Generał Lech Majewski to najwyższy rangą oficer, któremu w III RP prokuratura postawiła zarzuty. Chodzi o sprawę organizacji pokazów lotniczych Air Show w Radomiu. Śledczy zarzucają mu przekroczenie uprawnień i przywłaszczenie środków poprzez „pozostawienie ich w dyspozycji SWAT” – stowarzyszenia, które współorganizowało pokazy lotnicze. – Pan generał nie mógł przywłaszczyć pieniędzy, którymi nigdy nie mógł rozporządzać jako właściciel – odpiera zarzuty Radosława Baszuk, pełnomocnik generała.
Generał pilot Lech Majewski to oficer lotnictwa wojskowego. Przeszedł przez wszystkie szczeble dowodzenia w Siłach Powietrznych. Po serii katastrof samolotów należących do polskiego wojska – w tym tej najtragiczniejszej, pod Smoleńskiem – prezydent Bronisław Komorowski w 2010 roku wyznaczył go na dowódcę Sił Powietrznych. Zadaniem generała było uporządkowanie katastrofalnej wówczas sytuacji w lotnictwie wojskowym. Zmienił więc procedury i zasady wykonywania lotów oraz system szkolenia pilotów. W efekcie przez ponad pięć następnych lat wojskowe statki powietrzne latały bez katastrof i poważniejszych wypadków.
W grudniu 2013 roku gen. Majewski został głównodowodzącym polską armią, jako dowódca generalny Rodzajów Sił Zbrojnych. Z wojskiem pożegnał się 31 czerwca 2015 roku w randze generała broni.
Śledczy przesłuchali wdowy po pilotach
9 kwietnia – dzień przed obchodami 9. rocznicy katastrofy smoleńskiej – media obiegała informacja, że Żandarmeria Wojskowa na polecenie prokuratury zatrzymała gen. Majewskiego. Po około dwugodzinnym przesłuchaniu generał został zwolniony. W związku z tą sprawą żandarmi zatrzymali również dwie inne osoby: płk. Dariusza M., szefa Oddziału Ekonomiczno-Finansowego Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych i płk. rez. Ryszarda P., prezesa zarządu Wojskowego Stowarzyszenia Społeczno-Kulturalnego (SWAT), które było jednym ze współorganizatorów pokazów Air Show w Radomiu.
Jak podała prokuratura, sprawa ma związek ze śledztwem dotyczącym organizacji tych największych w naszej części Europy pokazów lotniczych w latach 2010-2015. Śledztwo prowadzone jest od września 2014 roku. W jego trakcie przesłuchano dziesiątki osób, które były zaangażowane w organizację pokazów.
Co ciekawe – jak dowiedział się Onet – śledczy przesłuchali nawet wdowy po pilotach, którzy zginęli w katastrofie samolotu C-295M w 2008 roku. Powód? Stowarzyszenie SWAT było zaangażowane w pomoc dla nich. Pytano je m.in. o to, czy wiedzą, skąd pochodziły pieniądze na wsparcie dla nich oraz czy gen. Majewski uczestniczył w dysponowaniu tymi środkami.
– To jest wyraźne szukanie haków na generała. Pytają gdzie mogą, bo a nóż widelec coś wygrzebią – mówi oficer lotnictwa od lat zaangażowany w organizację Air Show. – Ale widać góra urodziła mysz. Zarzuty wobec generała są śmieszne. Nie znam innej tak porządnie zorganizowanej imprezy pod względem dyscypliny finansowej, jak Air Show.
Co prokuratura zarzuca generałowi
Zarzuty w tej sprawie usłyszało trzech oficerów, wśród nich gen. Majewski. Jak brzmią, wyjaśnia adwokat generała Radosław Baszuk: – Dotyczą przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków oraz przywłaszczenia określonej kwoty pieniędzy. Jednak, o ile podejmiemy dyskusję na temat tego, czy doszło do przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków – choć stoimy na stanowisku, że wszystkie procedury zostały dochowane – to zarzut przywłaszczenia mienia oceniam jako dyskwalifikujący prokuraturę.
W rozmowie z dziennikarzem Onetu adwokat dodaje, że w opisie zarzutu dla generała prokurator napisał: „przywłaszczenie środków poprzez pozostawienie ich w dyspozycji Wojskowego Stowarzyszenia Społeczno-Kulturalnego SWAT”.
– Wynika z tego, że beneficjentem pieniędzy miało być stowarzyszenie, które organizowało Air Show. Tymczasem konstrukcja prawna przywłaszczenia polega na tym, że przywłaszcza sprawca. Zatem pan generał Majewski nie mógł przywłaszczyć pieniędzy, którymi nigdy nie mógł rozporządzać jako właściciel – mówi Baszuk i już na początku rozmowy z dziennikarzami Onetu zastrzega: – Pan generał Lech Majewski wyraził zgodę i prosi o publikowanie jego pełnego imienia i nazwiska. W żaden sposób nie czuje się winny stawianych mu zarzutów.
