Umarł król, nie żyje król. Żegnamy Donalda Trumpa. Żegnamy bez większego żalu. Trudno sobie bowiem wyobrazić gorszego amerykańskiego prezydenta niż on, choć konkurencja w tej kategorii jest zaskakująco duża. W Polsce zapamiętamy go z wielu przyjaznych gestów, ale w skali globalnej był wypadkiem, który czekał, by się wydarzyć. A to byłoby zagrożenie także dla Polski.
Dla mnie symbolem jego prezydentury wcale nie są jego niekończące się kłamstwa, szalone wpisy na Twitterze czy promowanie najgłupszych teorii spiskowych. Jest nią scena uwieczniona w książce „Strach” żywej legendy amerykańskiego dziennikarstwa Boba Woodwarda (tego samego, który z Carlem Bernsteinem opisywał aferę Watergate).
Pewnego dnia Trump zarządził wycofanie amerykańskich żołnierzy z baz w Korei Południowej, bo za dużo to Stany Zjednoczone kosztuje, a Seul za mało się do tego dokłada. Na nic były uwagi jego doradców i wojskowych, że to koszt, który się opłaca, bo bazy dostarczają bezcennej wiedzy wywiadowczej i są systemem wczesnego ostrzegania przed ewentualnym atakiem jądrowym reżimu w Pjongjangu. Do exodusu Amerykanów z Półwyspu Koreańskiego nie doszło, ponieważ, jak wspominali współpracownicy Trumpa, zabierali mu dokumenty z biurka, żeby sobie o sprawie nie przypomniał. Podobnie było z wycofaniem wojsk z Afganistanu. Te decyzje – jeśli nie zostałyby powstrzymane – bez wątpienia zdestabilizowałyby światowy układ sił i były zagrożeniem dla bezpieczeństwa nie tylko USA, ale i Polski.
Wybór Joe Bidena to powrót elementarnej przewidywalności Ameryki na arenie międzynarodowej. To polityk, który rozumie znaczenie USA dla międzynarodowej układanki. Rozumie znaczenie sojuszy, które podważał Trump. Rozumie znaczenie NATO, w które nie wierzył jego poprzednik. Powrót USA na utarte ścieżki w polityce międzynarodowej, odbudowa zaufania z Niemcami i Francją, z którą skłócił się Trump to dobra wiadomość tak dla Europy, jak i dla naszego kraju. Silne NATO to bezpieczna Polska. Na nasze szczęście Biden sojusz atlantycki wierzy i chce go wzmacniać. Na nasze szczęście Biden to nie rozkapryszony dzieciak, który się obraża i zabiera swoje zabawki, kiedy inni nie grają według jego szalonych zasad.
Wbrew zaklęciom części naszej zakochanej w Trumpie prawicy nie jest to też uległy wobec Putina polityk, który przy najbliższej okazji sprzeda nas Kremlowi w zamian za miraże resetu w relacjach Waszyngtonu i Moskwy. Owszem, w 2008 r. uczestniczył w próbach normalizacji relacji z Moskwą, ale i on, i Demokraci dawno pozbyli się co do Putina złudzeń. To w czasach administracji Obamy, w której Biden był wiceprezydentem, Stany Zjednoczone zdecydowały o wysłaniu do Polski swoich wojsk w reakcji na wojnę wypowiedzianą przez Rosję Ukrainie. I w przeciwieństwie do Trumpa tandem Obama-Biden nie żądał za to zapłaty. Tamta administracja uważała, że tak po prostu należy postąpić, by odepchnąć Rosję od granic NATO i wesprzeć swoich europejskich sojuszników, w tym właśnie Polskę.
Jednym słowem, po czterech latach chaosu i zniszczenia, które siał Trump, wybór Bidena to dobra wiadomość dla Zachodu. To dobra wiadomość dla Polski.