstawia perspektywy inflacji – w przyjętym we wtorek projekcie budżetu zapisał ją na poziomie 9,8 proc. Eksperci uważają jednak, że to huraoptymizm, zwłaszcza że rząd prawdopodobnie założył w tym dokumencie, że tarcza antyinflacyjna będzie obowiązywać tylko do końca roku.
Podobną prognozę inflacyjną dla Polski przedstawiła ostatnio Komisja Europejska – w międzynarodowym porównaniu to Polska ma być liderem inflacji w przyszłym roku.
Co dalej z inflacją?
Wszyscy czekają, aż inflacja osiągnie swój szczyt. Ekonomiści są zdania, że powinno to nastąpić w najbliższym czasie, bo gospodarka hamuje i będzie się to przekładać na koszty i ceny. Po tym inflacja ma lekko spadać. – Spadek poniżej 15 proc. w tym roku staje się teraz mało prawdopodobny – zastrzega jednak Piotr Bielski, ekonomista Santandera.
Ta ulga, niestety, będzie tylko przejściowa. Chwila prawdy nastąpi bowiem na początku przyszłego roku. Wówczas regulatorzy podadzą nowe taryfy za prąd, ciepło, gaz. Do tego okaże się, czy rząd przedłuży obowiązywanie tarczy antyinflacyjnej. Na razie dokumenty i zapowiedzi zakładają, że powrócą normalne stawki podatków, a to będzie oznaczać wyraźny wzrost inflacji. Na takim scenariuszu budował swoją alarmistyczną prognozę Narodowy Bank Polski – inflacja w pierwszym kwartale mogłaby sięgnąć 25 proc.
Tyle że zdaniem większości obserwatorów i analityków rząd nie zdecyduje się na taki krok w roku wyborczym. Mimo to inflacja w przyszłym roku może być nadal dwucyfrowa, także w ujęciu średniorocznym.
Piotr Kalisz, ekonomista Citi Handlowego, jest większym pesymistą niż rynek i widzi to następująco: w październiku inflacja osiąga pułap 17 proc., kolejny szczyt jest w pierwszych miesiącach 2023 roku, prawdopodobnie nieco ponad 20 proc.
Stopy procentowe – będzie kolejna podwyżka?
Najważniejsze pytanie, jakie teraz sobie zadajemy, brzmi: jak będzie dalej działał Narodowy Bank Polski, którego konstytucyjnym zadaniem jest dbanie o utrzymanie wartości pieniądza?
Podstawowa stopa procentowa wynosi dziś 6,5 proc. Ale nawet po wielu podwyżkach realnie stopy procentowe są ujemne. Prezes Glapiński zaś zarzeka się, że Rada Polityki Pieniężnej zbyt wielkiego pola do działania już nie ma. Analitycy obstawiali wręcz, że cykl podwyżek się zakończył.
We wspomnianym wyżej wywiadzie dla Business Insidera Glapiński rysował scenariusz, według którego RPP może podnieść stopy procentowe jeszcze raz albo dwa razy o 25 pkt bazowych. Ale nie wykluczał też braku podwyżki stóp, gdyby inflacja w wakacje zatrzymała się i następnie zaczęła spadać. Na razie jednak ta opcja chyba jest wykluczona.
Ekonomiści spodziewają się teraz podwyżki nawet o 50 pkt bazowych w przyszłym tygodniu.
Tyle, że nawet jastrzębie zaczynają mieć poczucie, że więcej w sprawie inflacji stopami nie da się wiele więcej zrobić. – Nie możemy spowodować katastrofy u kredytobiorców i instytucji. Należy rozważyć pomysł antyinflacyjnych obligacji emitowanych przez NBP. Myślę, że do tego pomysłu należy wrócić i mam nadzieję, że wrócimy na najbliższym posiedzeniu RPP” – powiedział w TVN24 Ludwik Kotecki z Rady.
– Jeśli projekcje makroekonomiczne, czyli silne spowolnienie w polskiej gospodarce rzeczywiście będą się realizowały, to wydaje się, że stopy procentowe już bardzo nie mogą wzrosnąć – dodał.
Wisienka na torcie – jest pozytywne zaskoczenie
W środowych danych GUS jest jednak element, z którego należy się cieszyć.
Urząd statystyczny podał szczegóły wzrostu PKB, o którym wstępnie informował dwa tygodnie temu. Okazuje się, że po przeliczeniu z uwzględnieniem większej ilości danych nasz wzrost gospodarczy jest wyższy. W drugim kwartale wyniósł 5,5 proc. (wcześniej: 5,3 proc.), gdy porównujemy z drugim kwartałem 2021 r.
Zestawienie kwartał do kwartału pokazuje spadek, ale o 2,1 proc. (wcześniej: 2,3 proc.).
PKB w II kwartale jednak nieco wyżej (5,5% r/r) niż w szybkim szacunku podał GUS. Wystarczy spojrzeć na kontrybucje, żeby znaleźć przyczyny zjazdu rocznej dynamiki – to mniejszy wkład zapasów. pic.twitter.com/QnshCHD6UZ
— mBank Research (@mbank_research) August 31, 2022
Pozytywnym zaskoczeniem jest też wzrost inwestycji, który wyniósł 7,1 proc. – Można zakładać, że to w głównej mierze efekt większej dynamiki inwestycji dużych i średnich firm prywatnych, a także zwiększonej aktywności inwestycyjnej samorządów – komentuje Grzegorz Maliszewski z Banku Millennium.
wyborcza.biz