„System Morawieckiego”. Ludzie premiera na państwowych posadach

"System Morawieckiego". Ludzie premiera na państwowych posadach

Premier Mateusz Morawiecki, odkąd stanął na czele rządu, stworzył system, który polega na zatrudnianiu jego kluczowych i najbardziej zaufanych współpracowników w zależnych od państwa firmach oraz instytucjach. Będąc de facto na fikcyjnych posadach, za usługi i pełną lojalność wobec szefa rządu otrzymują pokaźne wynagrodzenie. Natomiast tych, których nie da się zatrudnić poza Kancelarią Premiera, wynagradza się wielkimi dodatkami do pensji w postaci płatnych stanowisk w Radach Nadzorczych oraz ekstrapremiami.

Krąg najbardziej zaufanych ludzi premiera Mateusza Morawieckiego ujawnił się w pełnej krasie w tle tzw. afery e-mailowej, kiedy to w mailach pochodzących prawdopodobnie z prywatnej poczty szefa Kancelarii Premiera Michała Dworczyka, publikowanych przez hakerów, szef rządu i jego „prawa ręka” korespondują z kilkunastoma osobami. Choć nie ma pewności, czy publikowane do dziś wiadomości są w stu procentach autentyczne, to nikt z rządzących nie podważył ujawnianych tam treści.

Krąg najbardziej zaufanych ludzi premiera Mateusza Morawieckiego ujawnił się w pełnej krasie w tle tzw. afery e-mailowej, kiedy to w mailach pochodzących prawdopodobnie z prywatnej poczty szefa Kancelarii Premiera Michała Dworczyka, publikowanych przez hakerów, szef rządu i jego „prawa ręka” korespondują z kilkunastoma osobami. Choć nie ma pewności, czy publikowane do dziś wiadomości są w stu procentach autentyczne, to nikt z rządzących nie podważył ujawnianych tam treści.

Niektórzy z nich zostali ściągnięci przez samego Morawieckiego i zatrudnieni jako wysocy urzędnicy w KPRM. Choć na co dzień pracują oficjalnie dla rządu, to w korespondencji ze swoim szefem i premierem polskiego rządu w sprawach związanych z zarządzaniem państwem oraz bieżącą polityką używają prywatnych kont mailowych.

Inni z kolei niemal każdego dnia nieoficjalnie i po cichu doradzają Morawieckiemu w sprawach państwowych, choć formalnie nie są w kręgu doradców i współpracowników premiera ani nie zajmują stanowisk w administracji rządowej.

Analiza nazwisk, które najczęściej pojawiają się w ujawnianych e-mailach, pozwala odkryć, że premier Morawiecki stworzył system polegający na tym, że kluczowych współpracowników zatrudnia się nie jako urzędników w Kancelarii Premiera, tylko jako pracowników firm i instytucji państwowych podlegających bezpośrednio szefowi rządu. Najczęściej zatrudniani są oni na bardzo wysokich stanowiskach.

Jednak, jak się okazuje, ich praca na rzecz tych państwowych instytucji jest całkowitą lub przynajmniej częściową fikcją, gdyż praktycznie cały czas pracują z i na rzecz Mateusza Morawieckiego.

Dlaczego zatem szef rządu strategiczne sprawy dla państwa konsultuje i dyskutuje ze swoimi zaufanymi kolegami, którzy nie pełnią żadnych formalnych funkcji w rządzie i nie powinni mieć dostępu do informacji wrażliwych dla funkcjonowania kraju? I czemu na tak ryzykowne zachowania pozwalają polskie służby?

Kim są najważniejsi „ludzie cienia” Morawieckiego?

