Polityczne spory osłabiają militarną gotowość sojuszu i z tego powodu mamy tak naprawdę dwa NATO: jest sprawna wojskowa machina, która planuje, szkoli i koordynuje, by przystosować się do nowych zagrożeń bezpieczeństwa w Europie i Ameryce Północnej, ale jest też polityczny sojusz, który zależy od jedności i determinacji przywódców po obu stronach Atlantyku, pisze Paul Taylor z POLITICO.
To pierwsze, nazwijmy je NATO 1, radzi sobie stosunkowo dobrze. Budżety na obronność, po 25 latach zapaści, znowu rosną, powoli poprawia się gotowość bojowa, a w Polsce i państwach bałtyckich stacjonują międzynarodowe siły, które mają za zadanie powstrzymać potencjalną rosyjską agresję. Trwają prace nad skuteczniejszym i szybszym zwalczaniem cyber-ataków, wojny hybrydowej i zagrożeń z kosmosu.
Drugie, który nazwiemy NATO 2, ma poważne problemy. Amerykański prezydent, Donald Trump, który określił sojusz mianem „zbędnego” lubi zionąć ogniem na europejskie rządy w sprawach wydatków na obronność, handlu czy zmian klimatycznych.
Osoby dobrze znające sytuację mówią, że tak zwany Quad, czyli nieformalny krąg czterech mocarstw – Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Niemiec i Francji – który przez dziesięciolecia decydował o polityce Zachodu, w epoce Trumpa przestał funkcjonować.
Sojusznicy dowiadują się o prezydenckich decyzjach, które wpływają na ich bezpieczeństwo i strategiczne posunięcia za pośrednictwem Twittera. Brakuje koordynacji, co stało się szczególnie widoczne w ubiegłym miesiącu, kiedy to Trump nakazał amerykańskim siłom specjalnym wycofać się z północnej Syrii, gdzie wraz z francuskimi i brytyjskimi komandosami zwalczały bojówki Państwa Islamskiego. Prezydent nie zawracał sobie głowy konsultacjami z natowskimi sojusznikami.
Chaotyczna rejterada z Syrii – która otworzyła drogę innemu członkowi NATO, Turcji, do przeprowadzenia, ponownie bez konsultacji, transgranicznej ofensywy przeciwko sprzymierzonym z Zachodem siłom kurdyjskim – skłoniła francuskiego prezydenta, Emmanuela Macrona, do zdiagnozowania u NATO „śmierci mózgowej” i wezwania Europejczyków do zbudowania autonomicznego potencjału obronnego. USA, powiedział, odwracają się plecami od Europy.
Oba te NATO – dobrze naoliwiona machina wojskowa i dysfunkcjonalna rodzina polityczna – spotkają się na paradzie, kiedy liderzy państw sojuszniczych spotkają się czwartego grudnia na peryferiach Londynu na krótkim posiedzeniu roboczym, by uczcić w ten sposób 70 rocznicę powstania organizacji.
Kulejący proces decyzyjny
Oczywiście NATO 1 ma wiele kwestii do przedyskutowania. Biały Dom podaje, że Trump chce, jak zwykle, mówić o wydatkach na obronność, a także o cyber-bezpieczeństwie, kluczowej infrastrukturze, telekomunikacji i terroryzmie.
Sekretarz Generalny NATO, Jens Stoltenberg, który nie przyjmuje do wiadomości, że NATO jest w kryzysie, chce by londyńskie spotkania pokazało, że budżety sojuszników na obronność rosną oraz że NATO jest coraz bliżej celu jakim jest posiadanie 30 okrętów wojennych, 30 eskadr lotniczych i 30 batalionów wojsk lądowych, gotowych do użycia w ciągu 30 dni. Europejscy sojusznicy potwierdzą też zgodę na przyjęcia większego udziału w kosztach funkcjonowania NATO, które wynoszą 1,65 miliarda dolarów, redukując tym samym wkład USA.
Problem sojuszu polega na tym, że te statystyki i deklaracje będą niewiele znaczyć, jeżeli NATO utraci polityczną wolę konsultacji i szybkiego działania w przypadku kryzysu. Sprawny proces decyzyjny jest kluczowy, szczególnie w epoce szybko rozwijających się, rozmytych konfliktów hybrydowych, które obejmują żołnierzy bez mundurów, sabotaż, cyber-ataki i dezinformację.