Największe pokazy lotnicze w tej części Europy
Wróćmy do Air Show w Radomiu i tajemniczego Stowarzyszenia SWAT. W gronie współorganizatorów tej imprezy pojawiło się ono po 2007 roku. Wcześniej rolę operatora finansowego zajmującego się sprzedażą biletów na pokazy, umowami ze sponsorami i firmami usługowymi pełniły Targi Kielce. Wojsko postanowiło jednak zerwać z nimi współpracę po tragicznym zderzeniu samolotów grupy akrobacyjnej „Żelazny” podczas pokazów. W 2007 roku w trakcie wykonywania pętli zginęli polscy lotnicy Lech Marchlewski i Piotr Banachowicz. Drugi dzień pokazów został odwołany. Firmy, które podpisały umowy na usługi, zażądały zwrotu pieniędzy i odszkodowań. Sąd przyznał im rację. Targi Kielce nie chciały się jednak wywiązać ze zobowiązań. Zapłaciło wojsko.
Rok później gen. Andrzej Błasik, dowódca Sił Powietrznych, który w 2010 roku zginął w katastrofie smoleńskiej, zaprosił do współpracy Stowarzyszenie SWAT. „W sprawie doszło do szeregu nieprawidłowości związanych z wyborem organizatora pokazów lotniczych” – twierdzą śledczy i zarzucają generałowi Majewskiemu, że SWAT został wybrany bez przetargu.
– Dlatego warto przypomnieć, że to nie generał Majewski dokonał tego wyboru, lecz generał Błasik. Generał Majewski, a później generał Mirosław Różański, tylko kontynuowali współpracę ze stowarzyszeniem, która rozpoczęła się w 2008 roku – mówi płk Janusz Chwiejczak, były dyrektor Biura Organizacyjnego Międzynarodowych Pokazów Lotniczych Air Show. Wybór generała Błasika padł na Wojskowe Stowarzyszenie Społeczno-Kulturalne SWAT, ponieważ, jak twierdzą lotnicy, od lat było ono znane w środowisku z organizacji imprez okolicznościowych i patriotycznych.
Wojsko nie może prowadzić działalności finansowej
Pokazy lotnicze w Radomiu to ogromne przedsięwzięcie, w które co roku zaangażowanych było setki osób i aż cztery podmioty publiczne, w tym: Dowództwo Sił Powietrznych, miasto Radom, Aeroklub Polski, Port Lotniczy Radom. Kolejnym podmiotem był operator finansowy współpracujący z wojskiem – wcześniej Targi Kielce, potem SWAT.
Czy wojsko nie mogło samodzielnie zorganizować pokazów? Wyjaśnia to jeden z oficerów lotnictwa: – Przepisy ustawowe nie pozwalają na to, aby wojsko prowadziło działalność gospodarczą i finansowało przylot na pokazy oraz tankowanie zagranicznych statków powietrznych. Nie może też sfinansować zakwaterowania i wyżywienia ich załóg. Dlatego prawie wszędzie na świecie, gdzie organizowane są takie pokazy, armia wybiera operatora finansowego, któremu zleca tego typu zadania – mówi nasz rozmówca i zastrzega, że wojsko nie zarabia na pokazach lotniczych. – Chodzi o promowanie lotnictwa. Pokazy to przedsięwzięcie prestiżowe. Zaprasza na nie dowództwo Sił Powietrznych państwa organizatora, ale obsługę finansową prowadzi zawsze wybrany operator finansowy. Do jego zadań należy znalezienie sponsorów, podpisanie umów z firmami usługowymi, przygotowanie kas fiskalnych do sprzedaży biletów i zabezpieczenie paliwa oraz zapewnienie zakwaterowania i wyżywienia zaproszonym z zagranicy załogom. Ponieważ impreza jest biletowana, organizacja tego przedsięwzięcia nie obciąża podatników – opowiada oficer.
Dokładnie tym zajmowało się stowarzyszenie SWAT. Czy wywiązywało się z zadania? Płk rez. Artur Goławski, były rzecznik Sił Powietrznych, który pracował przy organizacji pokazów w latach 2013 i 2015, mówi: – Pod względem dyscypliny finansowej nie znam innej tak porządnie zorganizowanej imprezy.
