Gdy 91-letnia Janina Kołkiewicz nie dawała oznak życia, lekarka stwierdziła zgon. Ciało trafiło do kostnicy. Grabarz po kilku godzinach otworzył worek. Okazało się, że kobieta żyje. To tzw. syndrom Łazarza.
Jak podaje Medonet, pani Janina z Ostrowa Lubelskiego koło Lublina w 2014 r. miała 91 lat. Cierpiała na miażdżycę. Można też było u niej podejrzewać np. demencję starczą.
6 listopada 2014 r. rano Tadeusz Kołkiewicz udał się do pokoju swojej cioci, by sprawdzić, jak się miewa. Pani Janina wyglądała jakby nie żyła.
Rodzina wezwała na miejsce lekarkę Wiesławę C., która pracowała w zawodzie od 28 lat. U 91-latki nie było tętna, źrenice nie reagowały na światło, zaczynało się już również stężenie pośmiertne. Lekarka stwierdziła zgon. Jako przyczynę śmierci stwierdzono zespół sercowo-płucny. Ciało pani Janiny zostało zabrane do kostnicy – czytamy na portalu.
Syndrom Łazarza. Doszło do medycznego cudu
Tutaj doszło do medycznego cudu. Kilkanaście godzin od zgonu grabarz otworzył worek ze zwłokami. 91-latka poruszała oczami i ręką. Wezwana na miejsce lekarka zbadała panią Janinę i orzekła, że żyje. Nie było potrzeby, by zabierać ją do szpitala. Następnego dnia normalnie zjadła śniadanie w domu. Pytana, czy pamięta, gdzie była, stwierdziła: „Nigdzie nie byłam”.
Pani Janina nie była jedynym takim przypadkiem. W literaturze fachowej ciągu 25 lat opisano 38 podobnych przypadków. Zdaniem naukowców liczba ta jest niedoszacowana.
Przypadek sklasyfikowany został jako tzw. syndrom Łazarza. Nazwa pochodzi od biblijnej przypowieści o mężczyźnie, który po czterech dniach od swojej śmierci został „ożywiony” przez Jezusa.
Naukowcy do dziś nie są pewni, dlaczego takie zdarzenia mają miejsce. Do nieoczekiwanego „zmartwychwstania” najczęściej dochodzi w wyniku nieudanej reanimacji. Istnieje kilka teorii na temat tego, dlaczego u zmarłych krążenie powraca.