Podczas ćwiczeń zakładających scenariusz hybrydowy, które odbyły się dwa lata temu, Rada Północnoatlantycka przez pięć dni zastanawiała się, czy wysłać Wspólne Siły Szybkiego Reagowania – oddział NATO, który można najszybciej zmobilizować w przypadku kryzysu – aż w końcu najwyższe dowództwo sojuszu w Europie musiało poinformować, że kwestia stała się bezprzedmiotowa.
Czy w przypadku prawdziwego kryzysu unikające konfliktu Niemcy zawiesiłyby jakiekolwiek decyzje do czasu przeprowadzenia konsultacji w Bundestagu? A co zrobiliby sojusznicy przyjaźnie nastawieni do Rosji, tacy jak Węgry? Czyją stronę wziąłby autorytarny prezydent Turcji, Tayyip Erdogan? I czy los NATO zależałby od pojedynczego tweeta nieprzewidywalnego amerykańskiego prezydenta?
Polityczny sojusz, który powinien wspierać ten wojskowy, wymaga pilnej naprawy. A jednak w Londynie większość sojuszników i urzędników NATO skupi się prawdopodobnie na uniknięciu kolejnej awantury z Trumpem, która byłaby wodą na młyn rosyjskiego prezydenta, Władimira Putina.
Spotkanie nie jest określane jako formalny szczyt, co pozwala nie wydawać komunikatu końcowego. Poprzedni szczyt, w lipcu 2018 roku, skończył się katastrofą, gdy Trump krzyczał na sojuszników, że nie dotrzymują zobowiązań w sprawie wydatków na obronność.
Lepsza niepewność z Amerykanami niż hegemonia Francuzów
Niemieccy, polscy i brytyjscy przywódcy szybko zdystansowali się od wygłoszonej przez Macrona krytyki NATO i twierdzą, że sojusz pozostaje kluczem dla bezpieczeństwa Europy. Choć wielu prywatnie podziela frustrację francuskiego prezydenta na temat Trumpa (i obawy, że uwaga Waszyngtonu kieruje się w stronę Chin kosztem Europy), większość wciąż preferuje niepewnego amerykańskiego hegemona od słabszego francuskiego, który ma w dodatku swoje własne priorytety.
Sojusznicy z Europy Środkowej, którzy żyją najbliżej Rosji i liczą na amerykańskie gwarancje bezpieczeństwa wzmocnione arsenałem nuklearnym, byli szczególnie zirytowani słowami Macrona, a także jego niedawnymi umizgami wobec Putina.
Ale to jest NATO i nie ma nawet pewności, że podczas spotkania przywódców te drażliwe kwestie zostaną w ogóle poruszone. Niemcy zaproponowały w ubiegłym tygodniu, by ministrowie spraw zagranicznych państw NATO utworzyli panel ekspertów, być może pod przewodnictwem samego Stoltenberga. Miałoby to wzmocnić polityczne ramię sojuszu i poprawić koordynację – co stanowi doskonały przykład spychoterapii. Inni ministrowie spraw zagranicznych powiedzieli, że to przemyślą.
Brytyjski premier, Boris Johnson, który będzie gospodarzem spotkania na tydzień przed wyborami parlamentarnymi w swoim kraju, chce pokazać, że Wielka Brytania pozostanie w centrum relacji transatlantyckich i europejskiego bezpieczeństwa także po opuszczeniu Unii Europejskiej i nie stanie się „drugoligowym graczem”, przed czym przestrzegał były już przewodniczący Rady Europejskiej, Donald Tusk.
Przy wszystkich swoich wadach przytyk Macrona o „śmierci mózgowej” był niezbędną próbą wyciągnięcia na światło dzienne wszystkich problemów NATO 2 i przekonania Europejczyków, że muszą bardziej zadbać sami o siebie.
Jeżeli Unia będzie w stanie wykorzystać wspólne fundusze i zwiększyć wydatki na obronność w celu wzmocnienia swojego potencjału militarnego i poprawy infrastruktury, zintegrować cyber-obronę i usprawnić procedury zakupu sprzętu, będzie to korzystne zarówno dla NATO jak i dla Europy.
Największe zagrożenie dla tego planu jest takie, że Europa ponownie złoży militarne obietnice bez pokrycia, a USA pod rządami Trumpa nadal będą działały nie oglądając się na sojuszników z NATO.
Innymi słowy istnieje ryzyko, że NATO 2 ponownie osłabi NATO 1.