Jarosław Kaczyński w rozmowie z Interią odniósł się do sprawy Łukasza Mejzy. Prezes PiS był pytany, dlaczego kwestia wiceministra sportu w rządzie Zjednoczonej Prawicy trwała tak długo. Wicepremier przekonuje, że sprawa była wyjaśniania. Ale to nie jedyne tumaczenie.
Sprawą posła i wiceministra sportu w rządzie PiS od kilku tygodni żyła cała Polska. Dziennikarze Wirtualnej Polski pod koniec listopada napisali, że Łukasz Mejza był współzałożycielem firmy, która miała zajmować się oferowanie kosztownego leczenia, bardzo ciężkich, często nieuleczalnych chorób, metodami nieuznawanymi przez medycynę. Według WP ten biznes się nie udał, a Łukasz Mejza miał przekonywać m.in. rodziców chorych dzieci, że metody te są skuteczne. Według portalu, ceny terapii zaczynały się od 80 tys. dolarów, a leczenie miało odbywać się w Meksyku.
W czwartek 23 grudnia Mejza oświadczył w mediach społecznościowych, że rezygnuje ze stanowiska Sekretarza Stanu w Ministerstwie Sportu i Turystyki. W bardzo ostrych słowach nazywał w nim dziennikarzy oraz politycznych przeciwników. Napisał, że „poniosą adekwatne konsekwencje prawne”.
O to, dlaczego sprawa odwołania Łukasza Mejzy tak długo trwałą, portal Interia zapytał prezesa PiS. – Gdzie jest Jarosław Kaczyński, który zawieszał pstryknięciem palcami i jeszcze mówił, że macie w PiS inne standardy niż w innych partiach? – zapytali dziennikarze portalu Kaczyńskiego.
Prezes odpowiada, że temat jest już załatwiony i przytoczył własną historię. – Mam wieloletnie doświadczenie, gdy jeszcze w latach 90. zaczepiano mnie, traktując jako największego złodzieja i bogacza równocześnie. Tymczasem, jak to kiedyś opisałem, miałem wówczas kota, który jest bezcenny, skromną pensję i stertę książek. A mimo to atakowano mnie, zaglądano mi pod kioskiem do portfela i żądano, bym wypisywał czeki. Nie było w tym grama prawdy, a ludzie wierzyli w moje rzekome bogactwo – opowiada Kaczyński Interii.
Zjednoczona Prawica wciąż ma kruchą większość w Sejmie. Prezes PiS przekonuje, że w sprawie Mejzy chodziło o jej naruszenie. – Te okoliczności również musiały być brane pod uwagę – stwierdza Jarosław Kaczyński.
Prezes PiS odniósł się również do tego, co sam mógł zrobić w tej sprawie. – Technicznie zawiesić go nie mogłem, bo nie jest w mojej partii. On się bronił w bezpośrednich rozmowach bardziej przekonująco niż na tej konferencji prasowej – twierdzi Kaczyński.
W rozmowie z Interią przekonuje też, że nikt w PiS nie stosował podwójnych standardów.
– My tę sprawę wyjaśnialiśmy i żadnego aktu oportunizmu nie było. Proszę jednak zderzyć tę historię Mejzy z historiami Gawłowskiego czy Grodzkiego. Proszę przypomnieć sobie, jak bezkompromisowo traktowaliśmy świętej pamięci senatora Koguta. To radykalna różnica standardów – uważa prezes PiS.
Przypomnijmy, że Łukasz Mejza na temat publikacji WP zabrał głos na konferencji prasowej, którą zwołał po dwóch tygodniach od publikacji pierwszego artykułu przez WP. Stwierdził, że to, co się wydarzyło jest „największym atakiem politycznym po 1989 roku”. Nie odpowiedział jednak na żadne pytanie dziennikarzy. Utrzymywał, że w całej sprawie chodzi o zniszczenie jego osoby i rozbicie większości rządowej.