Pracował w wydziale kryminalnym. Jednym z przypadków, nad którym miał pracować Łukasz M., była sprawa zastrzelonego Cezarego S. Okazało się, że policjant jest z nią powiązany – to on pociągnął za spust. Sąd odpowie: czy z premedytacją, czy w obronie koniecznej.
Kutnowski policjant Łukasz M. razem z innymi funkcjonariuszami miał zabezpieczać ślady zbrodni w lesie. Zamiast tego, w związku z tą sprawą, 32-latek jest oskarżony o morderstwo. W piątek zapadnie wyrok.
Jak podaje portal tvn24.pl, pod koniec 2016 roku w lesie niedaleko Strzegocina w województwie łódzkim znaleziono ciało zastrzelonego 36-latka Cezarego S. Był to znajomy policjanta Łukasza M. To właśnie funkcjonariusz zabił kolegę, choć początkowo się do tego nie przyznawał. Dopiero pod koniec procesu powiedział: „to ja strzelałem”.
Zabójstwo z zimną krwią czy w obronie własnej?
Obrona Łukasza M. podkreśla, że mężczyzna zrobił to w obronie własnej. Twierdzi, że policjant strzelił, bo Cezary S. chciał mu zadać ciosy kluczem do kół. Powód? Niezwrócenie 20 tys. złotych.
Zupełnie inną wersje wydarzeń przedstawia prokurator, który domaga się dla oskarżonego 25 lat więzienia. To sam policjant miał chcieć, by Cezary S. jechał za nim do lasu, do odosobnionego miejsca, by dokonać egzekucji.
Żadna ze stron nie zaprzecza, że Łukasz M. po tym, jak strzelał do Cezarego S., włożył jego ciało na tylną kanapę jego samochodu. Auto porzucił w głębi lasu. – Nie zachowałem się profesjonalnie, jak policjant. Byłem przerażony, dlatego schowałem zwłoki – tłumaczył oskarżonym, nie przekonując przy tym prokuratora.
Biegli, którzy badali psychikę Łukasza M., ocenili, że nie pasuje on do wizerunku mordercy. – Myślałam, że to najlepsi przyjaciele – tak zeznała z kolei dziewczyna zabitego 36-latka.
TVN24.PL