Śmierć podczas interwencji policji. Kamiński i szef policji nieobecni na sejmowej komisji. Rodziny ofiar: to jest komedia

Sejmowa komisja administracji i spraw wewnętrznych miała się we wtorek zająć sprawą kontrowersyjnych interwencji dolnośląskich policjantów, po których zmarły trzy osoby. Nie doszło jednak do tego, gdyż na komisji nie pojawił się szef MSWiA Mariusz Kamiński ani przedstawiciele policji. Ich nieobecnością oburzone były rodziny zmarłych osób oraz posłowie opozycji.

Na wtorkowym posiedzeniu sejmowa komisja administracji i spraw wewnętrznych miała zająć się rozpatrzeniem i zaopiniowaniem wniosku opozycji o przedstawienie na posiedzeniu Sejmu informacji ministra SWiA na temat działań podjętych przez szefów Komendy Głównej i Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu, w celu wyjaśnienia okoliczności śmierci trzech osób po interwencji dolnośląskich policjantów.

Posiedzenie, na którym zjawiły się m.in. rodziny zmarłych mężczyzn, zostało zamknięte z powodu nieobecności przedstawicieli MSWiA i policji. Komisja ma w najbliższym czasie zostać w tej sprawie zwołana ponownie.

Obecny na posiedzeniu komisji Bogdan Sokołowski, ojciec 34-letniego Bartosza, który zmarł w Lubinie 6 sierpnia zwracał uwagę, że filmy z kamer policyjnych były urwane. – Policjanci, którzy wyłączają kamery, od razu powinni zostać zawieszeni, czy wydaleni ze służby – ocenił.

– Przejechałem 1,2 tys. km, spałem godzinę i na miejscu dowiedziałem się, że nie ma z kim rozmawiać. Czy komuś na tym zależy, żeby tę sprawę wyjaśnić? Mijają dwa miesiące, policjanci nie są zawieszeni. Chciałem o to zapytać ministra, było głosowanie, żeby go ściągnąć i 16 posłów było przeciw. Więcej tutaj nie przyjadę, bo to jest komedia. Jestem załamany, że nikt nie czuje się odpowiedzialny – powiedział Sokołowski.

Artur Łągiewka, ojciec 29-letniego Łukasza – mężczyzny, który zmarł na początku sierpnia po policyjnej interwencji we Wrocławiu – opowiadał, że zadzwonił na numer alarmowy 112 z prośbą o pomoc, gdyż bał się o syna. – Przyjechali bandyci, na moich oczach go katowali i bili. Czy tak zachowuje się policja – pytał. Dodał, że po tym zdarzeniu zamiast pomocy psychologicznej policja sprawdzała rodzinę „pod względem patologicznym”.

– Przyjechałem tu tylko dlatego, że znikąd nie do tej pory nie miałem pomocy. Jedyną rękę wyciągnęli do mnie posłowie. Dali nam szanse spróbować nagłośnić sprawę i próbować wyjaśnić cokolwiek. Nie chcę robić ze śmierci syna sprawy politycznej, ale widać inaczej się tego nie da załatwić – mówił na konferencji w Sejmie Łągiewka. – Chciałbym prosić ministra albo pana generała Szymczyka, żeby spojrzeli mi w oczy i powiedzieli, że wszystko było w porządku, tak jak mnie cały czas zapewniają – dodał.

Z kolei w ocenie Wiktorii Łągiewki, gdyby nie nagłośnienie przez media okoliczności śmierci jej brata, „nikt by tej sprawy nie ruszył”.

– Studenci niemieccy, mój brat, Bartek, Dmytro. I co? Ta sprawa ma być zamieciona pod dywan? Tak to sobie państwo wyobrażacie? Będę walczyć do końca – mówiła. Opisywała też policyjną interwencję. – Na moich oczach bili go pałkami tak, że przecinało skórę, krwawił. Każdego dnia zasypiam z płaczem ojca i budzę się z płaczem matki przez to tylko, że mój tata zadzwonił na 112 prosząc państwo o pomoc – opowiadała.

Wcześniej poseł Piotr Borys (KO) zaznaczył, że nieobecność przedstawicieli MSWiA i policji jest „absolutnym skandalem”. Dodał, że rodziny ofiar na komisję jechały setki kilometrów, a w jednym z przypadków nawet ponad tysiąc kilometrów, żeby podzielić się swoimi uwagami.

– Trzy niepotrzebne śmierci młodych ludzi na Dolnym Śląsku wymagają tego, aby obowiązek konstytucyjny udzielenia informacji został przedstawiony przez ministra odpowiedzialnego za policję i Komendanta Głównego Policji – mówił.

