Sprawa Pegasusa? Ja doskonale pamiętam okoliczności afery Watergate. Są pewne podobieństwa, ale jest pewna zasadnicza różnica: w USA instytucje chroniące demokrację zareagowały natychmiast – mówił były premier, europoseł Leszek Miller.
W czwartek agencja AP podała, że telefon komórkowy senatora Krzysztofa Brejzy został zhakowany za pomocą Pegasusa 33 razy w 2019 roku. Do włamań z użyciem Pegasusa na telefon senatora dochodziło w czasie, gdy polityk prowadził kampanię przed wyborami parlamentarnymi.
Wcześniej AP ujawniło, że Pegasusa użyto przy próbach szpiegowania mecenasa Romana Giertycha. O użyciu Pegasusa przeciwko nie informowała też prokurator Ewa Wrzosek.
Na pytanie czy inwigilacja telefonu Krzysztofa Brejzy służyła celom wyborczym Miller odparł: – Dokładnie tak uważam.
Na uwagę, że w takim razie o sprawie musiało wiedzieć wiele osób, co oznacza, że któraś z nich ujawniłaby to, Miller odparł, że w przyszłości tak się stanie. – Wystarczy, że PiS zacznie tracić w sondażach i wyłoni się nowy lider i wtedy ludzie, którzy myślą perspektywicznie, a są dzisiaj związani z PiS-em, zaczną przychodzić do polityków opozycyjnych i przynosić rozmaite papiery. I te papiery też przyniosą – przekonywał również Miller.
Jednocześnie Miller stwierdził, że obecnie „żadne działania ze strony prokuratury czy policji” w tej sprawie nie zostaną podjęte. – Ale do czasu – zaznaczył.
– Przypomina mi się sytuacja, gdy marszałek Hermann Goering postanowił odwiedzić jedno z niemieckich miast, które zostało surowo zbombardowane, chyba chodziło o Hamburg. A on złożył uroczyste przyrzeczenie, że żadna bomba aliancka nie spadnie na żadne niemieckie miasto. I kiedy zobaczył dymiące ruiny powiedział do swoich współpracowników: panowie, a co się stanie, jak przegramy wojnę? Odnoszę wrażenie, że w PiS-ie jest coraz więcej ludzi, którzy myślą „a co się stanie, jeśli przegramy wybory” – mówił Miller.
– Największą groźbą dla ludzi PiS-u jest prawo i sprawiedliwość. Prawdziwe prawo i prawdziwa sprawiedliwość – mówił były premier.
Miller był też pytany czy miał udział w rozłamie na Lewicy – czyli utworzeniu przez kilkoro posłów i senatorów Nowej Lewicy koła PPS w Sejmie. – Żadnego. Mój wpływ jest żaden. Uznałem, że koledzy wiedzą co robią, więc niech robią co uważają za stosowne – stwierdził.
– Oni, jak rozumiem, nie chcą żyć przy boku PiS-u tylko chcą żyć bez PiS-u – mówił o politykach, którzy odeszli z Nowej Lewicy sugerując, że ta ostatnia formacja „puszcza oko” do PiS-u.