Model finansowania był prosty. Wojsko podpisywało bardzo szczegółową umowę ze stowarzyszeniem, które dostawało 25 tys. zł za to, że wykonywało usługę na jego rzecz. – Wcale nie jest łatwo znaleźć uczciwy, sprawdzony podmiot, który będzie operatorem finansowym, będzie miał renomę i odpowiednie narzędzia. To przecież tysiące kwitów, kilogramy rachunków do rozliczenia, kasy fiskalne do sprzedaży biletów. SWAT robił to dobrze – podkreśla Goławski.
Wyróżnienie dla Air Show 2014
Kiedy kończyły się pokazy Air Show, zarobione przez SWAT pieniądze trafiały na specjalne subkonto i służyły do finansowania następnej edycji. Obecnie prokuratura zabezpieczyła te środki i choć nadal znajdują się na subkoncie, zarzuca generałowi Majewskiemu ich przywłaszczenie.
Sprawa jest szeroko komentowana w środowisku lotników wojskowych. – Bardzo to przeżywamy. Martwi nas, że marka Air Show została zepsuta. Teraz już też wiemy, że każdego z nas może spotykać to, co spotkało pan generała. Pokazy organizujemy w dobrej wierze, aby godnie zaprezentować nasze lotnictwo, a potem okazuje się, że to jest niezgodne z prawem. Myślę jednak, że prawda się obroni. Pan generał udowodni swoją niewinność, zwłaszcza że pieniądze na koncie stowarzyszenia są, one przecież nie zginęły – mówi jeden z nich.
Praca polskich lotników przynosiła efekty. W 2014 roku Siły Powietrzne zostały wyróżnione dyplomem i statuetką przez European Airshow Council za najlepiej zorganizowane pokazy w Europie. – Byliśmy z niej bardzo dumni, tym bardziej że kilka lat wcześniej miały miejsce dwa tragiczne zdarzenia podczas pokazów w Radomiu – mówi oficer i przypomina, że w 2009 roku rozbił się białoruski Su-27UBM-1. Zginęło dwóch pilotów. Dwa lata wcześniej miała miejsce wspominana już katastrofa, w której zginęli piloci z grupy akrobacyjnej „Żelazny”.
– Przez następne lata ciężko pracowaliśmy, aby udowodnić, że potrafimy organizować pokazy lotnicze, ale co najważniejsze, że potrafimy je robić bezpiecznie. Duża w tym zasługa generała Lecha Majewskiego – mówi oficer Sił Powietrznych.
– Pokazy w Radomiu były w tych latach organizowane bardzo profesjonalnie – przyznaje gen. Jan Rajchel, były komendant Szkoły Orląt w Dęblinie.
Pokazy Air Show pod nadzorem
Gen. Majewski zaraz po objęciu stanowiska dowódcy Sił Powietrznych poprosił, by odpowiednie służby nadzorowały i monitorowały organizację Air Show. Dodatkowo, jak twierdzą jego współpracownicy, zawsze skrupulatnie czytał i analizował wszystkie otrzymywane dokumenty, często więc zwracał je do poprawek. Zanim je zatwierdził, musiały być opatrzone szeregiem uzgodnień i podpisów. – Z generałem Majewskim pracowałem 19 lat i wyjątkowo rzadko zdarzało się, by dokument przechodził u niego w pierwszym podejściu. Sztywno też przestrzegał przepisów i procedur. Te zasady nie odnosiły się tylko do organizacji Air Show. Generał Majewski taki miał styl dowodzenia – mówi gen. Tomasz Drewniak, były inspektor Sił Powietrznych.
Z wojska były więc wyznaczone osoby odpowiedzialne za konkretne obszary organizacji pokazów. Ich zadania były rozpisane punkt po punkcie. Był też powoływany zespół, który określał szczegóły gospodarowania środkami finansowymi i weryfikowania wszystkich umów. Zanim dokumenty trafiły do gen. Majewskiego, musiały przejść długą ścieżkę uzgodnień, m.in. z szefami oddziałów finansowych i prawnych, którzy odpowiadali za ich zgodność z przepisami o finansach publicznych.
Radomska ruletka
Dlaczego więc sprawą Air Show zajęła się prokuratura? – Chodzi o pieniądze, lokalne, radomskie przepychanki polityczne i próbę skompromitowania generała, którego obecna władza traktuje, jak swojego osobistego wroga – mówi osoba znająca kulisy organizacji pokazów. Opowiada: – W 2014 roku port lotniczy w Radomiu zgłosił pretensje, że SWAT został wybrany bez przetargu, oraz że pieniądze z pokazów nie są odprowadzane do Skarbu Państwa, przypomnę, że one zostawały na subkoncie i służyły do organizacji następnej edycji pokazów. Potem osoby związane z radomskim układem wysłały do wojska sygnał, że sami chcą zostać operatorem finansowym. Mielibyśmy im za to płacić około 600 tys. zł brutto rocznie. Przypominam, że SWAT dostawał 25 tys. zł. Przedstawiciele Radomia zastrzegli, że gdybyśmy upierali się przy SWAT-cie, to port lotniczy zażąda 6 mln zł opłaty odstępnej. Argumentowali to tym, że poniosą straty, bo w trakcie pokazów nie będą mogli być cywilnym lotniskiem. Sęk w tym, że wtedy jeszcze nie mieli zakontraktowanych usług żadnych linii lotniczych, więc nie mogli mieć z tego tytułu strat. Nie mieli więc podstaw do występowania o ich zrekompensowanie.