Poseł Tomasz Szymański (KO) zwracał uwagę, że sytuacja jest skrajnie niebezpieczna, ponieważ komendant dolnośląskiej policji nadal jest na stanowisku. – Człowiek ten współodpowiada za to, co się wydarzyło. On też powinien być gościem na tej komisji – mówił. Szymański zgłosił wniosek formalny o przerwę i zaproszenie w trybie pilnym ministra SWiA, jednak nie uzyskał on większości.

Również Mariusz Gosek (PiS) zwracał uwagę na to, że na posiedzeniu komisji „co najmniej powinien być obecny komendant wojewódzki policji”.

– Ja państwa przepraszam, jako przedstawiciel parlamentu, obozu koalicji rządzącej – zwrócił się do rodzin ofiar Mariusz Gosek. Dodał, że ma nadzieję, że szef dolnośląskiej policji „znajdzie poważne usprawiedliwienie” swojej nieobecności.

Z kolei Katarzyna Piekarska (KO) wskazywała, że z Komendy Głównej Policji do Sejmu jedzie się 11 minut, a z MSWiA ok. siedmiu minut. – To jest po prostu lekceważenie komisji – mówiła.

Zdzisław Sipiera (PiS) mówił, że nikt tej sprawy nie traktuje niepoważnie. – Jestem świadkiem długiej komisji, kiedy komendant główny w imieniu ministra SWiA składał deklaracje komisji, że sprawa będzie bardzo dokładnie zbadana – zaznaczył. – Czy uważacie, że tak ważne, tak delikatne sprawy można rozstrzygać na posiedzeniu Sejmu czy na posiedzeniu Komisji – pytał. Dodał, że rodziny ofiar zmarłych zostały zaproszone przez KO, a nie przez prezydium komisji dlatego również oni biorą za to „pewną część odpowiedzialności”. – Jeszcze raz mówię, była deklaracja jasna i klarowna. To będzie wyjaśnione – podkreślał.

W sprawie  34-letniego Bartosza S. w Lubinie   śledztwo pod kątem przekroczenia uprawnień przez policjantów i nieumyślnego spowodowania śmierci mężczyzny prowadzi Prokuratura Okręgowa w Łodzi. Policja interweniowała wobec S. 6 sierpnia, po tym, jak na numer alarmowy zadzwoniła matka mężczyzny i poinformowała, że syn nadużywa narkotyków. S. miał być agresywny i rzucać kamieniami w okna. Funkcjonariusze go obezwładnili, a nagrania z interwencji, na których widać, jak m.in. jest przyciskany do ziemi, trafiły do sieci. Informację, że badania toksykologiczne materiału pobranego ze zwłok 34-latka wykazały obecność narkotyków w stężeniu, które mogło doprowadzić do zgonu, potwierdził rzecznik łódzkiej prokuratury. Policja utrzymuje, że w chwili, kiedy funkcjonariusze przekazywali 34-latka pod opiekę ratowników, zachowane były jego funkcje życiowe. Z kolei, według ratownika, zgon nastąpił już przed przyjazdem karetki.

  29-letni Łukasz Ł. zmarł na początku sierpnia po policyjnej interwencji we Wrocławiu  . Służby wezwał ojciec mężczyzny, który podejrzewał, że syn chciał popełnić samobójstwo. Funkcjonariusze do mieszkania weszli siłowo. Według policji mężczyzna „wymachiwał nożem w kierunku funkcjonariuszy i groził jego użyciem, w związku z czym został obezwładniony”. Policja tłumaczy, że ze względu na stan psychofizyczny Ł. został przekazany ratownikom medycznym. Zmarł po kilku godzinach w szpitalu. Zdaniem siostry 29-latka obecnej na miejscu interwencji, działania policjantów „nie wyglądały jak pomoc, ale jak napaść”. Jak mówiła, na miejscu nie było negocjatora, a jej brat był „bity pałkami na oślep”; użyto też wobec niego gazu. Śledztwo w sprawie śmierci mężczyzny prowadzi Prokuratura Rejonowa Wrocław Psie Pole. W poniedziałek pełnomocnicy rodziny 29-latka zapowiedzieli złożenie zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia zabójstwa przez interweniujących policjantów.

Z kolei 30 lipca policjanci interweniowali na przystanku MPK we Wrocławiu wobec pijanego obywatela Ukrainy,  25-letniego Dmytra, który został przewieziony do izby wytrzeźwień, gdzie po kilku godzinach zmarł  . Sprawę opisała na początku września „Gazeta Wyborcza”. Dziennik ustalił, że mężczyzna był rażony gazem, bity pałką i duszony, czego dowodem jest nagranie z monitoringu. Komendant Miejski Policji we Wrocławiu zawiesił czterech interweniujących policjantów, a wobec dwóch wszczął procedurę wydalenia ze służby. Powodem było podejrzenie zastosowania przez nich środków przymusu bezpośredniego nieadekwatnie do sytuacji, a także naruszenie policyjnych przepisów wewnętrznych.

FAKT.PL

Więcej postów