Po kontrowersjach związanych z doniesieniami medialnymi o działalności firmy Łukasza Mejzy, która miała wysyłać chore dzieci na drogie zagraniczne kuracje lecznicze, wiceminister sportu miał ponieść konsekwencje. W partii mówiło się o zawieszeniu go w obowiązkach. Miał też złożyć wniosek o urlop. Okazało się, że czas wolny od pracy nie potrwał długo. Wiceminister wrócił dziś do Sejmu na głosowanie.
W piątek, 17 grudnia Łukasz Mejza znów pojawił się w Sejmie, gdzie trwa właśnie 45. posiedzenie. Z butelką wody mineralnej na stoliku i w czarnej maseczce na twarzy usiadł na swoim stałym miejscu. Jego obecność nie umknęła uwadze dziennikarzy. „Niedługo trwał ten urlop” – napisał Radomir Witt z TVN24.
„Czy Mejza znowu kłamał?” – dopytywał Szymon Jadczak z Wirtualnej Polski – autor doniesień dotyczących kontrowersji wokół działalności firmy Łukasza Mejzy.
Bartłomiej Maślankiewicz z Polsat News zwrócił uwagę, że na dziś zaplanowano głosowanie ustawy budżetowej. Wcześniej mówiło się o tym, że Łukasz Mejza jest potrzebny partii rządzącej do utrzymania większości w Sejmie.
Po serii publikacji medialnych o jego kontrowersyjnych biznesach Łukasz Mejza „zawiesił” swoją pracę w Ministerstwie Sportu i Turystyki i miał udać się na urlop w Sejmie. W poniedziałek 13 grudnia wicemarszałek Sejmu i szef klubu PiS Ryszard Terlecki został zapytany przez dziennikarzy, dlaczego wiceminister nie został jeszcze odwołany. – W gruncie rzeczy już jest odwołany, tylko sam się odwołał – powiedział polityk partii rządzącej. Teraz okazuje się, że urlop Mejzy wcale nie trwał długo.
Wirtualna Polska opublikowała niedawno szereg artykułów, w których opisała działalność dawnej firmy obecnego wiceministra sportu oferującej wyjazdy zagraniczne osobom (w tym dzieciom) nieuleczalnie chorym m.in. na nowotwory, Alzheimera czy Parkinsona. Firma miała oferować kosztowne leczenie metodami uznawanymi na całym świecie za niesprawdzone i niebezpieczne. Według portalu interes Mejzy nie wypalił, za to pozostawił po sobie wielu oszukanych pacjentów i ich rodziny.