To, co wydarzyło się w związku z wojną w Ukrainie, przeszło oczekiwania większości ekspertów. Nieco ponad miesiąc temu premier Mateusz Morawiecki z dumą mówił o obniżkach cen paliw w związku z tarczą antyinflacyjną 2.0. Na trzecią odsłonę wsparcia kierowcy nie mogą jednak liczyć. Eksperci zgodnie twierdzą, że rząd nie ma więcej możliwości obniżenia podatków. Ostatnią nadzieją jest NBP.
Przez wiele miesięcy ceny ropy naftowej na światowych giełdach rosły. Wynikało to m.in. z kryzysu energetycznego i dużego popytu na paliwa po pierwszych falach pandemii. Jednak to, co wydarzyło się w związku z wojną w Ukrainie, przeszło oczekiwania większości ekspertów. W dwa tygodnie baryłka surowca zdrożała o ponad 30 proc. z 95 do 125 dolarów.
Ropa naftowa jest najdroższa od połowy 2008 roku, a prognozy ekspertów nie wykluczają, że wkrótce pobity będzie rekord sprzed kilkunastu lat. Wtedy notowania surowca skoczyłyby do 150 dolarów.
Co więcej, stratedzy amerykańskiego banku inwestycyjnego JP Morgan ostrzegają, że na koniec roku baryłka może być wyceniana nawet na 185 dolarów. O ile dostawy surowca z Rosji nadal będą zakłócane.
Efekty zamieszania na rynku ropy naftowej są widoczne na stacjach paliw w Polsce. W ciągu jednego dnia cena litra benzyny potrafi zmienić się o 20 groszy. W ostatni weekend podwyżki były rzędu 50 groszy. W mediach społecznościowych pojawiają się zdjęcia, na których widać już stawki na poziomie 7, a nawet 8 zł.
Rząd obniżył ceny paliw tylko na chwilę
Nie tak dawno temu premier Mateusz Morawiecki z dumą ogłaszał wprowadzenie dwóch tarcz antyinflacyjnych. Dzięki nim rząd chciał powstrzymać rosnące ceny na stacjach, które na początku roku zbliżały się do 6 zł. Miała to być duża ulga dla Polaków.
Przypomnijmy, że doszło do zmniejszenia akcyzy na paliwa i zwolnienia paliw z podatku od sprzedaży detalicznej. Dodatkowo od lutego podatek VAT spadł z 23 do 8 proc., co wpłynęło na tankowanie, które przez chwilę było tańsze o 60-70 groszy na litrze.
Teraz 6 zł za litr benzyny czy oleju napędowego to promocja. Według Jakuba Boguckiego z e-petrol.pl średnia cena Pb 95 w Polsce z siódemką z przodu to realna perspektywa na przyszły tydzień. Diesel wtedy będzie po 8 zł i więcej.
Nasuwa się więc pytanie, kiedy rząd uruchomi tarczę antyinflacyjną 3.0? Na razie przedstawiciele władz państwowych na ten temat milczą. Sprawdziliśmy więc, co sądzą eksperci. Okazuje się, że kierowcy nie mogą już liczyć na żaden prezent. Rząd jest praktycznie bezradny. Jesteśmy skazani na drogie paliwo.
Podatki? Nie ma z czego ciąć
– Budżet państwa nie jest w dobrym stanie. Rezygnacja z dochodów podatkowych z paliw jest teoretycznie możliwa, ale w praktyce byłaby bardzo trudna. Rząd jedną decyzją mógłby zrezygnować z VAT-u czy akcyzy, ale to uderzyłoby w Polaków z innej strony. Władze mają więc małe pole manewru – ocenia w rozmowie z money.pl profesor Adriana Łukaszewicz z Akademii Leona Koźmińskiego (ALK).
Na dalszą możliwość cięcia podatków sceptycznie patrzy też Jakub Bogucki. Ocenia, że w zasadzie już nie ma przestrzeni do dalszych obniżek VAT czy akcyzy. Zwraca przy tym uwagę na unijne przepisy, które nie dają w tej kwestii pełnej swobody polskim władzom.
– Pozostaje liczyć na przedłużenie dotychczasowych tarcz, które według założeń powinny skończyć się w połowie roku. Gdyby stawki podatków wróciły teraz do pierwotnych poziomów, płacilibyśmy za litr paliwa o około 90 groszy więcej – wskazuje Bogucki w rozmowie z money.pl.
– Od strony podatkowej rząd wykorzystał maksimum tego, co można było zrobić dla obniżenia cen paliw. Mamy w Polsce minimalną możliwą stawkę akcyzy. Z kolei samej opłaty paliwowej nie jesteśmy w stanie przyciąć, bo jest liczona razem z akcyzą – tłumaczy Krzysztof Romaniuk, dyrektor ds. analiz rynku paliw Polskiej Organizacji Przemysłu i Handlu Naftowego (POPiHN).
W rozmowie z money.pl wskazuje, że w cenie paliw jest jeszcze opłata emisyjna w wysokości 8 groszy na każdy litr. Teoretycznie można z tego zrezygnować. Jednak kierowcy nawet za bardzo tego nie odczują, a ucierpiałby przez to specjalnie stworzony fundusz, z którego pieniądze są wykorzystywane do transformacji polskiego przemysłu.
Co składa się na cenę paliwa?
Ceny paliw. Nadzieja w złotym
Okazuje się, że w kwestii cen paliw większe znaczenie od rządu może mieć Narodowy Bank Polski (NBP). Gdyby udało się opanować sytuację na rynku walutowym i złoty odrobiłby straty, powinno to przełożyć się na tańsze tankowanie.
– Gdyby udało się wzmocnić polską walutę, co NBP stara się robić, jest szansa na bardziej znaczący ruch na cenach paliw. Spadek kursu dolara o 10 groszy powinien przełożyć się mniej więcej na 10-groszową obniżkę cen paliw – wylicza Krzysztof Romaniuk.
W tym tygodniu kurs dolara sięgał już nawet 4,60 zł. W środę po południu był nieco powyżej 4,30 zł. Gdyby powrócił do poziomu sprzed wojny w Ukrainie (w okolice 4 zł), byłaby szansa na nieco większą oszczędność przy tankowaniu.
Również profesor Adriana Łukaszewicz zwraca uwagę na istotne znaczenie kursu dolara, który w ostatnim czasie bardzo negatywnie oddziałuje na ceny paliw w Polsce.
– Interwencje walutowe dokonywane przez NBP mogłyby mieć pozytywny wpływ na rynku paliw. Niestety do tej pory były mało skuteczne – zauważa ekspertka ALK.
Producenci zejdą z marży?
Łukaszewicz wskazuje też na pomijaną w wielu dyskusjach rolę samych paliwowych koncernów. Tym bardziej że główni gracze na polskim rynku to Orlen i Lotos, czyli spółki kontrolowane przez Skarb Państwa.
– Lotos i Orlen wykazują w tej chwili duży wzrost marż rafineryjnych. Państwowe koncerny wykorzystały rozchwianie rynku na swoją korzyść. W tej trudnej sytuacji rząd mógłby wpłynąć mniej lub bardziej formalnie na obniżenie marż – uważa Łukaszewicz.
Przyznaje jednocześnie, że nie jest to prosta sprawa. Większe zyski spółek to też dodatkowe wpływy do budżetu itp., a efekt obniżki marż przy obecnych cenach paliw mógłby być stosunkowo niewielki.