Ujawniane przez hakerów e-maile ze skrzynki Dworczyka wskazują szczególnie na dwa nazwiska: Mariusza Chłopika i Tomasza Filla. To oni – jak wynika z ujawnionych maili – są częstymi odbiorcami wiadomości, jakie z nieformalnym gronem najbliższych współpracowników wymienia szef rządu. To z Chłopikiem, zajmującym stanowisko dyrektora biura marketingu sportowego w państwowym banku PKO BP, oraz z Fillem, wiceprezesem Polskiego Funduszu Rozwoju, szef rządu miał konsultować kwestie dotyczące m.in. spraw ukraińskich, budowy Nord Stream 2, pandemicznych obostrzeń czy użycia Wojsk Obrony Terytorialnej podczas protestów Strajku Kobiet. Za swoją pełną lojalność i dyspozycyjność wobec premiera ci otrzymają wysokie pensje w instytucjach zależnych od rządu, znacznie przekraczające zarobki urzędnicze.

To o Mariuszu Chłopiku, gdy PiS przejmował w 2015 r. władzę, media pisały, że jest „wzorem PiS-owca: pracowity i zaangażowany programowo”. Przed laty był radnym PiS. W 2015 r. był członkiem sztabów wyborczych zarówno Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich, jak i sztabu PiS w wyborach parlamentarnych. Po przejęciu władzy przez PiS jego kariera mocno przyspieszyła. W latach 2016–2018 był dyrektorem marketingu w Agencji Rozwoju Przemysłu, następnie przez krótki czas zajmował stanowisko wicedyrektora w Centrum Informacyjnym Rządu, by w maju 2018 r. objąć dyrektorskie stanowisko w PKO BP jako dyrektor ds. marketingu sportowego, a potem dyrektor ds. Ekstraklasy i gamingu.

Zatrudnienie w największym państwowym banku to niejedyna z „ciepłych posad”, na jakie w ostatnich latach mógł liczyć uchodzący za jednego z najbardziej zaufanych ludzi Morawieckiego, który – jak ujawniła zeszłoroczna awaria i krótki wyciek informacji z Facebooka – osobiście zarządzał kontem Morawieckiego na tym portalu społecznościowym.

Od kilku lat, jak wynika z informacji zamieszczonych w KRS, zasiada on w radach nadzorczych państwowych spółek: Lotos Terminale (wchodzącej w skład państwowej grupy Lotos) oraz Śląski Rynek Hurtowy Obroki (należącej do grupy CZH, której większościowym udziałowcem jest Agencja Rozwoju Przemysłu).

Jak informowała kilka dni temu „Gazeta Wyborcza”, Chłopik miał znaleźć się na liście do zwolnienia w związku z politycznymi naciskami i próbą osłabienia Morawieckiego w partii rządzącej. Według „Wyborczej” zwolnienie Chłopika nakazał wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin, a to tylko ma być przygrywka do batalii o dymisję Michała Dworczyka, o której niedawno pisaliśmy w Onecie. Na nic zdać się miała, według źródeł gazety, interwencja premiera u samego Jarosława Kaczyńskiego, który miał podobno osobiście zabiegać o zwolnienie Chłopika u nowego prezesa PKO BP Jana Emeryka Rościszewskiego. To on zastąpił niedawno na tym stanowisku Zbigniewa Jagiełłę uznawanego za wieloletniego przyjaciela i doradcę gospodarczego Morawieckiego.

Z kolei Tomasz Fill towarzyszy Mateuszowi Morawieckiemu w zasadzie od samego początku jego politycznej kariery. W przeszłości za pierwszego rządu Prawa i Sprawiedliwości pracował na dyrektorskich stanowiskach w takich państwowych spółkach jak PGNiG, PZU czy Orlen. Po przejęciu przez PiS po raz drugi władzy znalazł zatrudnienie w Polskim Funduszu Rozwoju, gdzie odpowiadał za komunikację i marketing. Następnie był dyrektorem Departamentu Komunikacji w Ministerstwie Rozwoju oraz dyrektorem strategii i komunikacji internetowej w KPRM. Obecnie zajmuje stanowisko wiceprezesa Polskiego Funduszu Rozwoju podlegającego bezpośrednio szefowi rządu.

