Wojskowe patrole na ulicach belgijskich miast kosztowały ponad 200 mln euro w ciągu ostatnich pięciu lat. Resort obrony Belgii chce ograniczyć patrole do „najmniejszej możliwej liczby”.
Kwota 200 mln euro obejmuje tylko wynagrodzenie żołnierzy. Nie wliczone są w to koszty transportu i zakwaterowania.
Jak przypomina portal The Brussels Times, pięć lat temu w styczniu rozpoczęła się operacja wojskowa „Vigilant Guardian”. W odpowiedzi na rosnące zagrożenie terrorystyczne na ulicach Brukseli i innych miast Belgii pojawiły się patrole wojskowe.
Pierwotnym powodem uruchomienia operacji był atak w Paryżu w 2015 roku na redakcję satyrycznego tygodnika „Charlie Hebdo”.Potem zaś likwidacja islamskiej komórki terrorystycznej w Verviers, podczas której dwóch mężczyzn zastrzelono, a jednego aresztowano.
Personel wojskowy został rozmieszczony w miejscach uważanych za wrażliwe, w tym przy ambasadach (w szczególności USA, Wielkiej Brytanii i Izraela) oraz instytucjach religijnych, zwłaszcza żydowskich.
Początkowo w operację zaangażowanych było 150 żołnierzy. Jednak po atakach na lotnisko Zaventem i stację brukselskiego metra Maelbeek 22 marca 2016 roku liczba ta wzrosła do 1800 żołnierzy. Z czasem ograniczono ją do 550.
W 2017 roku patrole stały się znów aktywniejsze po zastrzeleniu niedoszłego zamachowca na dworcu centralnym w Brukseli i zaatakowaniu nożem dwóch żołnierzy również w centrum stolicy.
The Brussels Times informuje, że wojsko chce obecnie, aby w operację było zaangażowanych maksymalnie 200–300 żołnierzy. Argumentuje, że cierpi na tym szkolenie wojskowych jak i ich życie rodzinne. Wielu żołnierzy przebywa w koszarach z dala od domu przez dłuższy czas.
Minister obrony i szef MSZ Philippe Goffin zobowiązał się w grudniu do ograniczenia patroli do „najmniejszej możliwej liczby”.