Cywilne samoloty zaczęły z Radomia-Sadkowa rzeczywiście latać, ale po pokazach, we wrześniu 2015 roku. Osoby związane z tym układem lokalno-politycznym za wszelką cenę chciały dostać pieniądze od wojska, bo port w Radomiu był zadłużony, deficytowy. Wtedy zaczęły spływać donosy. W konsekwencji śledztwo wszczęła prokuratura i prowadzi je od czterech lat.
Kulisy zatrzymania generała
Generał Lech Majewski, jako świadek w sprawie Air Show, został przesłuchany w 2017 roku. Złożył obszerne zeznania. Niepełna dwa lata później jednak prokuratura zarządziła jego spektakularne zatrzymanie i dowiezienie na przesłuchanie przez Żandarmerię Wojskową.
Rano, 9 kwietnia, pod jego dom podjechało kilka oznakowanych i nieoznakowanych aut żandarmerii oraz wojskowa karetka pogotowia.
– Nie istniała potrzeba procesowa doprowadzenia pana generała na przesłuchanie. Wystarczyło wezwać go pisemnie. Pan generał stawiłby się w prokuraturze – podkreśla mecenas Baszuk. – Mamy do czynienia z osobą publiczną, która nigdy nie popadła w jakkolwiek konflikt z prawem, nawet administracyjnym.
Zapytaliśmy, z jakiego powodu prokuratura zleciła ŻW zaangażowanie aż tak dużych sił? – Prokurator zlecając wykonanie tego typu czynności w postanowieniu nie wskazywał technicznego sposobu wykonania w/w czynności. To do zadań Żandarmerii Wojskowej należy dobór środków mających na celu sprawne i bezpieczne, przede wszystkim dla podejrzanych, wykonanie czynności procesowej – odpisał nam Łukasz Łapczyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Z tym samym pytaniem zwróciliśmy się więc do Żandarmerii Wojskowej. – Użyte siły i środki były właściwe i adekwatne do prowadzonych czynności. Wszystkie szczegóły są objęte tajemnicą śledztwa – odpisał nam jej rzecznik, ppłk Artur Karpienko.
Sprawa zatrzymania gen. Majewskiego zbulwersowała środowisko wojskowe. – Nie wiem, czy wszystkich podejrzanych tak się obecnie taktuje, ale chyba tylko wybranych, bo gdyby tak postępowano wobec wszystkich, to zabrakłoby nam policji – ironizuje gen. Mieczysław Cieniuch, były szef Sztabu Generalnego.
Inny wysoki rangą oficer dodaje: – To obraz upadku państwa, jeśli po generała broni, zasłużonego dla Sił Powietrznych i cenionego na arenie międzynarodowej przyjeżdża uzbrojony oddział żandarmerii, a zarzut brzmi: „przekroczenie uprawnień”. A może po prostu Żandarmeria Wojskowa chciała w ten sposób docenić gen. Majewskiego?
Inny były szef Sztabu Generalnego, gen. Mieczysław Gocuł, w równie ironicznym tonie podkreśla, że władza nie powinna kamuflować prawdziwych powodów zatrzymywania generała. – Zarzut powinien brzmieć: kara za skutecznie dowodzenie Siłami Powietrznymi i za to, że samoloty wojskowe latały bez katastrof. Dziś przecież obowiązują inne standardy, o czym świadczą kolejne doniesieniach o wypadkach w lotnictwie wojskowym – mówi gen. Gocuł i dodaje: – Forma zatrzymania wskazuje na to, że jedynym celem było pokazanie, w jak najgorszym świetle generałów zwolnionych z wojska przez PiS.
Co dalej ze sprawą gen. Majewskiego? – Naszą intencją jest doprowadzenie do jej umorzenia na etapie postępowania prokuratorskiego, ponieważ nie dostrzegamy w materiale dowodowym podstaw do sformułowania aktu oskarżenia. Procedury zostały dochowane, nikt nie poniósł szkody, a już ponad wszelką wątpliwość nikt nie przywłaszczył pieniędzy – podkreśla mec. Baszuk.