W jego przypadku oficjalna duża pensja w PFR to także niejedyne źródło dochodu. Zaufany PR-owiec Morawieckiego od lipca 2019 r. jest członkiem rady nadzorczej Polskiej Grupy Lotniczej, a jego żona zasiada w radzie nadzorczej państwowego chemicznego giganta Grupa Azoty.

Spółki skarbu państwa niechętnie informują o wysokości zarobków członków rad nadzorczych, wiadomo jednak, że zarabia się w nich od kilku do kilkunastu tysięcy złotych miesięcznie, z tym, że rady nadzorcze zbierają się kilka razy w roku.

Sowite premie i ekstraposady w Kancelarii Premiera

Dodatkowe wynagradzanie najbardziej zaufanych współpracowników dotyczy także urzędników zatrudnionych w Kancelarii Premiera. Potwierdziły to m.in. ujawnione przez hakerów e-maile ze skrzynki szefa KPRM dotyczące nagród, które Kancelaria Prezesa Rady Ministrów miała wypłacić w sierpniu 2020 r. części pracujących tam urzędników za „szczególne zaangażowanie w czasie pandemii COVID-19”.

Jak pisaliśmy w Onecie na początku lipca, premie dostało dokładnie 115 pracowników Kancelarii Premiera i zostały przyznane w wysokości od 2 do 15 tys. zł. Najciekawsze jednak jest to, że największe nagrody mieli dostać m.in. najbardziej zaufani współpracownicy Morawieckiego, którzy od dawna stanowią jego „gwardię przyboczną” i mogą liczyć także na lukratywne posady w radach nadzorczych.

Do tej grupy należeć ma m.in. obecna dyrektor biura Prezesa Rady Ministrów Anna Wójcik, która jest najbliższą asystentką premiera Morawieckiego. Jak wynika z ujawnionej przez hakerów korespondencji, Wójcik miała otrzymać 15 tys. zł premii za walkę z COVID-19.

Z administracją publiczną związana jest od 2016 r. Pełniła m.in. funkcję dyrektora biura ministra w resorcie rozwoju i resorcie finansów, gdy Morawiecki odpowiadał za te resorty. Z danych w Krajowym Rejestrze Sądowym wynika, że Wójcik oprócz pensji urzędniczej otrzymuje dodatkowe wynagrodzenie za zasiadanie w radach nadzorczych: PKN Orlen, gdzie jest sekretarzem rady, oraz spółki Ogrodowa Inwestycje.

Sowitą premię w wysokości także 15 tys. zł. otrzymać miała również obecna dyrektor Departamentu Instrumentów Rozwojowych w KPRM Izabela Antos, która – jak ujawniły to maile Dworczyka – także jest w gronie najbliższych doradców Morawieckiego. Antos wcześniej pracowała m.in. w biurze zarządu PZU, a także była ekspertem w Ministerstwie Rozwoju. Z danych zamieszczonych na stronach państwowych spółek wynika, że oprócz urzędniczej pensji może liczyć także na dodatkowe pokaźne dochody, bowiem jej nazwisko przewija się aż w trzech radach nadzorczych: Polskiego Funduszu Rozwoju, AB Lotos Geonafta oraz Orlen Unipetrol.

Także premię w wysokości 15 tys. zł miał otrzymać inny członek ekipy Morawieckiego Tomasz Matynia, który obecnie jest dyrektorem Centrum Informacyjnego Rządu i odpowiada za komunikację gabinetu Morawieckiego.

Przed laty zaczynał jako dziennikarz partyjny, który nagrywał na portal społecznościowy MyPiS rozmowy z politykami Prawa i Sprawiedliwości. Matynia dzisiaj ma kontakty z wieloma redakcjami i dziennikarzami, by w ten sposób wpływać na kreowanie polityki informacyjnej swojego szefa. Także oprócz urzędniczej pensji może liczyć na wpływy z tytułu zasiadania w radzie nadzorczej Fundacji Centrum Badania Opinii Publicznej (CBOS), która publikuje m.in. sondaże poparcia dla partii politycznych i polityków.

