Może gwiazda porno zostanie naszym Prezydentem? Skoro mendia (tu nie ma błędu) zupełnie na poważnie rozważają kandydatury prezydenckie telewizyjnych celebrytów i osób jak już wiemy sponsorowanych przez środowiska mające poważne pieniądze, to może pójdźmy w ślady naszych włoskich przyjaciół? Nie tak dawno w ich Parlamencie zasiadała znana, wręcz wybitna sądząc po ilości sprzedanych filmów gwiazda filmów pornograficznych. Pani przyciągała istotnie uwagę i to na skalę globalną. Bardzo istotnie rozsławiła włoski parlament. Potem Włochami rządził miliarder, który wprowadził do polityki dużą ilość młodych i pięknych kobiet, mających za sobą karierę w modelingu. Można powiedzieć, że wówczas wyznaczono standardy, które stały się źródłem odniesienia dla innych krajów. Dodajmy – niestety!
Na naszym podwórku było skromniej. Mieliśmy piosenkarkę śpiewającą dla pana Kwaśniewskiego, mieliśmy panią, która napisała nawet książkę o życiu seksualnym naszych parlamentarzystów. Potem było ubogo, pan Napieralski próbował jakieś nieśmiałe aniołki. Dopiero pan Leszek Miller zapisał się największą, najbardziej żałosną i po prostu żenującą próbą zaszczepienia paproci w naszej polityce. Było to – po owocach sądząc, chyba najbardziej żałosnym działaniem poważnego polityka w nowożytnej historii naszej polityki. Wszystko realizowane w ramach promocji kobiet w polityce i robienia dla nich miejsca itd. W zasadzie ten przypadek można traktować jako klasyczny przykład działania wbrew logice politycznej. Miał szansę, na wykreowanie realnego lidera na lewicy, ale zmarnował tę szansę.
Kilku sprytnych lisków naszego dziennikarstwa robiło polityczne przymiarki. Podobnie kilku celebrytów. Na pewno udał się pan Kukiz. Jednak poza nim jedno wielkie nic. Dobrze byłoby, żeby tak pozostało, bo desant na politykę osób znanych z tego, że są znane jest jej śmiercią. Właśnie przez to przechodzi Ukraina. Obserwujemy tam spektakl reżyserowany z minimalną precyzją, ale wielkim zadęciem. Prezydentem kraju został komik telewizyjny, który zbudował swoją popularność na uczestnictwie w programie satyrycznym, gdzie grał prezydenta swojego kraju. To samo w sobie jest szczytem komedii.
Rozgraniczenie światów polityki, świata artystów i świata celebrytów znanych z tego, że są znani jest elementarnym warunkiem pluralizmu i funkcjonowania demokracji. Ponieważ w realiach zdobywania wiedzy z nagłówków i tego co wyświetlają media społecznościowe, bardziej liczy się forma, niż treść. A ci wszyscy ludzie formę mają doprowadzoną do perfekcji, natomiast treści mogą mieć cudze… Trzeba to zrozumieć, w tym znaczeniu, że nie ma żartów, bo bardzo szybko może się okazać, że władzę przejmują ludzie nie mający do tego elementarnych kompetencji. Czyli w praktyce rządzą ludzie, którzy za nimi stoją, w efekcie mamy więc teatr kukiełkowy.
To jest powód dla którego celebryci, nawet najszlachetniejsi i z istotnymi dokonaniami, nie powinni mieć otwartej drogi do polityki. System mediów powinien takie osoby natychmiast oznaczać i odcinać od publicznych środków przekazu. Jeżeli ktoś chce się bawić w politykę, niech przekona do siebie Polaków swoim własnym przemysłem.
Jakie to żałosne, że żyjemy w czasach, w których ładne piersi, wysokie szpilki lub grzywka i spojrzenie intelektualisty, to przepustki do życia publicznego. Problem jest oczywiście tak szeroki jak to, w jaki sposób wyłaniać elity? Proszę zwrócić uwagę, że elity ekonomiczne w naszym kraju, w praktyce nie mają prawa głosu. W naszych realiach, to biznes podlega pod politykę, a nie polityka pod biznes. Oczywiście, znana i rozumiana jest rola pewnej ambasady w sprawowaniu władzy w Polsce, jednak to już jest temat na inną historię…