– Zamiast stosować prawo, to prowadzi się grę na najniższych ludzkich emocjach. Grę, która nie przybliża nas o krok do rozwiązania problemu – mówi Gazeta.pl Jarosław Kociszewski, ekspert fundacji Stratpoints. Najnowszą odsłoną tej gry są zdjęcia z telefonów migrantów zatrzymanych przez polskie służby.
Na zdjęciach widać ludzi z bronią i w mundurach, sceny z egzekucji w wykonaniu jakiejś organizacji dżihadystycznej czy spotkanie członków palestyńskiej organizacji terrorystycznej. Pojawia się też fragment konwersacji, w której przewija się numer telefonu, mający należeć do znanego członka siatki terrorystycznej. Do tego zdjęcia mogące świadczyć o skłonnościach pedofilskich czy zoofilskich.
– Te materiały są wyrwane z kontekstu. Mogą, ale nie muszą świadczyć o powiązaniu z organizacjami terrorystycznymi – uważa dr Karolina Wojtasik z Uniwersytetu Śląskiego, specjalistka ds. terroryzmu islamskiego. – Oczywiście posiadanie w telefonie zdjęć z dekapitacji należy uważać za mocno niepokojące. Jednak ponownie, analizowanie tego co kto ma w telefonie, bez znajomości kontekstu, to wróżenie z fusów – podkreśla.
Nagranie konferencji szefów MSWiA, MON i SG, na której prezentowano zdjęcia. Od około szóstej minuty.
Szczucie, a nie szukanie rozwiązania
– Wystarczyłoby stosować prawo międzynarodowe. Przyjąć od tych osób wnioski o azyl i rozpatrzyć je indywidualnie. Co w praktyce oznacza między innymi zbadanie zawartości telefonu. W przypadku natrafienia na niepokojące zdjęcia i wiadomości zawsze można taki wniosek odrzucić i daną osobę deportować — stwierdza Kociszewski. – W taki sposób powinny być rozważane te zdjęcia, a nie jako materiał na konferencję prasową — dodaje.
Zdaniem eksperta fundacji Stratpoints, pokazywanie ich w ten sposób na konferencji prasowej szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego, szefa MON Mariusza Błaszczaka i szefa Straży Granicznej generała dywizji Tomasza Prągi, było niczym innym jak elementem gry politycznej. – Chodzi o ukształtowanie opinii publicznej, wywołanie strachu. Grę na najniższych emocjach i stereotypach. To jest po prostu złe — stwierdza Kociszewski.
– Co więcej, to nas ani o krok nie przybliża do rozwiązania tego problemu, który mamy na granicy — mówi ekspert.
Terroryści nie wędrują w ten sposób
Dr Wojtasik przypomina, że przerzucanie wyszkolonych terrorystów przez zieloną granicę to raczej mało prawdopodobne zjawisko. – Zdecydowana większość zamachów o podłożu dżihadystycznym dokonywanych w Europie, to dzieła zradykalizowanych obywateli państw UE — mówi ekspertka. Zaznacza, że nie można wykluczyć takiej próby ukrycia terrorysty wśród migrantów, jednak uznaje to za mało prawdopodobne.
– Generalnie organizacje terrorystyczne nie działają już dzisiaj tak jak choćby dwie dekady temu. Nie szkolą zamachowców w jakichś obozach, po czym ich przerzucają do państw zachodnich z konkretnym planem zamachu. Teraz to raczej rozproszone organizacje zajmujące się ogólnym wsparciem i udzielające swojego szyldu — tłumaczy.
Według niej obawiać należy się raczej zradykalizowanych, czy dopiero radykalizujących się zwolenników organizacji terrorystycznych. – Przy czym radykalizacja to długi, stopniowy proces, który może, ale nie musi prowadzić do zamachu czy innej formy użycia przemocy — zaznacza.
Kryzys na granicy
Konferencja ministrów Błaszczaka, Kamińskiego i generała Prągi dotyczyła wydłużenia okresu obowiązywania stanu wyjątkowego na obszarach przy granicy z Białorusią. Szef MSWiA ogłosił, że wystąpi z wnioskiem do Rady Ministrów o jego przedłużenie o kolejne 60 dni. – Napór migrantów trwa, na granicy są prowokowane incydenty, które mogą prowadzić do bardzo gorących sytuacji — twierdził. Jak dodał, „musimy mieć poczucie, że nasza granica jest silnie strzeżona, że nasi żołnierze, funkcjonariusze, mają swobodę działania”.
– Potrzebujemy dwóch miesięcy. Zakładam, że nam się uda, że druga strona zrozumie, że jest bezradna wobec nas, że Polska twardo broni swojej granicy, że to nie będzie wchodzenie jak w masło i wysyłanie nam kolejnych tysięcy zmanipulowanych, oszukanych, ale migrantów, nie uchodźców — stwierdził Kamiński.
Kryzys na granicy z Białorusią trwa od sierpnia. Tylko od początku września Straż Graniczna miała odnotować ponad pięć tysięcy prób jej nielegalnego przekroczenia. Dla czterech osób skończyło się to śmiercią. Wykorzystując przepisy o stanie wyjątkowym, władze nie dopuszczają w strefę przygraniczną dziennikarzy i pracowników organizacji pozarządowych, uniemożliwiając w praktyce przepływ niezależnych informacji na temat rozgrywających się tam wydarzeń.
Według relacji uzyskanych między innymi przez BBC od migrantów, którzy przedostali się przez strefę stanu wyjątkowego, na granicy ludzie są przepychani jak przedmioty z jednej strony na drugą. Służby polskie i białoruskie mają używać przemocy fizycznej i gróźb, starając się zmusić migrantów do postępowania zgodnie z ich oczekiwaniami.
gazeta.pl