Na upublicznionej przez hakerów liście z premiami znalazł się także zastępca dyrektora Biura Prezesa Rady Ministrów i doradca ds. ekonomicznych premiera Krzysztof Michalski. Obecnie kieruje pracą zespołu eksperckiego Prezesa Rady Ministrów w KPRM. Odpowiada za analizy i doradztwo w sprawach podatkowych, gospodarczych, finansowych. Zajmuje się również problematyką stosunków międzynarodowych.

Michalski to w dosłownym tego słowa znaczeniu „człowiek cienia”, który nie wypowiada się publicznie. W zasadzie niewiele o nim wiadomo, poza tym, że do wielkiej polityki trafił prosto z biznesu. On także otrzymał dodatkową posadę. Od 2019 r. zasiada w radzie nadzorczej państwowego banku PKO BP jako – jak czytamy na stronie banku – niezależny członek.

W „drużynie premiera” pracuje także Magdalena Tarczewska-Szymańska, która od 2017 r. jest dyrektorem generalnym w KPRM. Została ściągnięta do Kancelarii Premiera przez samego Morawieckiego z resortu rozwoju, gdzie była także dyrektorem generalnym.

Morawiecki ufa jej niemal bezgranicznie, dlatego oddelegował ją do rady ds. spółek skarbu państwa, gdzie miała być jego oczami i uszami, gdy kierował resortem rozwoju. Podobnie jak inni zaufani ludzie premiera może liczyć na dodatkowe dochody z rad nadzorczych: Banku Gospodarstwa Krajowego i Poczty Polskiej, gdzie jest przewodniczącą.

System stworzony z bankową precyzją

Wymienieni tu najbliżsi współpracownicy premiera Morawieckiego to tylko niewielki fragment systemu, jaki stworzył szef polskiego rządu. Pozwala mu on z jednej strony podtrzymywać oficjalny wizerunek „taniego państwa” i jednocześnie uruchamia pozabudżetowe finansowanie najbliższych i najbardziej zaufanych współpracowników, których jedynym zajęciem jest pracowanie na rzecz szefa rządu. To rozwiązanie, patrząc na krajową politykę, jest dość nowatorskie i z całą pewnością zostać może podchwycone przez następną władzę.

Cel takiego rozwiązania wydaje się prosty: wynagradzanie zaufanych ludzi na poziomie przekraczającym akceptowalne społecznie normy dla administracji rządowej. Natomiast tych z najbliższych doradców, których nie da się zatrudnić poza KPRM premier wynagradza wielkimi dodatkami do pensji w postaci płatnych stanowisk w Radach Nadzorczych oraz ekstrapremiami.

Na ten precyzyjny system składa się także zupełnie osobna część związana z umieszczaniem w najważniejszych spółkach państwowych i bankach swoich zaufanych ludzi, którzy zawdzięczają obecnemu premierowi swoje kariery, a także kariery bliskich sobie osób. A lista tzw. tłustych kotów Mateusza ma być dość pokaźna.

Ponad 100 kolejnych nazwisk

Jak twierdzą źródła Onetu, w partii rządzącej istnieje lista ponad stu nazwisk, na której widnieją osoby blisko powiązane z Morawieckim, niekiedy jeszcze z czasów jego pracy w banku BZ WBK. Miała ona zostać stworzona przez przeciwników Morawieckiego w rządzie i użyta jako argument do zneutralizowania lipcowej uchwały Kongresu PiS, która nakazywała walkę z nepotyzmem w szeregach partii rządzącej.

Wielu wpływowych polityków PiS uznało bowiem, że forsowana przez Morawieckiego uchwała była celowym zagraniem szefa rządu, by przewietrzyć państwowe spółki i pozbyć się osób, które nie są od niego zależne. W rezultacie z zapowiadanej walki PiS z nepotyzmem pozostało tylko wspomnienie.

Andrzej Gajcy

Więcej postów